poniedziałek, 25 listopada 2019

w obawie przed ...

Przekręciła klucz i oparła się całym ciężarem swojego, prawie trzydziestoletniego ciała o drzwi mieszkania. Pustego – nie licząc jej osoby – na kolejne dni. Czuła się dziwnie. Nie umiała się zdecydować, jakie właściwie odczucia przeważają w jej sercu. O jej uwagę zabiegały bowiem dwa odmienne stany. Jeden sugerował smutek, drugi natomiast kusił jakąś dziwną euforią. Nie wiedziała, któremu się poddać. Oba walczyły o nią równie mocno. „Żyj tak, jakby jutro miał się skończyć świat” – nieoczekiwanie w głowie pojawiły się dawno zapomniane słowa. Kiedyś były jej mottem, a dziś?

Nagle zapragnęła wreszcie zrzucić z siebie ten ciężar niepewności oraz stresu, jaki towarzyszył jej ostatnio i zawalczyć o siebie. Od dziś, od teraz. Zrzuciła pantofle, nie bacząc na to, że przyzwyczaiły się do pieszczot jej dłoni, troskliwie ustawiających je w osobnej, komfortowej przegródce szafki na buty. Zawiesiła bezwiednie na jednym z wieszaków sweter, nie zwracając uwagi na możliwość trwałych odkształceń, których zwykle unikała. Była tak zaabsorbowana swoimi emocjami, że te kwestie straciły dla niej znaczenie. Usiadła na fotelu i odetchnęła głęboko. Przymknęła na chwilę oczy, a pod powiekami pojawiły się obrazy z ostatniej godziny. Roześmiała się spontanicznie na wspomnienie siebie zbierającej w parku żołędzie. Wychodząc z pracy była zmęczona i przygnębiona. Wtedy nic nie wskazywało na to, że ten stan zmieni się tak radykalnie i to pod wpływem zupełnie obcej dziewczynki. W sumie to właśnie dzięki Zuzi wstąpiła w nią nowa energia i chęć do życia. Postanowiła jej nie marnować. Szczególnie, że obecnie mogła ze spokojem określić siebie mianem „pani swego losu”. Od dziś mogła robić wszystko to, na co w danym momencie naszła by ją chęć.
I właśnie wtedy poczuła, że znów potrzebuje poczuć na swojej skórze ten dotyk. Zerwała się z fotela i dopadła szuflady z bielizną. Jak w transie szukała palcami znajomego materiału. Chwilę później już trzymała go w dłoni, a potem szybko upchnęła w wygrzebanej w szafie torbie wraz z kilkoma innymi akcesoriami. Przepełniała ją radość na myśl, że już wkrótce znowu przekroczy próg miejsca, które przez kilka lat było jej tak bliskie. W pośpiechu pozbyła się krępującej biodra spódnicy i z dziką satysfakcją rzuciła ją w najdalszy kąt sypialni. Nie miała żadnych skrupułów. Usiadła na łóżku i z ulgą ściągnęła rajstopy.
Niestety na niektóre spotkania w pracy była zmuszona przywdziewać taki strój. Podobno dobrze działał na samopoczucie osób uczestniczących w cotygodniowych firmowych zebraniach. „Szkoda, że nie biorą mnie pod uwagę, ustalając takie zasady” – pomyślała, ale tym razem nie gryzła się tą refleksją zbyt długo. Myślami była już gdzie indziej, w biegu zakładając świeżo uprane, ulubione jeansy. Niezależnie od pory potrafiły się do niej idealnie dopasować, a ona czuła się w nich wyjątkowo dobrze. Szybko pożegnała się też ze swoją elegancką bluzką i wskoczyła w jeden z t-shirt’ów przyozdobionych jakimś napisem. W czasach „sprzed Kamila” często zdarzało się jej nabywać jakąś koszulkę z zabawnym tekstem lub rysunkiem. Przywdziewając taki strój odpoczywała od firmowego dress code’u, który ją czasem drażnił. A może była to forma jej prywatnego protestu … Założyła kangurkę w bordowym kolorze, a na koniec wcisnęła do torby ortalionową kurtkę. Nie była pewna co przyniesie jesienny wieczór.
„Lepiej być przygotowanym na wszystko” – pomyślała i znowu spontanicznie się roześmiała. Zamknęła drzwi, a klucz umieściła w zapinanej na suwak małej kieszonce. W pierwszym odruchu chciała podjechać samochodem, ale potem doszła do wniosku, że nie ma ochoty tracić czasu na szukanie dogodnego dla pojazdu miejsca. Szczególnie, że odległość nie była w sumie aż tak wielka. „Krótki spacer i będę na miejscu. Chyba, że złapię jakiś autobus” – rozważała, zjeżdżając windą w dół. Szczęśliwie droga wiodła w tym samym kierunku, więc miała czas, aby podjąć ostateczną decyzję. Nigdzie przecież się jej nie spieszyło. Nieoczekiwanie ta świadomość sprawiła jej przyjemność. Uśmiechnęła się do siebie. Wyszła z bloku i pomaszerowała przed siebie. Chwilę później w zasięgu jej wzroku pojawił się autobus. Wybór sposobu dotarcia na miejsce nasuwał się więc sam.
Droga człowieka i maszyny przecięła się w tym samym momencie, nie wymagając od żadnego z nich specjalnego dopasowania. W środku pozostało kilka wolnych miejsc. Poczuła, że jednak musi choć na chwilę usiąść. Z wrażenia, że znowu robi coś pod wpływem impulsu, przezwyciężając wypracowaną przez ostatnie trzy lata przewidywalność. Kamil lubił mieć wszystko zaplanowane i nienawidził wręcz  „spontanu”. Niemal histerycznie reagował na wszelkie zmiany, które zaburzały jego ustalony porządek dnia. A ona, nie wiedzieć czemu zgodziła się funkcjonować jak on. Stworzyła sobie własny scenariusz i trzymała się go uparcie, nie zdając sobie sprawy, jak wiele traci z życia. Słowa przyjaciółki – z którą notabene coraz rzadziej się spotykała – że zaczęła działać jak automat, kwitowała zwykle prychnięciem i odpychała od siebie jak najdalej. Teraz natomiast uświadomiła sobie bezsens własnego zachowania ze zdwojoną siłą. Zdecydowanie należało przeredagować swoje życie. Dziś, teraz, już. Była z siebie dumna, że właśnie to robi. Uśmiech ponownie ozdobił jej twarz.

Był zmęczony. Dobrze, że tym razem udało mu się przed 19.00 wyrwać z biura. Marzył, aby wreszcie zdjąć z siebie marynarkę, koszulę oraz krawat i wygodnie umościć się na kanapie, odpalając telewizor. Myśl, że w lodówce czeka na niego zimne piwo, dodawała otuchy. Miał mieszkanie tylko dla siebie, co oczywiście miało swoje minusy – szczególnie, gdy wspomniany sprzęt świecił pustkami na półkach, bądź dla odmiany straszył widokiem sera zmieniającego barwę jak kameleon lub jakiegoś warzywa, które nie wiadomo kiedy zmniejszyło radykalnie swoją objętość. Trzeba jednak przyznać, że te sytuacje zdarzały się coraz rzadziej.
„Jutro trzeba będzie znowu wybrać się na jakieś zakupy” – pomyślał w chwili, gdy autobus zatrzymał się na jednym z przystanków. Usłyszał, że drzwi się otworzyły, a potem ktoś lekko otarł się o jego kolano, sadowiąc naprzeciwko. Dopiero jednak po dłuższej chwili oderwał wzrok od widoków za szybą i beznamiętnie zwrócił twarz w stronę ‘intruza’. Nie przewidział, że poświęci postaci więcej uwagi, niż zwykle w takich sytuacjach i że będzie świadkiem fascynującej przemiany, dokonującej się na jego oczach. Twarz nieznajomej mu kobiety, rozświetlił bowiem nagle  uśmiech – jeden z piękniejszych, jakie zdarzyło mu się ostatnio oglądać. Zapatrzył się, tracąc na jakiś czas kontakt z rzeczywistością. W pewnej chwili nieznajoma złapała leżącą na jej kolanach torbę i skierowała się do drzwi. Z zaskoczeniem, ale i ulgą stwierdził, że to również jego przystanek. Wysiadł w ślad za nią i pozwolił nieznacznie się wyprzedzić. Chciał na nią popatrzeć, nie zwracając na siebie uwagi.
Kobieta poruszała się z jakimś hipnotyzującym wdziękiem, mimo niesionej na ramieniu torby, z której machał do niego zawadiacko kawałek materiału. Bez trudu domyślił się, dokąd zmierza. Nagle poczuł, że ma ochotę zrobić to samo. Mieszkał niedaleko, więc w krótkim czasie mógł pojawić się w tym samym miejscu.
„Może to niezły pomysł. Kanapa wszak może poczekać” – uśmiechnął się do własnych myśli i przyspieszył kroku. Piątkowy wieczór zaczął jawić się w innym świetle.

Z przyjemnością obserwował jej ruchy. Kiedyś musiała bywać tu częściej. „Może to jak jazda na rowerze. Tego się nie zapomina, choć czasem brakuje kondycji” – pomyślał, po czym skupił się na sobie. On też dawno tego nie robił, choć kiedyś sprawiało mu to wiele przyjemności. Nie mówiąc już o medalach, które przywoził z kolejnych zawodów. Nagle wyobraził sobie, że znowu w nich uczestniczy i z zapałem zwiększył obroty ramion. Odległość od kolejnej ścianki malała i już wkrótce należało zrobić nawrót, maksymalnie wykorzystując atuty twardej powierzchni. Oczywiście w czasach, gdy walczył o czas. Teraz nie musiał z nikim rywalizować, ale odczuwał jakąś irracjonalną potrzebę, aby dać z siebie maksimum – jak kiedyś. Wspomnienia podniosły poziom adrenaliny, pod wpływem której wystrzelił jak z procy, testując własną wytrzymałość. Kolejne metry pokonywał w jakimś dziwnym amoku, odliczając w ciszy kolejne pięćdziesiątki. Postanowił nieoczekiwanie zmierzyć się z jednym z bardziej wymagających dystansów. Czuł, jak woda wyciąga z niego całe znużenie dzisiejszym dniem, a może nawet tygodniem. W pewnej chwili zaczął być niemal wdzięczny nieznajomej kobiecie. Gdyby nie ten machający do niego z jej torby kawałek ręcznika, leżałby pewnie lekko podchmielony na kanapie, kontemplując swoją samotność. Gdy „pękła” ostatnia odliczana w myślach pięćdziesiątka zatrzymał się i głęboko odetchnął.
Owszem, odczuwał ogromne zmęczenie, ale to uczucie było zupełnie inne niż to, które towarzyszyło mu w drodze do domu. Było w jakimś stopniu nawet przyjemne i oczyszczające. Postanowił zrobić sobie przerwę i odpocząć w pobliskim jacuzzi. Po chwili już zmierzał w tamtą stronę. Miał chyba dziś fartowny dzień, bo siedziała w nim tylko jedna osoba. Była więc szansa na prawdziwy relaks. Dopiero gdy wszedł do ciepłej wody zauważył, że osobą dzielącą z nim tą niewielką w sumie przestrzeń, była kobieta z autobusu. Zdjęła czepek i jasne włosy ciasno przytuliły się do jej głowy. Miała przymknięte powieki i ten sam tajemniczy uśmiech na twarzy. Wyglądała na szczęśliwą, choć on miał niejasne wrażenie, że to ulotny stan. Utwierdził się niemal w tym przekonaniu, gdy nagle otworzyła oczy. Na ich dnie czaił się jakiś smutek. Chwilę później kobieta wyszła z wody.

Opuściła szatnię i skierowała się do holu. Wzięła do ręki suszarkę, aby odpowiednio zadbać o swoje niesforne blond kosmyki. Domyślała się, że już niedługo wpadnie w objęcia jesiennego wieczoru. Należało więc odpowiednio przygotować się na to spotkanie. Wkrótce naciągała ponownie swoją ulubioną kangurkę, przykrywając ją dodatkowo zabraną kurtką. Sprawdziła zawartość torby i poszła w kierunku wyjścia. Jej obawy okazały się niestety słuszne. Za drzwiami przywitał ją dość porywisty wiatr, którego zimny dotyk wzbudził w niej dreszcze. Odruchowo objęła się ramionami, zastygając na kilka sekund. Zaciągnęła wyżej suwak, poprawiła kaptur i ruszyła przed siebie.

Stał przed budynkiem i czekał aż wyjdzie. Nie był pewien, dlaczego to robi, bo przecież zupełnie jej nie znał. Zobaczył ją tego wieczoru pierwszy raz. Nie zamienili ani jednego słowa, więc nie miał pojęcia, kim właściwie jest. Odpalił papierosa, ale zrobił to, aby mieć argument pozostania w tym miejscu jeszcze przez jakiś czas. Czuł irracjonalną potrzebę spojrzenia na nią raz jeszcze. Po co? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie – nie przychodziło mu do głowy żadne logiczne wytłumaczenie. Sam był zaskoczony własnym zachowaniem, bo od dawna nie pozwalał sobie na uleganie emocjom. Ocknął się, gdy pojawiła się na schodach. Widział, jak zadrżała pod podmuchem wiatru. Gdy tak stała przez chwilę nieruchomo, obejmując się ramionami, wydawała się taka krucha i samotna. Nieoczekiwanie wzruszył go ten widok, a w głowie – jakoś tak samoistnie – ułożyły się słowa ...


chciałbym
otulić Cię ciasno
sobą
– niczym ciepły koc
chyba wiem jak
źle znosisz
kaprysy aury jesiennej

mógłbym
rozproszyć spojrzeniem
swoim
– mam taką moc
i przegonić Twe widma
przypominające
o samotnej godzinie kolejnej

chciałbym
podarować Ci wreszcie
siebie
– choćby na jedną noc
odkryć własną wrażliwość
głęboko ukrytą
pod maską postawy biernej

mógłbym
zrobić to wszystko
ale …
obawiam się,
że takim wyznaniem
tylko Cię wystraszę …



piątek, 8 listopada 2019

pod urokiem ...

przysiadły domy
na zboczach
Lanckorońskiej Góry
jak spragnione miłości dzieci
u opiekuńczej babci na kolanach

może wspominają
jak kiedyś
tutaj się żyło
cicho rozmawiając
o kolejnych zmianach

a może tylko
w szeptach
starych drzew zasłuchane
rozkoszują się baśniowością
swojej Lanckorony ukochanej …


Foto: Małgorzata Gajos 
Zdjęcie z notatki projektu moich Koleżanek "Rok w Lanckoronie", z którymi mam przyjemność współpracować.