Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiersze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiersze. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 7 kwietnia 2020

... dla zabawy

Ktoś kiedyś odważył się 😎 powiedzieć mi, że mam "przewrotną naturę" ...
Bywa, że zastanawiam się nad tego typu opiniami.
Może faktycznie coś w tym jest, jeśli postanowiłam napisać coś takiego:

***

Na północy
- dla niektórych -
w odległej Żuław Krainie
jest mała miejscowość
o nazwie - Żuławki
która z tego właśnie słynie,
że stoi w niej spory dom podcieniowy
zabytek około 200-letni – piękny, barokowy

dom - jak z obrazka pana Kufla – pięknie malowany
w którym podcień przylega centralnie do ściany
– dzięki trosce pana Mariusza Wiśniewskiego
układ jego wnętrza – klasyczny – został zachowany
pochodzi z XVIII wieku, gruntownie w 1825 przebudowany
– przez Petera Epp’a – inwestora głównego

w tym starym domu można zobaczyć
kawałek historii – wierzcie! – same dziwy
jest stolarka drzwiowa z okuciami z zakładów
elbląskich lub gdańskich z początku XVIII wieku
jest też pomieszczenie przylegające do czarnej kuchni
w którym – wreszcie, ujrzycie fliz holenderski – prawdziwy!

długo zapewne można by jeszcze
o tym zabytku z Żuławek opowiadać
nie ma co jednak „strzępić języka”
więc choć to trudne - będę krótko gadać:

jeśli chcielibyście - Drodzy Turyści - ten piękny obiekt
zobaczyć, zwiedzić lub dowiedzieć się o nim więcej
piszcie do Właściciela – Mariusza Wiśniewskiego
pomoże ten LINK, który oddaję w Wasze ręce …

Warszawa, 7.04.2020

WAŻNE:
powyższy utwór zawiera nie całkiem śladowe ilości 😏 fragmentów pochodzących z opisu strony

foto - źródło: fanpage "Dom podcieniowy Żuławki ..."
#mojaKwarantanna2020

niedziela, 5 kwietnia 2020

"… kiedy się spalę ... "

Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie. Liczył na zrozumienie, a może nawet rozgrzeszenie od tej, która od zawsze najbardziej liczyła się w jego życiu. Może zapomniał, jaka potrafi być twarda
i bezkompromisowa. Zrozumiał, że naprawdę sam musi podjąć decyzję i zmierzyć się ze swoimi wewnętrznymi lękami. Czy był gotów?

Pojedynczy sygnał świetlny oznaczał, że może bez przeszkód usiąść za kierownicą.
Zrobił to z ulgą. Zatrzasnął drzwi samochodu i wręcz zapadł się w fotel. Przymknął oczy i trwał tak przez dłuższą chwilę, czekając aż przestanie pulsować mu w głowie. Sam już nie wiedział, czy był to efekt trawki, którą zapalił wcześniej, czy może jednak rozmowy z Izą. A może to była wina kartki wyrwanej z brulionu, którą znalazł dziś rano przez przypadek? Wydawało mu się,
że usunął już z mieszkania wszystko, co się wiązało z byłą żoną. Zapomniał jednak, że niektóre publikacje uważali za wspólne i na równi z nich korzystali. To w jednej z nich zachowało się właśnie to, co teraz powoli wyciągał z portfela i rozkładał przed sobą. Napisane przez nią - dawno temu, słowa …

***

- Zupełnie nie rozumiem, dlaczego mu na to pozwalasz. Jesteś przecież dorosła i możesz stanowić sama o sobie. Czy na serio nie możesz wyjść na koncert bez niego? Myślałam, że zrobimy sobie „siostrzany wieczór” – w głosie Izy słychać było irytację. – Marek zupełnie nie ma nic przeciwko moim indywidualnym wypadom. Szczególnie, jeśli wie, że idę z Tobą. Co prawda nie możemy liczyć, że nasi Panowie się kiedykolwiek polubią – zaśmiała się trochę złośliwie – tym niemniej nie widzę przeszkód, abyśmy jednak jutro wyszły razem. Powiesz mu to dobitnie sama, czy może jednak ja mam wykonać telefon, co? – popatrzyła surowo na Aśkę.

- Fakt, że jesteś kilka lat ode mnie starsza nie daje ci prawa do dyrygowania mną – odgryzła się nagle jej rozmówczyni, co lekko Izę przystopowało. „A więc jednak … na szczęście” – pomyślała i pozwoliła sobie na delikatny, pojednawczy uśmiech.

- Przepraszam, trochę się zagalopowałam – fakt. Ale znasz mnie już trochę i wiesz, że taki mam już charakter. Lubię „grać pierwsze skrzypce” – zaśmiała się, po czym szybko spoważniała. – Wiesz, że w tym zespole jeden z gości gra właśnie na nich? – zadała pytanie, bacznie się przyglądając, czy Aśka złapie przynętę. Wiedziała, że przed urodzeniem Maksa nieźle sobie radziła z tym instrumentem. Podobno nawet miała kilka propozycji zawodowych i to takich dość rozwijających. Tak się jednak złożyło, że w urzeczywistnieniu marzeń przeszkodziła … Natura.
Aśka się zakochała. Bez pamięci.

A później już brakowało jej czasu, siły i może nawet wewnętrznej potrzeby, aby ponownie chwycić za instrument. Tak naprawdę znowu się z nim … zespolić podczas gry. Trudno bowiem nazwać ćwiczeniami te, które czasem podejmowała przy dziecku. Co prawda synek za każdym razem wodził roziskrzonym wzrokiem za jej dłonią ze smyczkiem i nie przeszkadzał, jednak … nie mogła sobie pozwolić na to, aby pozostawić odłogiem domowe sprawy. Nie było nikogo innego, kto mógłby ją odciążyć od prozaicznych obowiązków, które coraz bardziej ją męczyły. Niekiedy odnosiła wrażenie, że jest jak ta księżniczka uwięziona na wysokiej wieży lub inna postać z bajki, która ma oddzielić od siebie drobne ziarenka, jeśli chce opuścić swój „areszt”.

Przytłaczało ją to uczucie i przekonanie, że niestety nie za bardzo może liczyć na wsparcie
ze strony męża. Miała wrażenie, jakby dla niego życie niespecjalnie się zmieniło. Może tylko zamieszkał w innym miejscu i z innymi osobami. Wciąż miał jednak zapewniony przysłowiowy „wikt i opierunek”, więc tak naprawdę to zajmował się głównie pracą i swoimi towarzyskimi spotkaniami. Choć szczerze mówiąc wolała już, jak wychodził. Wtedy chociaż nie musiała martwić się o przygotowanie poczęstunku i zabawianie gości. Zdecydowanie wolała ten czas spędzać z dzieckiem, które było spragnione uwagi i miłości. Ich obojga tak naprawdę …

Wyczekany powrót do pracy nie okazał się tym, za czym faktycznie należało tęsknić. Przerwa
w wykonywaniu zawodowych obowiązków była na tyle długa, że nie potrafiła odnaleźć się
w niby znanym sobie miejscu. Co prawda i ono się zmieniło od czasu, gdy była tu ostatnio. Nie tylko chodziło o zmianę lokalizacji samego biura, a co za tym idzie przestrzeni, wyposażenia itp. Zaczęli tu pracę nowi ludzie, którzy mieli inne spojrzenie na wiele spraw, niż ona.
Czasem odnosiła wrażenie, jakby brała udział już w dwóch wyścigach – tym właśnie w pracy
i tym w domu. Prawda była bowiem taka, że z zegarkiem w ręku niemal odmierzała swój dzień, dopasowując się do ważnych jego punktów w postaci odprowadzenia syna do przedszkola (później szkoły), pracy, zakupów, obiadów, sprzątania, prania i wielu innych bieżących spraw, pojawiających się znienacka. Jak choćby sytuacje, w których jej szanowny małżonek informował ją w ostatniej chwili, że zostaje dłużej w biurze, więc dochodzi jej jeszcze obowiązek odebrania dziecka. A potem robienie dwóch obiadów, bo przecież … on wraca taki głodny i zmęczony dłuższym pobytem w pracy, że sam nie może odgrzać tego, co mu zostawiła.

Tak więc jej życie przez kilka następnych lat specjalnie się nie poprawiło. Było inaczej, może nawet trudniej, bo doba jakby się znacznie skróciła. Teraz już nawet nie pamiętała, gdzie leży jej – tak kiedyś  kochany instrument. Czy gdyby go znalazła, potrafiłaby na nim jeszcze coś zagrać? Spojrzała na swoje dłonie, znowu szorstkie od płynów, których używała podczas sprzątania. Dawniej smukłe i delikatne palce potrafiły z niezwykłą siłą i energią przesuwać po strunach smyczek. Jak byłoby teraz? A może jednak muzykę nosi się w sercu i ciało nigdy o niej nie zapomina? Nie wiedziała tego. Przestała zresztą ostatnio myśleć na ten temat. Życie toczyło się wartko – dni upływały niepostrzeżenie, a ona dawała swoje przyzwolenie na to, by możliwości przeciekały jej przez palce. „Jak długo jeszcze będę trwała w tym maraźmie?” – zadała sobie nagle w duchu pytanie. Spojrzała Izie w oczy.

- Masz rację. Jestem dorosła i coś mi się też od życia należy – uśmiechnęła się wesoło. – Gdzie
i o której się spotykamy?

- To mi się podoba – Izka spontanicznie pokazała kciuka i odwzajemniła uśmiech. – Przyjadę
po Ciebie. Bądź gotowa jutro na 19.00. Całus! – rzuciła jeszcze, po czym wskoczyła na siedzenie czekającej już od kilku chwil taksówki. Podała adres kierowcy, po czym zadowolona rozsiadła się na tylnym siedzeniu. Cieszyła się na myśl o koncercie. Niewiele brakowało, aby ją ominął.
„Jak to się czasem dziwnie plecie” – pomyślała, przypominając sobie zdarzenia sprzed może 2-3 miesięcy.

***

„Jak dobrze, że nie jestem sama” – pomyślała Aśka, rozglądając się nerwowo dookoła. Nie sądziła, że tyle ludzi zechce – podobnie jak one – pojawić się na tym wydarzeniu. Wydawało się jej, że muzyka wykonywana przez zespół nie należy do gatunku tych, które są zbyt popularne. Udało się jej znaleźć w necie trochę informacji na temat artystów i wysłuchała kilku utworów. Roziskrzonym wzrokiem patrzyła na fragmenty nagrania, na których jeden z mężczyzn grał
na skrzypcach. Były piękne, choć zupełnie nie przypominały tych posiadanych przez nią.
„Jak wiele się zmieniło …” – pomyślała z lekką nostalgią i cichutko westchnęła. Już niedługo będzie miała okazję zobaczyć występ na żywo i może nawet … nie chciała sobie robić nadziei, ale opowieść Izy faktycznie nią potrząsnęła.

- Jak tam? Podekscytowana? – zagadnęła ją w tym samym momencie Iza, jakby szóstym zmysłem wyczuła, że myśli Aśki podążyły w kierunku jej osoby. - Pamiętaj, że po koncercie nigdzie nie uciekamy, tylko idziemy porozmawiać z artystami. Obiecałam Marcelowi, że pojawimy się dziś i znajdziemy czas na pogawędkę. Myślę, że i ty na tym skorzystasz – mrugnęła do niej żartobliwie, po czym odwróciła się w stronę sceny. Właśnie wkraczali na nią muzycy
ze swoimi instrumentami. Aśka dojrzała ten, który przyprawił jej serce o szybszy rytm.
Za chwilę nic nie liczyło się oprócz dźwięków.

Koncert miał trwać 1,5 godziny, ale Aśce wydawało się, że upłynął może kwadrans odkąd popłynęły pierwsze nuty. Siedziałaby zapewne dłużej na swoim miejscu, gdyby nie Iza, która teraz popychała ją nieznacznie w kierunku wyjścia z sali koncertowej. Szła posłusznie przed siebie, starając się wymijać napotykane po drodze osoby. Miała wrażenie, jakby powoli budziła się z jakiegoś snu. Potrzebowała czasu, aby oswoić się z otaczającą ją rzeczywistością. Mechanicznie rozdawała zdawkowe uśmiechy tym, którzy kiwali jej głowami, mniej lub bardziej przyjaźnie. Nikogo oprócz Izy tu nie znała, więc może bardziej witali się z jej towarzyszką, niż
z nią. Nie miało to jednak większego znaczenia. Nie przyszła tu po to, aby nawiązywać nowe znajomości i błyszczeć towarzysko. Miała nadzieję odetchnąć dźwiękami i to się jej udało. Była nimi oszołomiona, ale to było niezwykle przyjemne uczucie.

„Jakbym była na jakimś niezłym haju, albo nieźle ubzdryngolona …” – zaśmiała się mimowolnie do siebie i z tym wyrazem twarzy stanęła nagle „oko w oko” z jakimś wysokim szczupłym mężczyzną. Miał jasne włosy i – co wydawało się jej trochę zaskakujące – oczy w kolorze miodowego brązu, dającego poczucie jakiegoś spokoju, bądź wręcz odprężenia. Na twarzy nieznajomego pojawił się nieoczekiwanie szeroki, radosny uśmiech.

- Iza! Jakże się cieszę, że jednak udało Ci się dziś pojawić na naszym koncercie – wykrzyknął
i lekko odtrącając Aśkę złapał w objęcia jej towarzyszkę. Uniósł ją spontanicznie w górę, czym wywołał cichy okrzyk zaskoczenia, a potem śmiech.

- Puszczaj, Wariacie – Izka próbowała wyzwolić się z silnych, męskich rąk, które wciąż trzymały ją nad podłogą, choć może już nie tak wysoko, jak w pierwszej chwili. – Natychmiast postaw mnie na ziemi, Ogrze – zakomenderowała wesoło, nie przestając się śmiać. – No już, ludzie się
na nas gapią – dodała proszącym tonem.

- No, dobra, dobra … ja tam mam niezłe wytłumaczenie, jakby co – mrugnął do nich porozumiewawczo – jestem Artystą, a wiadomo nie od dziś, że takim jak my … odbija! – roześmiał się spontanicznie. Miło pobrzmiewał jej w uszach ten objaw naturalnej radości. Wrażliwy słuch nie był obojętny na brzmiące w nim ciepłe tony, które mogły świadczyć
o poczuciu humoru i zdrowym dystansie do siebie. Kim był człowiek stojący przed nią?

- Tak w ogóle, to nie jestem dziś sama – Iza postawiona z powrotem na pewnej powierzchni odzyskała dawny rezon. – Chciałam, aby poznała Cię moja bratowa. Joanno, oto Marcel, dzięki któremu właściwie mogłyśmy uczestniczyć dziś w tym pięknym koncercie – dokonała prezentacji.

- Zaiste, cudowne wydarzenie – odezwała się Aśka, podając jednocześnie dłoń właścicielowi oczu o niezwykłym kolorze. – Bardzo dziękuję, to … to … przepraszam, ale chyba wciąż jakoś nie mogę oswoić się z myślą, że tamta muzyczna rzeczywistość jest przeszłością – dodała, uśmiechając się przepraszająco.

- Aśka kiedyś grała na skrzypcach, wiesz? – Izka skorzystała z okazji, aby wtrącić swój komentarz.

- Naprawdę? – Marcel aż się zachłysnął z wrażenia. – Koniecznie w takim razie powinnaś poznać naszego skrzypka. Wreszcie będzie miał komu opowiadać ze szczegółami o zaletach swojego nowego instrumentu. To podobno „ostatni krzyk mody” – mrugnął porozumiewawczo i znowu się roześmiał.
Aśka patrząc na jego twarz miała wrażenie, jakby lubił to robić, nie zważając na przybywające mu przez to, zmarszczki mimiczne. Sympatyczne zresztą. Jak w sumie cała postać. Mimowolnie pomyślała, że chyba drzemie wciąż w niej jakiś taki „urwipołeć”, skory do żartów i psot. Wzbudzał jednak zaufanie. Uśmiechnęła się więc lekko i skinęła głową w podziękowaniu.

- Z przyjemnością zobaczę go z bliska – potwierdziła jeszcze słowami.

- Instrument, czy skrzypka? – prowokacyjnie zapytał Marcel, ciekawy reakcji kobiety. Spodobała mu się od pierwszej chwili. Trochę udawał, że nie wie kim jest. Nie chciał jednak zdradzić się zbyt szybko ze swoimi odczuciami, więc obrał trochę inną strategię. Aby nie wypaść z roli, pozwolił sobie na tę małą zaczepkę, podszytą jednakże humorem.

- To się okaże na miejscu, czyż nie? – roześmiała się wesoło, podchwytując żart. Ujęła go tym. Miał nadzieję, że jest dokładnie taka, jaką odmalowała w jego wyobraźni Iza, gdy wspominała
z kim przyjdzie.

***

- Przypominam, że wyjeżdżam w przyszły piątek na koncert i wrócę pewnie w niedzielę w nocy – usłyszał, ledwo postawiła przed nim parujący talerz zupy. Wziął mechanicznie łyżkę do ręki, myślami błądząc wciąż jeszcze wokół innych spraw. Z pewnością nie związanych z rodziną.

- Gdzie tym razem będziecie grać? Przywieziesz mi pamiątkę? – Maks przełknął i spojrzał
na matkę z ciekawością.

- Postaram się znaleźć chwilę, aby poszukać czegoś wyjątkowego – Aśka uśmiechnęła się
do syna. – Mamy jednak zaplanowanych kilka koncertów w różnych miejscach i trudno spamiętać wszystkie nazwy. Może okażą się na tyle sympatyczne, że kiedyś razem tam pojedziemy? Chciałbyś? – spojrzała na Maksa. Był jej Skarbem. Podporą. Bezgranicznie zakochanym Fanem. Cieszyła się, że choć dorastał i zmieniał powoli w młodzieńca, nie tracił swojej wrażliwości. Szczęśliwie wszedł w „okres nastolatka” dość łagodnie. Przynajmniej ona nie miała żadnych problemów, aby się z nim wciąż dobrze dogadywać. Była mu wdzięczna, że potrafi mimo swoich 13-stu lat tak wyrozumiale podchodzić do jej pasji. W sumie to nawet sam zachęcił ją ponad dwa lata temu, aby odnowiła znajomość ze swoimi skrzypcami. Także on dodawał otuchy, gdy wahała się, czy przyjąć propozycję Marcela i zastąpić w zespole jednego
z muzyków.

- Ktoś będzie Was nagrywał? Szkoda, że nie mogę jechać z tobą – Maks znowu przerwał posiłek.

Podobnie jak on, gdyż nie wierzył własnym uszom. Gdzieś znowu wyjeżdżała? Powoli ogarniała go wściekłość. Myślał, że te jej próby i sporadyczne wieczorne wypady, będące w rzeczywistości koncertami to taki przelotny kaprys. Może nawet chęć odegrania się na nim za to, że coraz częściej urywał się z domu, albo przedłużał pobyt w pracy. Nie sądził, aby znała prawdę. Nigdy zresztą nie musiał się jej tłumaczyć z niczego, co robił. Zawsze był „lekkoduchem”, który jak kot – „spadał na cztery łapy”. Uważał, że takie życie mu się należy, więc brał z niego całymi garściami. Rodzina była ważna, ale najpierw liczyły się jego potrzeby lub zachcianki.
Ktoś mógłby doszukiwać się w tym zachowaniu syndromu tzw. „najmłodszego dziecka”, które przyzwyczajono do tego, że wszyscy mu usługują i jest najważniejsze.

- O czym, wy do cholery mówicie! – nie wytrzymał i uderzył pięścią w stół, wywołując strach
w ich oczach. – Chyba nie chcesz mi wmówić, że poważnie należy traktować tę twoją … ekhm – zaśmiał się ironicznie – „karierę muzyczną”. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele, bo popadniesz
w samo-zachwyt. Może i wystąpiłaś kilka razy przed jakimiś znajomymi Marcela, czy nawet Izki lub Marka, ale nie myśl, że pozwolę ci „szlajać się” po jakiś spelunach, nie wiadomo gdzie … Nigdzie nie pojedziesz – dodał na koniec wierząc, że dobitnie wyraził swoją opinię.

- Po pierwsze nie musisz podnosić głosu. Po drugie nie musisz używać pewnych słów. Po trzecie, co może jest teraz! Najważniejsze … nie będziesz mi dyktował, co mam robić. Szczególnie, że
od dawna zupełnie nie liczysz się z nami. Zachowujesz się niczym gość hotelowy, któremu się wydaje, że jego pieniądze wystarczą na pokrycie wydatków związanych z jego pobytem. Choć wierz mi, że jakbyś miał zamieszkać w takim miejscu ze swoimi oczekiwaniami, to na pewno dużo drożej by cię to kosztowało – Aśka patrzyła mu prosto w oczy, ze spokojem wymieniając kontrargumenty. Zatkało go. Jego potulna zwykle żona nagle śmiała mu się przeciwstawić?

- Nigdzie nie pojedziesz. Koniec dyskusji – wycedził przez zęby, z trudem panując nad gniewem. Dostrzegł jej zaskoczony wzrok, ale zanim otworzyła usta …

- Dlaczego zabraniasz mamie rozwijać jej pasje? – syn niespodziewanie włączył się do rozmowy. – Poradzimy sobie przecież sami. Zawsze możemy odwiedzić ciocię Izę lub dziadków, prawda? – spojrzał na ojca proszącym wzrokiem i uśmiechnął się delikatnie.
W takich momentach tak bardzo był do niej podobny …

- Rób, jak uważasz … - odsunął z hukiem krzesło i wyszedł do przedpokoju. Nie chciał znowu wszczynać awantury, choć wszystko w nim wrzało. Resztki zdrowego rozsądku podpowiadały mu, że „szuka dziury w całym” ze zwykłej zazdrości. Nie chciał jednak dopuścić ich do głosu. Wolał poddawać się emocjom, które coraz bardziej rozpalały jego serce – podobnie, jak ciążące na sumieniu „grzeszki”, które usłużnie podsuwały obrazy żony w ramionach Marcela. Ubrał się szybko. Chciał je zamazać lub usunąć – alkohol nadawał się do tego znakomicie.
Złapał w przelocie klucze i na koniec trzasnął drzwiami.

***

Światła przejeżdżającego ulicą samochodu, wyrwały go z rozmyślań. Spojrzał na trzymaną
w ręku kartkę i raz jeszcze przebiegł wzrokiem po skreślonych piórem słowach …

… kiedy się spalę
w Twoim sercu
gdy się rozwieję
z Twym oddechem
kiedy rozpłynę się
w Twoich myślach -
gdy stanę się tylko
wspomnień echem ...

nie zniknę całkowicie
nie zapadnę się –
głęboko,
jak w wodę kamień
odnajdziesz mnie
w uśmiechach dzieci –
tam właśnie, pozostanę…

Co czuła, pisząc ten wiersz? Kiedy to było? Pytania wirowały mu w głowie. Czy tego chciał, czy nie … pod powiekami i w snach zachował jej obraz – wrażliwej, eterycznej postaci, którą rozkochał w sobie, a potem … unieszczęśliwił. Czuł do siebie niesmak.
Także dlatego, że domyślał się już, dlaczego nie potrafi znieść widoku uśmiechniętej twarzy syna …

Żuławy, okolice Białej Góry - miejsce skłaniające do refleksji



wtorek, 31 marca 2020

POGAWĘDKA Druga

„Kwarantanna” w polskiej rzeczywistości wciąż trwa, a może jednak zmierza ku końcowi – oby!
Owszem, przyznaję że fajnie jest trochę posiedzieć w domu z laptopem na kolanach, ale …
nawet najbardziej ciekawe pogawędki poprzez znane komunikatory – jak choćby Messenger, WhatsApp, czy wreszcie (nowość dla mnie) Teams, nie zastąpią rozmowy na żywo.

Zaczyna mi brakować bezpośredniego – czyt. fizycznego (bez żartobliwej nie-jednoznaczności tym razem) – kontaktu z innymi Ludźmi. Szczególnie z moimi Znajomymi, których bliskie towarzystwo bardzo sobie cenię. Nie ma to jak spotkać się w sympatycznym miejscu i zwyczajnie pogawędzić. Na razie to jednak nierealne, więc …
W ramach spontanicznej inicjatywy pod hasłem: #mojaKwarantanna2020 i z braku możliwości uczestniczenia w próbie Zespołu Sunset Bulvar tym razem „wzięłam na spytki” indywidualne – Roberta …

Dawno nie mieliśmy okazji porozmawiać dłużej. A jeden temat szczególnie mnie ciekawił – współpraca mojego Kolegi ze wspomnianą wyżej, Grupą Muzyczną.

Paulina: 
- Na pierwszy w sumie – premierowy – koncert Zespołu Sunset Bulvar dotarłam wyłącznie dzięki Tobie. Pamiętam, że termin był grudniowy – jakoś tak prawie zaraz przed świętami. Wiesz co mnie przekonało, aby przyjechać do La Lucy?

Robert Baranowski – mówi o Sobie „Łowca uczuć”, pisze wiersze i teksty piosenek, od jakiegoś czasu wcielił się w rolę Impresaria Zespołu Sunset Bulvar , publikuje na stronie „Twórczość Roberta Baranowskiego”.
- Dogodna lokalizacja? 😏

Koncert Sunset Bulvar w La Lucy - grudzień 2019

- Owszem, miała znaczenie … Bardziej jednak zelektryzowała mnie Wiadomość, że napisałeś teksty mające stać się docelowo piosenkami nieznanego mi wtedy Zespołu. Domyślasz się dlaczego?

- Znałaś mnie dotąd jako poetę. Myślę, że byłaś ciekawa z jaką formacją postanowiłem związać swoje najbliższe plany.

- Też nie mogę tego potwierdzić w 100%. Nazwa Zespołu lub „trend muzyczny” niewiele
by mi powiedział, gdyż niespecjalnie rozeznaję się w Świecie Dźwięków. Nie chciałabym wykorzystywać sytuacji – a nuż, ktoś z nudów „posądzi mnie” o kryptoreklamę 😎 –
aby promować swój dawny projekt, jednak zbieżność zasad Twojej współpracy z Muzykami i idei pomysłu na „Zabawę z Piosenką” były dość dla mnie znaczące. Oczywiście byłam ciekawa efektu muzycznego (piosenek) oraz samych Twoich tekstów – są chyba inne niż te, które publikujesz na Swoim profilu lub stronie, prawda?

- Na moim profilu, a zwłaszcza stronie Twórczość Roberta Baranowskiego dzieliłem się jak dotąd treścią, która nawiązywała, czy też stanowiła moją największą życiową pasję - poezję. Jednakowoż teksty pisane dla Zespołu są w naturalny sposób wypadkową moich dotychczasowych eksperymentów ze Słowem.

- Na jednym z ostatnich spotkań literackich odpowiadałeś na pytanie, które brzmiało „Skąd wzięła się u Ciebie potrzeba pisania?” Możesz raz jeszcze udzielić informacji na ten temat?
- Ta potrzeba wypłynęła wprost z mojego serca, tych jego pokładów, które przechowują uczucia czy emocje towarzyszące mi w życiu codziennym. Wszystko zaczęło się na poważnie w 1995 roku. Wcześniej o tym nie myślałem. Czułem, że nie jestem na to gotów – zarówno mentalnie, jaki i warsztatowo. Stąd świadoma decyzja o zwłoce w publikacji. Z ciekawostek dodam, że mój debiut na łamach prasy literackiej ("Literacka Polska", Warszawa 2003) to zbiór "złotych myśli", a nie wybór wierszy. 
Spotkanie poetycko-literackie pt. "Psy na Baby" - 10.03.2020

- Masz jakieś swoje własne literackie Autorytety? Kogo i dlaczego? – jeśli można od razu prosić argumenty …
- Odnosząc się do klasyki, nie mógłbym nie wymienić Norwida, Baczyńskiego czy Grochowiaka. Spośród poetów zagranicznych to Blake i Rilke. Natomiast z poetów nam współczesnych
z przyjemnością wymienię Bohdana Urbankowskiego i wreszcie mojego Mentora - Jana Marszałka. Najbardziej przemawia do mnie - poza oczywistym kunsztem literackim - Ich wspólny mianownik, a mianowicie: emocyjność i nośność Słowa. To, co sprawia, że poddani lekturze doświadczamy autentycznych wzruszeń i refleksji, które są w stanie nas duchowo wzbogacić.



foto: Piotr Cieślak

- Społeczność ludzi piszących jest chyba dość … zamknięta i mam wrażenie, że częściej skupia głównie ludzi tworzących w obszarze liryki. A mówi się, że wierszy to już nikt nie czyta – po co je w takim razie powoływać do życia?

- Ludzie, którzy chwytają za pióro są różnorodni. Często niedoceniani, potrafią jednak sprawić,
że otaczająca nas rzeczywistość pachnie wiosną. A wiersze? To ziarna wrażliwości, zakiełkują podlane lekturą.


- Wydałeś chyba kilka tomików swoich utworów ... Planujesz następny? Od czego zależy decyzja?
- Dotychczas ukazały się cztery: "Fragment Poezji", "Fragment Poezji II", "www.k♀bieta.pl"
oraz "Z perspektywy płomienia...". Było też kilka Antologii, gdzie zamieszczone zostały moje wiersze obok innych autorów. Co do planów, to chciałbym jeszcze w tym roku wydać kolejny tomik. Zależy to w dużej mierze od możliwości zgromadzenia potrzebnych na ten cel funduszy. 



foto: Archiwum prywatne

- W jaki właściwie sposób dotarłeś do ludzi, dla których obecnie piszesz teksty piosenek?

- Wszystko zaczęło się dość zwyczajnie. Pojawiłem się na koncercie Sunset Bulvar w pubie Marcinek. Spodobała mi się Ich muzyka. Podszedłem i … „od słowa do słowa”... rozpoczęła się nasza współpraca. Ważne, by wiedzieć z czym wychodzi się do ludzi, jakie ma się intencje. Jeśli jest wspólnota celów projekt ma szansę odpalić. Tak było w naszym przypadku. 

- Opowiedziałeś o tym niemal w „telegraficznym skrócie” 😏 Opowiedz proszę coś więcej. Jak układa się Wasza współpraca? Jesteś zadowolony? Dlaczego? To chyba pierwszy taki Twój literacko-muzyczny projekt?
- Jesteśmy zgranym teamem - tak uważam. Każdy odpowiada za swoją działkę, czyniąc to z pasją i zaangażowaniem. Dla mnie to podstawowe kryterium. Mam już za sobą udane muzyczne projekty, jak choćby ten z Martą Gwiżdż czy Alteą Leszczyńską. Bardzo dobrze wspominam obydwa doświadczenia.
Dla Zainteresowanych podam może linki:
> efekt współpracy z Martą -  utwór „Ocean życia” oraz utwór „Epidemia” 
> piosenka Altei - utwór „Łowca serc”
Miło było usłyszeć komentarz od wspomnianej wyżej Artystki, która napisała tak:
„(…) skomponowałam muzykę adekwatną do tekstu. Przepiękny tekst autorstwa warszawskiego poety R. Baranowskiego moim zdaniem dotyczy ulotności uczuć, ale tu musiałby się sam autor tekstu wypowiedzieć. „(…)”

- Będzie więcej tekstów? Jeśli Grupie uda się nagrać pierwszą autorską płytę, to może zechcą pomyśleć o drugiej. Chciałbyś kontynuować z Nimi takie działania, jak teraz? 
- Co do tekstów, to mam nadzieję, że wena dopisze. Skupiam się na „tu i teraz”. Zależy mi bardzo na realizacji obecnego projektu i temu poświęcam obecnie czas i uwagę. A co do wspólnych projektów w przyszłości ... czas pokaże. 

- Faktycznie, czasem lepiej nie wybiegać zbyt daleko w przyszłość 😏 Możesz zdradzić, co dobrego wniosła do Twojego życia współpraca z Muzykami, takimi jak Ci z Sunset Bulvar? Czegoś się nauczyłeś? Czegoś nowego doświadczyłeś?
- Cóż, współpraca z Zespołem od strony zawodowej, to przede wszystkim wyzwanie. Staram się stanąć na wysokości zadania, choć nie jest tak łatwo pogodzić dwie funkcje, jakie objąłem - autora tekstów i managera. Na szczęście nie jestem w tym sam. Mam wsparcie ze strony całej Ekipy. Cieszy mnie też bardzo, że wymieniamy się pomysłami. To twórcza współpraca.

- Czy gdyby inna grupa Muzyków zwróciła się do Ciebie z prośbą o teksty dla nich, to jak byś zareagował?
- Na chwilę obecną nie wchodzi to w grę. Czuję się związany z Sunset Bulvar i nie mam tu
na myśli jedynie kwestii zawodowych. 


- Piszesz – lub może należy użyć sformułowania … już napisałeś teksty dla Zespołu. Twoja rola jednak na tym się nie kończy, ponieważ zgodziłeś się także być Ich Managerem, o czym sam wspomniałeś. Zgłosiłeś się na ochotnika, czy propozycja wyszła od Muzyków?
- Fakt. Teksty powstały i świetnie odnajdują się w mariażu z muzyką 😀 Niebagatelne znaczenie ma tu charyzma, talent i urok osobisty Wokalistki. Natomiast kunszt muzyczny męskiej części Zespołu dopełnia znakomicie całości. To mówię ja ... Baranowski Robert, manager drugiej klasy 😃 A co do nominacji na wyżej wymienionego - inicjatywa leżała po stronie Zespołu.

- Jak widzisz swoją rolę Impresaria? Jest łatwo, ciekawie i przyjemnie, czy bywa jednak,
że nie wszystko pomyślnie się układa? Tak, jak teraz, gdy trzeba było odwołać koncerty
z powodu kwarantanny?

- Rola Impresaria to krew, pot i łzy 😏 A mówiąc serio jest to odpowiedzialne zadanie, któremu staram się sprostać. Jeśli chodzi o przeciwności - chociażby z powodu kwarantanny - nie będą trwać wiecznie. Trzeba dalej robić swoje, nie oglądając się wstecz.

- Zespół obecnie kojarzy mi się z trzema miejscami w Warszawie – okolice Ronda ONZ
( La Lucy ), okolice Barbakanu ( U Pana Michała ) oraz Mokotów – ul. Bobrowiecka 10
( Bianco e Verde ). Skąd pomysł, aby zmieniać lokale? W jaki sposób dobieracie miejsca?

- Gramy w miejscach, które dobrze kojarzą się ludziom, jeśli chodzi o klimat i atrakcyjne spędzanie wolnego czasu. Takich, które dają możliwość pogodzenia spotkania towarzyskiego
z ofertą kulturalną. Z taką propozycją wychodzi właśnie Sunset Bulvar. 


- Czy podejmując współpracę z Zespołem uzgodniłeś ile czasu potrzeba, aby ten autorski materiał zyskał formę płyty? Kiedy można się jej spodziewać i od czego to zależy? 
- Projekt jest w fazie realizacji. Jesteśmy na etapie opracowywania materiału wymaganego
na płytę. 
Jedyne, czego w chwili obecnej potrzebujemy to odpowiedzialny, wiarygodny sponsor. 


Fot. Janamente - Just another Photopage

- Mam w takim razie nadzieję, że trafi tu do mnie na bloga Taka Życzliwa Dusza
😃  
i odezwie się do Ciebie. Czego mogłabym jeszcze życzyć Tobie i Muzykom? Jakie masz marzenia?
- Życzyć nam możesz konsekwencji, determinacji i ... tego, żeby było jak dotychczas, czyli „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Tylko wtedy mamy realną szansę spełnić nasze marzenia.  

- Bardzo dziękuję Ci za tę pogawędkę, choć … jeszcze wiele kolejnych pytań czeka na swój czas …
- Dziękuję Paulino za inicjatywę. Z przyjemnością odpowiem na kolejne 😀

sobota, 28 marca 2020

jak dobrze ...

Może jesteście w stanie - podobnie jak ja - przywołać ze wspomnień pewne odczucia.
Czasem jednak to one niespodziewanie objawiają się przed nami. Podobnie jak wiersze - nadpływają, niczym chmury ...
Tak było dziś - spojrzałam w niebo - zanim ...

- uświadomiłam sobie, że wiersz napisałam we wrześniu 2018, a obecnie mamy marzec 2020.
#mojaKwarantanna2020

***

uwielbiam
Twój dotyk
na swojej skórze

chłonę
Twoje ciepło
które powoli
rozchodzi się
od mojej twarzy
przez szyję
ramiona
aż po same
opuszki palców

przymykam
z lubością oczy
wyłączam myślenie
oraz inne zmysły
liczy się tylko
„teraz”

proszę
nie pozwól
sobie jednak
na zbytnią
natarczywość
bo ucieknę
w cień przed Tobą

moje drogie
słońce ...

16.09.2018


Żuławy - 28.02.2020 - projekt "Rok na Żuławach" 
P.S. urzekł mnie ten widok promieni słońca, "dzielnie walczącego" ze skłębionymi chmurami, który zobaczyłam podczas mojej pierwszej w tym roku wyprawy na Żuławy. Nie będę się spierać, czy pasuje do treści wiersza - mnie się podoba. A jeszcze bardziej jestem zauroczona fotografiami moich Koleżanek (alfabetycznie) - Ani i Małgosi, które można oglądać na stronie naszego wspólnego najnowszego projektu Rok na Żuławach  
Z a p r a s z a m :)

niedziela, 22 marca 2020

Opowieść Pierwsza

„W inną stronę”


„Ale nudy …” – pomyślał Los – „Diabli chyba nadali tą całą ... pożal się -  Bożeeeee - Kwarantannę! A może by tak … „ – zachichotał złośliwie, po czym zabrał się do pracy ...

***

Tego dnia, nie spieszyła się do domu, jak to zwykle bywało. Wiedziała, że o tej godzinie wciąż nikogo tam nie ma. Znowu się „wyłączyła” i nogi jakoś tak same wybrały drogę przez park. Dzień był wyjątkowo ładny, jak na tę porę roku. Słońce zalotnie spoglądało poprzez gęste, choć wciąż nagie gałęzie rosnących tu drzew, zachęcając do spaceru. Stęskniła się za jego promieniami i ciepłem. Miała ochotę pożegnać się z zimowymi ubraniami, krępującymi ruchy. Niezbyt dobrze znosiła niskie temperatury, wiec przez ostatnie miesiące zakładała na siebie kilka warstw różnych materiałów. Może już niedługo pozbędzie się części z nich. Pogrążona w luźnych rozmyślaniach nie zauważyła, kiedy dotarła pod blok. Spojrzała na zegarek. Nadal nie chciało się jej wchodzić do pustego mieszkania. Lubiła, gdy ktoś tam na nią czekał. Usiadła więc na jednej z ławek, popatrując z rzadka na dzieci bawiące się na osiedlowym placu zabaw.
Ileż było energii w tych małych ciałkach …

- Bo się zapatrzysz … - usłyszała nagle głos i jakaś postać usiadła obok niej. Na policzku poczuła delikatny pocałunek i owionął ją znajomy zapach.
- Byłoby w tym coś złego? – spojrzała w szare oczy, dla których dwa lata wcześniej straciła głowę. Nie przypuszczała, że coś takiego się jej przydarzy.
- Czy mam rozumieć, że ja już ci nie wystarczam? – usłyszała zamiast odpowiedzi.
- Wiesz, że to nie tak … - odparła cicho.
- A może … twój zegar zaczął tykać? – pytanie zadane niby dość neutralnym tonem, trochę ją jednak ubodło. Miała 27 lat i chyba nie było nic dziwnego w tym, że zaczynała coraz częściej myśleć o dziecku. Owszem, było im razem dobrze. Nie sądziła, że można z kimś stworzyć tak cudowny związek. Jej wcześniejsze doświadczenia nie napawały nadzieją, że kiedyś będzie to możliwe. W jej życiu było kilku mężczyzn, ale żaden nie dał jej tyle oparcia co osoba siedząca obok niej. Czuła się w tej relacji wyjątkowo bezpiecznie i nie chciała tego tracić. Nawet za cenę odrzucenia ze strony najbliższych. Nie byli w stanie jej zrozumieć. Na szczęście nie musiała wracać do swojej rodzinnej miejscowości.

Miasto, do którego wyjechała po studiach przygarnęło ją i pozwoliło na realizację różnych marzeń. Znalazła tu pracę, a także kogoś, kto ją kochał. Czuła się spełniona, choć ostatnio faktycznie jej myśli coraz częściej biegły też w inną stronę. Oczekiwała zrozumienia i akceptacji swojej potrzeby macierzyństwa, jaka obudziła się w niej niedawno. Czy musiała się z tego tłumaczyć?
- Dziwi cię, że kobieta w moim wieku zaczyna odczuwać potrzebę bycia matką? – teraz ona odpowiedziała pytaniem.
- Nie – padła cicha odpowiedź. W szarych oczach pojawił się pewien smutek. – Wiedziałaś jednak od samego początku naszej znajomości, że nie chcę mieć dzieci. Zaakceptowałaś moje … hmmm … „warunki umowy”. Nic mi nie wiadomo, aby od tamtego czasu coś się w nich zmieniło – usłyszała jeszcze, dość dobitnym tonem wypowiedziane słowa. Zrobiło się jej przykro.
- Naprawdę nic się w tej kwestii już nie zmieni? Może jednak zastanowimy się, czy nie znajdzie się  jakieś zadowalające nas, wspólne rozwiązanie – wiedziała, że nie powinna naciskać, ale … musiała podjąć wreszcie ten wątek. Zwlekała z tym za długo. Powinna była zacząć tę rozmowę wtedy, gdy … Poczuła raptowny ucisk w żołądku. Zabrakło jej na moment tchu na myśl, ile ryzykuje. Było jednak za późno, aby się wycofać. Rozpamiętywanie pomyłek nie miało sensu – otrząsnęła się z rozważań.
– Zrozum mnie proszę. Wystarczy mi na razie, że o tym pomyślisz, na nowo rozważysz wszystkie te słynne „za i przeciw” – powiedziała zbyt wesołym tonem, chcąc rozładować panujące napięcie. Rozmowa nie toczyła się tak, jak tego oczekiwała. – Proszę, pomyśl o tym, choćby pod kątem nas. Nie uważasz, że dziecko mogłoby jeszcze bardziej scementować nasz związek? Fajnie jest być rodzicem, a my, też mamy do tego prawo – dodała jeszcze i w tej samej chwili poczuła, że nie należało tego mówić.

Patrzące na nią z uwagą, na ogół ciepłe i spokojne szare oczy, nieoczekiwanie pociemniały, by już po chwili zmienić się w kolor morskich głębin. Wciągających i niebezpiecznie silnych, kapryśnych i zwodniczych, nie okazujących czasem łaski. Mimowolnie zadrżała na ten widok. Ta piękna, wzbudzająca w niej tyle czułości twarz – pod wpływem jej nieopatrznych słów nabrała ostrych rysów i nagle stała się jej zupełnie obca. Nie wiedziała, co robić. Wystraszona, spontanicznie ujęła spoczywającą obok niej dłoń nieznajomą i zaczęła delikatnie gładzić jej skórę. Poskutkowało. Proces przemian się cofał. Odetchnęła z ulgą …

- Zastanowię się nad tym, dobrze? Wiesz przecież, że dla mnie to bardzo poważna decyzja. Dziecko to nie zwierzak, który oczekuje od nas wyłącznie jedzenia, możliwości swobodnego załatwienia swoich naturalnych potrzeb … no, może niekiedy pieszczot lub zabawy. To druga istota, na dodatek z wolną wolą – choć w świetle naszych przepisów musi się nam jakoś „podporządkować” przez pierwsze 18 lat. Widzę jednak, że naprawdę ci na tym zależy i wierzysz w to, co powiedziałaś. Kocham cię za to, że potrafisz mi otwarcie, a jednocześnie delikatnie przekazać informację o swoich potrzebach – przecież one są dla mnie, równie ważne, jak dla ciebie. Potrzebuję jednak trochę czasu, aby się oswoić z emocjami i znaleźć przekonujące argumenty – wyłącznie dla siebie. Muszę poczuć wewnętrzne przekonanie, że warto czasem rozważyć zmianę własnego zdania … – delikatna mgiełka ciszy osiadła na ich ubraniach.
Gdy jednak podniosła oczy zobaczyła uśmiech, a potem poczuła delikatny, a jednocześnie mocny uścisk na swojej dłoni. Przeszedł ją prąd. Jakże piękna była ta chwila.
Jak dobrze było kochać i być kochanym …

Nie miał specjalnie szczęścia do kobiet, choć starał się zawsze być wobec nich fair. Szkoda, że nie mógł liczyć na wzajemność. Przynajmniej od tych, przed którymi odsłonił kilka ukrytych obrazów swojej duszy.

„Jesteś za miękki, stary” – zabrzmiały mu w głowie słowa kumpla z roku, starego „wyjadacza”. Może Grzegorz miał rację, ale … no właśnie – on miał zupełnie inne podejście. Może tę wrażliwość wyniósł z rodzinnego, kilkupokoleniowego domu, gdzie królowała jego babcia Tosia. To ta, niedużego wzrostu, ale pełna wewnętrznej energii i ciepła kobieta, zaszczepiła w jego męskim sercu empatię. Ktoś mógłby to uznać za słabość. On wierzył jednak, że to właśnie jest jedna z jego „nadprzyrodzonych mocy”. Jak każdy dzieciak w tamtych czasach miał swoich bohaterów, autorytety. W bajkach był nim supermen, a w życiu realnym – babcia. Niewykluczone jednak, że ta wrażliwość była niejako mu przypisana od samego początku istnienia, stając się jego indywidualną cechą. Tak wywnioskował ze słów staruszki, z którą dość często ucinał sobie takie poobiednie #rozmowyPrzyHerbacie

Często mówiła dość zawile, jakby kluczyła nieznanymi nikomu ścieżkami, aby „zmylić pogoń”. Bywało, że tak prowadzone konwersacje, strasznie go irytowały. Wściekał się w duchu, że nie może usłyszeć jasnego przekazu, że wciąż musi się czegoś tam domyślać.
„Ach, te ‘Babcine Tajemnice’ …” – westchnął cicho, ale jednocześnie z jakimś rozrzewnieniem. Odkąd jej zabrakło stracił nadzieję, że dowie się czegokolwiek więcej o sobie, jeśli nie podejmie starań w tym kierunku.
Wciąż pozostawała jakaś maleńka szansa na to, że zdobędzie dostęp do Pamiętników. Nie chciał się tak szybko poddawać. Ta „GRA” jeszcze się nie skończyła. Nie zamierzał „opuszczać stołu”. Nadszedł czas, aby w odpowiedni sposób wykorzystać część otrzymanego spadku. A One musiały się z tym pogodzić. Choć byłoby lepiej, gdyby same zechciały opowiedzieć mu coś więcej o tych rodowych tajemnicach i tradycjach, które ukrywały przed wszystkimi. Czy naprawdę musiały to robić nawet przed własną Rodziną? – przecież on też do niej należał! i przenigdy nie zdradziłby żadnych sekretów. Nie ufały mu, zatem … Gdy uświadomił to sobie, ogarnął go gniew, którego płomienie podsycały kolejne niewesołe myśli. Postanowił jak najszybciej wyprowadzić się.
Nie było istotne gdzie, czy może do kogo. Czuł, że nie może tu dłużej zostać, że oto nadszedł „czas zmian”, a on – jako Mężczyzna – musi stawić im czoła.

„Dziękuję, Babciu” – pomyślał w chwili, gdy otwierał kluczem drzwi nowego mieszkania.
Po miesiącach „waletowania” u przygodnie poznawanych znajomych, miał wreszcie coś na kształt „własnego kąta”. Jeszcze nie wiedział na jak długo w nim pozostanie, jednak … nie było sensu aż tak wybiegać w przyszłość. Miał za mało wskazówek, aby powalczyć o „główną nagrodę”. Obiecał sobie zresztą, że na powrót nauczy się cieszyć z „rzeczy małych”.
Babcia od zawsze przecież powtarzała, żeby „nawet małymi krokami, ale do przodu”
– uśmiechnął się na wspomnienie tej sceny z dawnego życia, a obraz staruszki – jakże żywy – stanął mu przed oczami. Był ciekaw, gdzie zamieszkała ta Energia, która napędzała przez tyle lat jej drobniutkie w sumie ciało … Czy uleciała w Przestworza i czeka na „kolejną szansę”, by wrócić na Ziemię, czy może już przywdziała płaszcz z piór i będzie tu wracać w zupełnie innej postaci? Gdyby tak było, to już zazdrościł temu śmiertelnikowi, któremu przypadnie w drodze losowania ten właśnie niebieski Opiekun.

Ocknął się z rozmyślań. Lubił pierwszy wracać do pustego mieszkania i ogrzewać je własną osobą. To ... no, było trudne do wytłumaczenia uczucie. Jakby miał moc, która może „tchnąć życie” w coś, co wcześniej go nie miało. „(…) to JA! Jestem Bogiem … uświadom to sobie (…)” – zanucił pod nosem słowa dawno zapomnianej przez niego piosenki. Pasowała do tej sytuacji wyjątkowo. Spontanicznie się roześmiał …
Jedno było pewne – chciał stworzyć partnerski związek. Chciał być w porządku wobec kobiety, którą wybrał na towarzyszkę swojego życia. Obiecał sobie, że zapewni jej bezpieczeństwo, poczucie, że jej potrzeby są równie istotne i dla niego. Nie spieszył się. Pań w jego studenckim otoczeniu nie brakowało. Młodzież z różnych uczelni w mieście szybko się integrowała ze sobą, choć czasem zdarzały się oczywiście pewne animozje. On jednak był pokojowo nastawiony, więc liczba nawiązywanych znajomości w różnych miejscach, rosła z każdym miesiącem pobytu na uczelni. Poznane przez ostatnie dwa lata dziewczyny, często dawały mu do zrozumienia, że jest dość atrakcyjnym facetem. Do pewnego momentu trzymał się swoich „Zasad”, wierząc że pozna tę, która przychodziła do niego w snach, czy może już nawet w wyobraźni.
Szukał jej w kobietach, które mijał na ulicy, w sklepie, na uczelni, czy wreszcie studenckich knajpach.

Los musiał tego dnia mieć wyjątkowo dobry humor, ponieważ … wreszcie Ją odnalazł. Tam, gdzie zupełnie się tego nie spodziewał. Było to tak nierzeczywiste, wręcz bajkowe, może nawet graniczące z cudem. Wierzył jednak, że to drgnienie serca, które poczuł po raz pierwszy w jej obecności musiało znaczyć coś więcej, niż … zwykłe może w takich sytuacjach – oczarowanie. Nie potrafił tego logicznie wyjaśnić. A może nie miał ochoty tego robić. Może należało zdać się na intuicję? Do tej pory żył w przekonaniu, że zna się na ludziach – to była przecież kolejna odziedziczona w spadku po babci cecha. Choć może nie aż tak dominująca …

Wyczuwał, że nigdy Matce swojej Matki nie dorówna. No, może gdyby urodził się jako dziewczynka, byłoby to możliwe. Szczególnie jeśli przyjąć, że teoria o dziedziczeniu pewnych genów w drugim pokoleniu okazałaby się prawdziwa. Te babcine, z-wodniczo szaro-zielone, roziskrzone – jak u kotów – oczy, miały jakąś tajemniczą, hipnotyzującą moc. Ulegał jej. I było mu z tym dobrze.
Niestety coraz częściej odnosił wrażenie, że nie pasuje do obecnych czasów, czy też może otaczającego go na co dzień świata. Czuł się tak, jakby trafił do alternatywnej rzeczywistości, jakby zamienił się z kimś mu podobnym – miejscami … Tylko, dlaczego? Ubolewał nad tym, że od dawna nie mógł uciec w bezpieczne ramiona staruszki. Nawet już wtedy, gdy wyrósł z niego niezły dryblas, potrafiła go ukoić swoim drobnym, ale tak niespodziewanie silnym ciałem. Jakże tęsknił za wspólnymi rozmowami. Ona z pewnością udzieliłaby mu wskazówek. Potrzebował ich. Pogubił się … 

„Jesteś za miękki, stary” – przypomniały nagle o sobie słowa Grzegorza. Ponownie poczuł, że jego kumpel, z którym "pomieszkiwał" od samego początku w akademiku, może mieć rację. Nie chciał być już wykorzystywany przez kobiety. Może nadszedł czas, aby to on – zupełnie już! świadomie zamienił się z kimś swoim życiem. Podjął decyzję. Skinął szybko na barmana.
Po czym przysunął do siebie popielniczkę. Nie odczuwał żadnych skrupułów, aby w otoczeniu gęstego papierosowego dymu oraz szklaneczki z grubo ciętego szkła, zrobić krok w bok.

„Korzystaj ... z życia... chłopie – patrz na mnie” – bełkotał niejednokrotnie Grzegorz po powrocie z kolejnej, mocno zakrapianej alkoholem imprezy, by po chwili paść nieprzytomny na nieposłane od dwóch dni łóżko. Nie był zainteresowany takim sposobem spędzenia tych kilku lat na studiach. Mógł jednak znaleźć swój własny. W głowie krystalizował mu się powoli, aczkolwiek sukcesywnie, pewien plan. „Może nadszedł czas, aby po raz kolejny skorzystać ze spadku?” – pomyślał, po czym dopił drinka i poszedł w stronę parkietu. Zdał się na swój "instynkt łowcy" i …
Następnego dnia, wracając do mieszkania poczuł, że może jednak sprawdzić się w tej nowej roli.

***
Przez okna zajrzał księżyc. Los oderwał palce od klawiatury i chwycił nimi machorkę i krzesiwko. Zapisał dziś trochę stron. Zasłużył na chwilę przerwy. Głęboko wciągnął mleczny dym. Po chwili znowu przeniknął przez granicę swojej wyobraźni.

Nie sądziła, że złamie daną sobie spontanicznie obietnicę, że …
nigdy więcej nie zawita do miejsca, które na własne potrzeby nazywała „Miastem z przeszłości”. Cóż, z pewnością była to większa aglomeracja. To właśnie tutaj przyszło jej spędzić ponad 5 lat.
„Całkiem spory kawałek czasu – prawie 1/6 długości mojego życia" – pomyślała ...

Wiadomość o firmowym wyjeździe integracyjnym, którą odebrała dwa tygodnie wcześniej lekko namieszała w jej psychice. Nie chciała tam jechać. Nie miała jednak specjalnie wyjścia.
Szczęśliwie dla niej, większość Towarzystwa w krótkim czasie zaaplikowała sobie taką dawkę procentów, że ... każdy przestał "śledzić" zachowanie współ-pracowników. To była dla niej szansa - okazja, aby wymknąć się niepostrzeżenie.
Bez konieczności opowiadania wymyślonych na poczekaniu - choć możliwych ... historyjek. 
Z prawdziwą ulgą zamknęła za sobą drzwi. Miała nadzieję, że nikt jej nie zauważył. W końcu nigdy nie pchała się na afisz i nie marzyła o "gwiazdorskiej obsadzie" ... Nogi poniosły ją znajomą trasą. Ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że znalazła się znowu na … a może raczej … w - jednej z dzielnic swojego rodzinnego miasta. Była pewna, że tam brama – jak zawsze – będzie zachęcała do tego, aby wejść. Z zaskoczeniem zarejestrowała, że … tym razem jednak nie spotka się z Gospodarzami osobiście.

- Co teraz? – usłyszała znienacka słowa, wypowiedziane miękkim tonem, zdecydowanie jednak męskim i obróciła się o 180 stopni. W tej samej chwili spojrzenia dwóch "Nieznajomych" sobie Osób zetknęły się i … nieoczekiwanie wywołały impuls. U obu … 

***
„… żeby było sprawiedliwie” – pomyślał Los i zachichotał. Potem podkręcił wąsa i oddał się dalszemu procesowi twórczemu …

- Nie mam pojęcia – odpowiedziała bez zastanowienia i wzruszyła ramionami. Nie była przygotowana na nowe znajomości i przypadkowe pogawędki. Nie miała specjalnie ochoty, aby podejmować wątek tej … rozmowy?
Nie była nawet pewna, czy tę wymianę ogólników można uznać, za dialog. Poza tym przyjechała tu przecież w innym celu – aby się zrelaksować przy dźwiękach muzyki przede wszystkim. Słów miała dość. Przynajmniej na razie. Potarła w roztargnieniu nos, natrafiając opuszkiem palca na mały brylancik. Błysnął delikatnie w świetle stojącej niedaleko lampy, jakby „puszczał oczko”. Do kogo?

- Lid-er-ka? – na dźwięk przekształconego w jej młodzieżowe pseudo imienia drgnęła. Skąd je znał? Od tak dawna nikt go nie używał …
Nagle napłynęły do niej obrazy, które od jakiegoś czasu pokryły się naturalnym kurzem wspomnień … Nudne wykłady, walka o oceny na egzaminach, a wreszcie … ten dzień, który trudno jest wymazać szybko z pamięci. Obrona i …  jej „oblewanie”. 

Impreza była wyjątkowo huczna, przeciągając się na kolejne godziny następnego dnia. Nieźle wtedy zabalowała – nawet teraz była w stanie przywołać uczucie, jakie jej potem towarzyszyło. Prawdziwy „kac Gigant”, którego nigdy więcej nie chciała doświadczać. Wspomnienia wzbudziły nagłe emocje – poczuła, jak lekko palą ją uszy ze wstydu. Dobrze, że był wieczór i on nie mógł tego zobaczyć. Powinna dopilnować jeszcze, aby nie usłyszał w jej głosie paniki, jaką zaczęła odczuwać w towarzystwie ... już nie-nieznajomego Mężczyzny. 

Rozejrzała się nieznacznie, zastanawiając się w duchu, jak wyplątać się z tej niekomfortowej dla niej sytuacji. Miała nadzieję, że ich drogi życia więcej się nie przetną. Zbyt wiele "poświęciła". Poza tym wreszcie! kilkuletnia terapia przyniosła spodziewany efekt. Wierzyła, że naprawdę wyleczyła się z miłości do niego. Nie chciała dłużej kontynuować tego – w sumie – toksycznego związku. Cóż, kiedy tak trudno było zapanować nad porywami serca. Był wtedy dla niej jak narkotyk – obiecywał najbardziej niesamowite doznania, o których wcześniej się jej nawet nie śniło i ...
... trzeba przyznać, że dotrzymywał słowa. 

Niestety jednak, z każdym dniem oplatał ją coraz bardziej, odbierając zdolność logicznego myślenia. Jakby rzucał na nią jakiś urok, zamieniając w bezwolną marionetkę.
Trochę jednak zbyt późno to zrozumiała.

... a może właśnie TERAZ!
należało zrobić wreszcie "krok w bok"?
- by uniknąć ... 'czołowego zderzenia' ..


Nie szukaj już
proszę
drogi
do moich ust
zaciśniętych
w niemym gniewie


Nie dobijaj się
więcej
do bram
mojego serca
kołaczącego
nerwowo w piersi


Poniechaj wreszcie
odkrywania
tajemnic
mojego umysłu
próbującego
wyciągnąć wnioski


Zapomnij
o delikatnym
dotyku
mojego ciała
- ulegało ci
zbyt często


Teraz
i tu - jestem
na 100%! kimś innym ...



- wyszeptała miękkim, lekko drżącym od emocji tonem, po czym .... znajomym zwinnym ruchem musnęła wargami jego policzek. Otulił go przez chwilę znajomy zapach. Otumanił może nawet, gdyż - zanim się ocknął, jej już nie było ...

"Ja również" - miał ochotę zakrzyknąć, ale ... jego cudownie Uwodzicielski głos, który potrafił oczarować duszę niejednej Kobiety, niespodziewanie ... napotkał dźwiękoszczelną ścianę, przez którą nie potrafił się przebić.
Patrzył bez-Namiętnie - za oddalającą się powoli sylwetką Kobiety. 
Tej, Której mógł pomóc w odzyskaniu ... Wiary w Miłość.



#mojaKwarantanna2020
#zostańwdomuPiszKsiążkę

poniedziałek, 16 marca 2020

"Gwałtu, rety! ..."

- Co się dzieje?
- Nic takiego - to tylko ... moja wyobraźnia szaleje ...
[ tylko jeszcze do końca nie wiem, pod wpływem czego ... ]

Może to kwestia skojarzeń z wydarzeniami, które miały miejsce w moim życiu i odcisnęły na nim jakiś SWÓJ ŚLAD. A myślę tu przede wszystkim o kolejnym fantastycznym koncercie Grupy Muzyków - tworzących Zespół SUNSET BULVAR, która pochłania ostatnio wiele moich myśli - wraz ze zwiększającą się liczbą nowych pomysłów w ramach współpracy. Tym razem Ich występ był na Mokotowie w uroczej RESTAURACJI serwującej głównie dania typowe dla kuchni włoskiej. Nawiasem mówiąc nabrałam chęci, aby spróbować tej zachwalanej przez Ulę carbonary ...

Na razie jednak - spadła nam przecież na głowy kwarantanna - muszę "obejść się smakiem", nie wiedząc na dodatek, kiedy nadarzy mi się znowu okazja wycieczki na ul. Bobrowiecką 10.
Co robi w takiej sytuacji kobieta, która najchętniej w ogóle nie wchodziłaby do kuchni - no chyba, że po jakiś ... smakołyk lub kawę?

Dokładnie tak ...
idzie do swojej kuchni, wyjmuje garnki, to co znajdzie w szafce i lodówce i ...



Tak! Zapiekanka z makaronu i warzyw. Kurczę! i co najfajniejsze, naprawdę nieźle mi wyszła.
Nie sądziłam, że potrafię w siebie tyle ... jedzenia wepchnąć za jednym razem.

To jednak nie koniec tej oto - może na razie dość nieskładnej - opowieści.
Gdy już postawiłam na stole dzieło, które powstało pod wpływem spontanicznej potrzeby "kucharzenia", poczułam ... że po takiej uczcie przydałby się deser.
I zaczęłam się zastanawiać, czy ja mam coś, co mogłoby taką rolę odegrać.

Wtedy napłynęło do mnie kolejne skojarzenie - tekst, który opublikowałam tu na blogu, jedno z pierwszych opowiadań, które ... można chyba nawet uznać za COŚ SŁODKIEGO

Rzadko wracam do swoich tekstów z gatunku prozy. Częściej natomiast przypominają o sobie wiersze. Może dlatego, że są utkane głównie z emocji - a tych doświadczamy każdego dnia.
Czytając ten tekst też je poczułam.

Czasem używa się pojęcia: "efekt domina".
Myślę, że u mnie on nastąpił i nagle poczułam, że muszę to opisać - ale jakoś tak zgrabniej, z polotem - na wzór ROBERTA MINIATUR, które uwielbiam.

Czy mi się udało?
Wrażenia i Emocje pozostawiam Wam ...
a oto zwariowana rymowanka:

gwałtu? Rety! co się stało?
że tak nagle Panią ...
w stronę mojej kuchni
coś! dzisiaj - może Emocja -
spontanicznie porwało ...?

- sama nie wiem - kręcę głową ...
bo na cóż mi samej -
dziś! z makaronu zapiekanka
jeśli w mojej kuchni
Kogoś mi - brakuje - może ...

tego - z fantazji utkanego-
Wrażliwego kochanka?

poniedziałek, 27 stycznia 2020

odzyskany obraz

Ten krótki wiersz powstał w pierwszym miesiącu 2014 roku. Wtedy też zima nie mogła się chyba zdecydować, czy pokazać swoje prawdziwe oblicze, czy może już ustąpić pola kolejnej porze roku.
Kiepski ze mnie fotograf, więc obraz z tamtego dnia próbowałam zachować chociaż w słowach.
Dziś - dzięki zdjęciu Ani z „Rok w Lanckoronie” - na nowo do mnie powrócił.

Dziękuję, Moja Droga, że zgodziłaś się na tą wspólną kompozycję.

***

Wystroiły się krzewy oraz młode drzewka
W drobne brylanciki ze styczniowej mżawki

W swoich naiwnych marzeniach
Tęskniąc za wiosną
Ubrały swe gałązki w wierzbowe kotki –

- jakże zazdroszczę im ... wyobraźni

foto: Anna Gawryszewska 

niedziela, 22 grudnia 2019

Udana Premiera

Niekiedy w mojej głowie pojawiają się myśli, które mam potrzebę zanotować. Bywa, że przyjmują formę wierszy, choć daleko mi do talentu mojego Literackiego Eksperta – Tadzia  (projekt „Zabawa z Piosenką”) lub Zosi , której twórczość nierzadko inspirowała zaprzyjaźnionych muzyków do oprawienia słów w dźwięki. Nie uważam się za wielbicielkę poezji, aczkolwiek lubię czasem zaglądać na Ich fejsbukowe profile. Potrafią zatrzymać mnie w pędzie codzienności i nierzadko na dłużej zadumam się nad przekazywanymi przez Nich odczuciami. Podobnie jest z utworami mojego kolejnego Znajomego – podziwiam sposób, w jaki odmalowuje emocje bliskie niejednemu z nas.

Wiem, że Robert czasem uczestniczy w wieczorach poetyckich – przy okazji zapraszam na jeden z najbliższych, który jest zaplanowany na 3 stycznia 2020.
Nie miałam jednak do tej pory sposobności wziąć udziału w tych, na które mnie zapraszał. Gdy jednak niedawno wspomniał, że rozpoczął współpracę z nieznanym mi zespołem Sunset Bulvar, który miał mieć 20.12.2019 swój koncert – zaciekawił mnie.

Zdjęcie ze strony zespołu, promujące grudniowy koncert

Na tyle, że postanowiłam tym razem zrobić wszystko, aby się pojawić w grudniowy piątkowy wieczór w lokalu o sympatycznej nazwie „La Lucy" .
Co mnie najbardziej w tej propozycji zaintrygowało?
Informacja, że wykonawcy przymierzają się do wydania płyty z utworami, do których słowa napisał właśnie Robert. Czyli coś bliskiego idei projektu „Zabawy z Piosenką”.

Koncert zgromadził całkiem spore grono ludzi – jak to zwykle bywa, głównie znajomych zespołu i autora tekstów. Takie wydarzenia to w końcu świetna okazja do towarzyskich spotkań. Przyznam, że z niecierpliwością czekałam na moment, w którym muzycy podejdą do swoich instrumentów.


W sieci znalazłam kilka coverów w ich wykonaniu. Już wtedy moją uwagę zwrócił głos wokalistki. Mocny, a jednocześnie niezwykle przyjemny dla ucha. Niedługo mogłam się przekonać osobiście, jaki talent drzemie w artystach. Ich interpretacja znanych piosenek okołoświątecznych – tego bowiem dotyczyła pierwsza część koncertu – bardzo mi się spodobała. Podziwiałam skupienie gitarzysty, zaangażowanie basisty, wspaniały głos wokalistki i energię perkusisty. Szczególnie ten ostatni bardzo mnie zadziwił. Pierwszy raz w życiu widziałam kogoś, kto zamiast pałeczek używa własnych rąk i potrafi stworzyć takie efekty przy mocno ograniczonym sprzęcie.


Druga część wydarzenia była dla mnie kolejną ucztą. Co prawda nie dosłyszałam wszystkich słów napisanych przez Roberta – a nie ukrywam, że byłam bardzo ciekawa tekstów – jednak całość zrobiła na mnie wrażenie. Każda z pięciu zaprezentowanych piosenek miała swój własny urok i naprawdę się cieszę, że miałam okazję uczestniczyć w tak wspaniałej premierze. Jeden z utworów udało mi się nagrać i od piątkowego wieczoru lubię do niego wracać. Mam nadzieję, że zespół nie ustanie w pracy nad swoim autorskim materiałem i za jakiś czas będzie można wziąć do ręki ich płytę. Ja na pewno chętnie wejdę w jej posiadanie i z przyjemnością będę się pojawiać na kolejnych koncertach.

Od lewej: Robert Baranowski - autor tekstów, gitarzysta, wokalistka i basista


bo kiedy wrażliwość
ujętą w słowa
otoczą sobą
instrumentów dźwięki
wtedy to właśnie
mogą się narodzić
zupełnie nowe
niebanalne piosenki


Dziękuję Wam za ten wspaniały wieczór

wtorek, 3 grudnia 2019

"zostań ze mną"

Uwielbiam pisać.
To jak podróż w nieznane - nigdy nie wiadomo, gdzie się dotrze i kogo spotka po drodze, choć ...
najbardziej prawdopodobną towarzyszką tych wypraw jest "Wena". A ta bywa raz przychylna, a innym razem dość kapryśna.
Dlaczego o tym piszę?
Ten utwór i to zdjęcie mają bowiem swoją własną opowieść.
Można ją poznać (czytając cały wpis) lub stworzyć własną - wybór pozostawiam Tym, którzy mnie tu ponownie odwiedzą.

A oto opowieść ...

Moje Koleżanki z projektu "Rok w Lanckoronie"  kończą przygotowania do swojej ostatniej w tym roku wystawy - nadmienię, że Ich fotografie od dawna wzbudzają mój zachwyt. Najbliższa jest organizowana w ramach kolejnego Zimowego Festiwalu "Anioł w Miasteczku". Jak się można zatem domyślać, motywem przewodnim tego wydarzenia będą oczywiście ... Istoty z Nieba.
Podczas wernisażu (7 grudnia 2019 o godz. 11.30) zostaną zaprezentowane zdjęcia, które powstały w ramach wspomnianego projektu. Ale ... 
/ napiszę to w sekrecie /:
Dziewczyny - Małgorzata Gajos, Anna Gawryszewska i Joanna Przygodzka lubią zaskakiwać gości na swoich wydarzeniach i mają dla nich zawsze jakieś niespodzianki.

Oto jedna z nich - fotografia Małgosi, którą ja miałam przyjemność otoczyć własnymi słowami. Ciekawe, jakie emocje wzbudzi to połączenie u Tych, którzy przybędą na wernisaż do starego - niezwykle klimatycznego - lanckorońskiego Dworu.


kolejna noc
maluje nasz świat
ciemnymi kolorami

kolejny dzień
straszy pytaniem –
co teraz będzie z nami?

przychodzę więc
do Ciebie –
z nadzieją …
że oddam Ci
wszystkie swoje lęki

a Ty z uśmiechem
choć
ciągle milcząc …
odbierzesz je
znowu!

foto: Małgorzata Gajos - Anioł z warszawskich Powązek, który zawita do Lanckorony na wernisaż projektu "Rok w Lanckoronie" (grudzień 2019)
Na zakończenie dodam, że Małgosi od samego początku (chwili zachowania w kadrze obrazu) grały w sercu takie dźwięki: "Zostań ze mną" 

niedziela, 1 grudnia 2019

jest Nadzieja ...

Co prawda nie odwracała głowy na widok wózków z bobasami i nie krzywiła się, napotykając na swej „drodze dojrzałej Kobiety” dzieci od 3 lat wzwyż, ale … w duchu cieszyła się, że te wczesne lata macierzyństwa ma już dawno za sobą. Owszem, były to piękne momenty na ścieżce jej życia, ale na tamte czasy. Nie na te, obecne. Poza tym, jak mogłaby się nimi cieszyć bez … - lekki skurcz chwycił ją za gardło i szybko odbiegła myślami w zupełnie inną stronę.

Listopad zbliżał się, przypominając o sprawach, o których starała się na co dzień nie pamiętać. Wywoływały niepotrzebne zmiany nastroju. Nie chciała tego. Czuła, że musi wreszcie zamknąć ten rozdział i rozpocząć nowy. W końcu czające się za ramieniem losu pół wieku nie musiało być takie straszne. A może miało jakąś magiczną moc. Może była to jakaś czarodziejska liczba. Chciała w to wierzyć. Stała bowiem już zbyt długo na „rozstaju”. Należało się wreszcie ocknąć, a przynajmniej podjąć ostateczną decyzję, dokąd iść. Westchnęła dramatycznie. Wygodna kanapa, z której tak się cieszyła, teraz wydawała się zbyt ogromna na jej potrzeby i przez to także … pusta. Oczywiście w tej rzeczywistości, bo w jej równoległej „alternatywie” – wyglądało to zupełnie inaczej.

„Skąd przyszedł jej do głowy pomysł, aby mnie zabrać do ZOO?” – to pytanie uparcie krążyło wokół jej głowy, choć minęła niecała godzina od momentu zakończenia rozmowy z córką. Nurtowało ją, bo dawno nie miała tyle problemu, aby domyślić się motywów działania swojego dziecka. Jedynego dziecka. Następcy. „Następczyni” – automatycznie poprawiła się w myślach. Ona swoje zadanie wykonała, choć nie było proste. Była zdziwiona tym, że się jej udało, bo jeszcze te … trzydzieści lat temu nie dopuszczała możliwości, że się na to zgodzi. Buntowała się. „Zmieniaj to, co jest możliwe do zmiany, a z tym, czego zmienić w danej chwili nie możesz, nie walcz. Przyjdzie czas, że Twoje „puzzle przeznaczenia”  wskoczą na odpowiednie miejsca. Pamiętaj, że Kobiety w naszym Rodzie są silne” – mawiała jej, dawno już nie żyjąca prababcia. Olimpia odnosiła czasem wrażenie, że tylko Ona chciała ją zrozumieć tak naprawdę. Jakby łączyła je wyjątkowo silna moc – taka, która zdarza się wyłącznie w opowieściach snutych w gronie mniejszych lub większych społeczności. Czuła, że prababcia Marianna kocha ją tak, jak nikt inny by nie był w stanie ...

Dla niej, było niemal cudem, że staruszka dotrwała tak sędziwego wieku, jak 103 lata, zachowując jasność umysłu lepszą, niż ludzie o połowę młodsi. Te jej kojące zielone oczy pozostały bystre do ostatniego oddechu. Olimpia wiedziała to najlepiej. W końcu była przy tym, gdy najstarsza w rodzie zamknęła na zawsze rozdział życia swojego ciała na tym świecie. Co do ducha, to Ola – jak lubiła skracać swoje imię – nie była pewna. W rodzinie od dawna wyznawano teorię reinkarnacji, a magia oplatała ich mniej lub bardziej delikatnie. Ona sama też miała pewne „moce”. Jednakowoż, nie lubiła ich używać za często. Nie wszystkie w Rodzie potrafiły to uszanować, a od zrozumienia dzieliła je niemal przepaść. Trzymały się jednak przekazywanych z pokolenia na pokolenie zasad. One co prawda też musiały się trochę zmieniać, bo świat szedł naprzód, a ludzie wciąż żyli nadzieją odkrycia wszystkich tajemnic wszechświata.  Szkoda, że nie zastanowili się, co będzie wtedy, gdy je rozgryzą … Poza tym źle się czuła z myślą, że mogłaby manipulować życiem tych, którzy byli inni od niej. To byłoby bardzo nie w porządku wobec nich. Czasami dopuszczała jednak odstępstwa od wpojonych tradycji. Najczęściej robiła to w jakimś szczytnym celu – oj, tak … wtedy nie miała skrupułów. Potrzebowała czasem pomóc tym, których lubiła, szanowała i kochała.

„Co się stało, że zadzwoniła tak nagle? Czyżby … ?” – kolejne pytanie bez odpowiedzi, niebezpiecznie zawisło w powietrzu. Po chwili jednak słaba nadzieja, która zakiełkowała w jej sercu, poczuła się trochę pewniej i zaczęła zagarniać coraz więcej miejsca – także w głowie. „Cóż, nie dowiem się tego, jeśli zostanę w domu”- pomyślała i spojrzała na stojący na szafce pękaty zegar. Lubiła go, choć budził też trochę bolesnych wspomnień. Miała półtorej godziny, aby podjąć ostateczną decyzję. Wstała z kanapy i wyjrzała przez okno. Niebo szykowało jakieś niespodzianki. Czuła to. Słońce droczyło się z chmurami, a może przeciwnie – to one z nim. Do tego wszystkiego jeszcze wiatr nie mógł się chyba zdecydować, czy chce mu się angażować w te „przepychanki” na nieboskłonie, czy jednak nie. Westchnęła raz jeszcze, po czym ponownie usiadła na kanapie. Głowa niby w obłokach, ale w otoczeniu stad różnych myśli. Była tym zmęczona. Nie chciała już doznawać zbyt gwałtownych emocji. Czyżby powoli przekraczała jakąś magiczną granicę? A może jednak traciła siły z zupełnie innych powodów? Długo trwało, zanim przyznała przed samą sobą, że ostatnio brakowało jej motywacji. Do czegokolwiek …


„Co ja sobie myślałem? Wariuję chyba na stare lata” – Olaf stał przy wejściu do Ogrodu, czekając wraz z innymi, aby kupić bilety. Kolejka posuwała się wyjątkowo wolno, choć niby były czynne dwie kasy. Ta powolność nie byłaby w sumie nawet taka zła - dawała szansę, aby odwlec moment zawodu. Jednak towarzystwo dwóch rozbrykanych kilkulatek, do którego nie był specjalnie przyzwyczajony, był trudny do zniesienia. Rozglądał się więc nerwowo nie wiedząc, czy i jak radzić sobie z czasem. Nie był przyzwyczajony do odmowy ze strony kobiet. Nawet tych w jej wieku. Miał świadomość, że jest wciąż całkiem atrakcyjnym mężczyzną. Na różnych polach – wyglądu, tężyzny fizycznej, doświadczenia, majętności i … czaru, który niewątpliwie posiadał, jak każdy facet w jego Rodzie.

Był dumny ze swojego pochodzenia. Na tyle, że kiedyś to uczucie uderzyło mu lekko do głowy i się totalnie zapomniał. „Dałeś się ponieść, stary” – zwrócił się w myślach, do samego siebie. Wzrok automatycznie powędrował na podskakującą obok niego jedną z dziewczynek. Miał podejrzenie, że jego wnuczka w jakiś przedziwny sposób i wbrew niejako naturze, przejęła część rodowej mocy. Była inna. Fascynowała go. Może dlatego tak chętnie zgodził się na odnowienie swoich kontaktów z córką. Dzięki nim miał możliwość obserwowania Zuzy. Co zrobi z tą wiedzą? Jeszcze nie wiedział.

Zadumał się na chwilę. Nagle poczuł delikatne szturchnięcie mężczyzny w zbliżonym do siebie wieku, stojącego za nim wraz z podobnym kilkulatkiem – ale jednak tylko jednym. Na dodatek - chłopcem. Co prawda lekko naburmuszonym lub wręcz urażonym faktem, że on tyle musi czekać wraz z innymi, ale jednak jakimś męskim potomkiem. Pomyślał o Łukaszu, ale zaraz uwaga skupiła się na poprzednich rozważaniach. Co go opętało, aby dobrowolnie zgodzić się na spędzenie sobotniego wczesnego popołudnia w towarzystwie czyichś przyszłych żon? Te małe kobietki mogły się kiedyś przecież nimi stać. Zadrżał. Sam nigdy się nie ożenił, choć niewiele zabrakło, by zmienić ten status. Przynajmniej kilka razy.

Jak automat podszedł do kasy i uiścił stosowną opłatę. Za chwilę miał przejść ciężką próbę. Rozejrzał się po raz ostatni dookoła, po czym podał bilety mężczyźnie przy wejściu. Ten uśmiechnął się do całej trójki i życzył miłego pobytu. Olaf westchnął. Jak się można było domyślać, obie dziewczynki ledwo przekroczyły próg ZOO, pobiegły do najbliższego wybiegu. Był prawie pewny tego, że nie było dla nich aż tak istotne, kogo tam znajdą. Liczyło się tylko to, że będzie to po prostu zwierzątko. Żywe, tajemnicze, może nawet pierwowzór bohaterów jakiegoś filmu lub zabawkowych bożyszczy małych kobietek. W sumie jednak nie było w tym nic złego. Uważał, że najszczęśliwszy okres życia każdego niemal człowieka, to zapamiętane wspomnienia z dzieciństwa. On sam w ich wieku wierzył w różne dobre postacie. Jasne, zdecydowanie inne od tych dzisiaj prezentowanych na ekranach różnych nośników elektronicznych, ale … gdzieś tam zawsze pozostają jakieś punkty styczne. Na pewno tak było i tym razem.

Choć przekroczył „półwiecze”, nadal potrafił przywołać wspomnienia z tamtych lat – wyjątkowo szczęśliwych okresów jego życia. Teraz miewał jego zaledwie namiastki. Nie chciał jednak narzekać, tylko starał się jak najbardziej świadomie cieszyć tymi chwilami. Najważniejsze, że mógł wciąż ich doświadczać. Rozumiał więc te dwie drobne panienki. Może dlatego zgadzał się czasem, by owijały go wokół swoich szczuplutkich paluszków. Na dodatek, nic nie chciał z tym robić – rozczulał go widok słodkich dziecięcych minek, a ich sporadyczne „damskie fochy” bardziej rozśmieszały, niż irytowały. Pozwolił więc – im na radość i swobodę, a sobie na to, aby jednak delikatnie lustrować wzrokiem otoczenie.

Nie miał numeru jej telefonu – jakoś nie złożyło się, aby z prawdziwą galanterią go zdobyć. A on miał się za 100% gentelmen’a. Tak był wychowany. Z tego choćby względu dopuszczał możliwość, że nie potraktuje propozycji wspólnej wycieczki poważnie. Nie zamierzał jej podrywać – coś mówiło mu, że nie zasługuje na taką przygodną znajomość z nim. Nie chciał jej w żaden sposób skrzywdzić, a to czasem mu się jednak zdarzało – brakowało mu niekiedy świadomości skutków własnych wyborów. Tym niemniej coś jednak „zmusiło” go do tego, aby rozstając się z nią poprzedniego dnia, wyjść z taką właśnie propozycją – spędzenia wspólnie paru sobotnich godzin.

Otrząsnął się ponownie z rozmyślań. Należało zaopiekować się dzieciakami, które oczywiście już pobiegły gdzieś dalej. Gdzie? Rozejrzał się. Nie był zdenerwowany tym ich zniknięciem tak, jak wczoraj, w przypadku Zuzki. Zaaplikował sobie mały wdech i ruszył drogą ozdobioną strzałkami. Okazało się, że dokonał właściwego wyboru, gdyż już po chwili ujrzał swoje podopieczne przed klatką z jaszczurkami.
- Oli, zobacz jakie one śmieszne! – cienki głosik wydobył się z jednej z postaci i poczuł małą rączkę, ciągnącą rękaw jego sztruksowej marynarki.
- A co takiego w nich zabawnego? – Olaf lekko się wzdrygnął. Nie był pewien, czy tę reakcję wywołał zwrot, którego użyła wnuczka, czy to obraz gada tak na niego podziałał. Nerwowo zaczął obracać w myślach tytuły dziecięcych bajek. Od niedawna namiętnie je zgłębiał, aby móc w jakimś momencie zaimponować Zuzce. Żaden niestety nie kojarzył mu się z jaszczurką.
- Dziadku – Zuzka zdała sobie nagle sprawę, że lekko przesadziła ze swoją bezpośredniością wobec starszej od siebie osoby. Refleksja przyszła na szczęście wystarczająco szybko. Zanim Olaf wydobył jakikolwiek dźwięk z siebie, już złapała go drugą rączką za rękaw. Musiała jakoś odwrócić jego uwagę od siebie. W końcu nie zamierzała odkrywać, bądź co bądź obcemu sobie mężczyźnie własnych tajemnic. Niby był jej dziadkiem, ale tak naprawdę pojawił się w jej życiu zaledwie pół roku wcześniej. Mama nigdy o nim nie opowiadała. Wyjątkowo umiejętnie też wykręcała się od udzielenia określonej i jasnej odpowiedzi na pytania o niego. Próbowała jeszcze wypytać babcię Tessę, czyli matkę swojej mamy, ale ta też jakby … „nabrała wody w usta”.
Niekiedy odnosiła wrażenie, że te wszystkie rodzinne lub rodowe tajemnice muszą pozostać ukryte przed nią tak długo, aż osiągnie pewien wiek. Tylko nie była pewna, ile to mogło być właściwie lat. Dziesięć? Piętnaście? Osiemnaście? Nie mogła się doczekać, kiedy nadejdzie jej dzień i smak „dorosłości” pozna i ona. Zamrugała szybko powiekami i skupiła się na Olafie. Czuła, że jest inny i to sprawiało, że starała się jeszcze bardziej kontrolować swoje zachowanie.
– Tym razem chodzi o postać z książki. Takiej całkiem niezwykłej… Wiesz dlaczego? Ta książka naprawdę pomaga. A główna bohaterka nazywa się …. – nagle jej słowa zostały zagłuszone przez pisk koleżanki. Na szczęście wyłącznie z zachwytu co prawda, ale jednak dźwięk rozproszył go na tyle, że nie był pewien, czy dobrze zrozumiał imię postaci, której trzecia część przygód miała wkrótce ukazać się na rynku wydawniczym. Zresztą teraz ważne było tylko to, że zwierzątko podbiło jej serduszko. Podejrzewał, że uważała je za niezwykle przyjazne małym ludziom. Takie w końcu bywają bajki dla małych dzieci, wyczarowują im zawsze takie opowieści, w których można liczyć na szczęśliwe zakończenie.
Może znowu zamyśliłby się na dłużej, gdyby naraz powietrze nie zawirowało od przeciągłego skrzeku papug w oddali. Dziewczynki, jak na sygnał odwróciły się i pobiegły w tamtą stronę. Nie miał więc czasu na zastanowienie. Pożegnał wzrokiem jedną z „gadzin” i skierował kroki do klatek, skąd dochodziły nawoływania tych barwnych ptaków. W jego ocenie niesamowicie pojętnych – miał kiedyś okazję przekonać się, jak szybko potrafią się uczyć.

„Muszę zobaczyć na własne oczy tę jaszczurkę. Poszperam w necie w wolnej chwili.” – przyrzekł sobie w duchu. Przytomniejszym wzrokiem objął najbliższe otoczenie Ogrodu i wtedy … Raptownie się zatrzymał, zapominając zupełnie o wszystkim, co zaprzątało jego umysł chwilę temu. Kątem oka dostrzegł ją wśród innych. Przynajmniej taką miał nadzieję. Chciał jej podziękować za pomoc Zuzce – w końcu wcale nie musiała tego robić. Wyglądała tego dnia na zmęczoną, a jednak nie odmówiła prośbie małej dziewczynki. Najbardziej chyba ujęła go … jej kruchość, pod którą niewątpliwie czaiła się jakaś bliżej nieokreślona moc. Czuł to. Ta siła przyciągała go do niej. Zdjął słoneczne okulary, aby mieć lepszy widok. Tak, niewątpliwie zbliżała się do niego.

Nie była jednak sama. Towarzyszyła jej równie wysoka, ale trochę starsza kobieta. Siostra? Przemknęła mu ta myśl przez głowę, bo łączyło je pewne podobieństwo w rysach twarzy, figury, sposobie poruszania się. Szły obok siebie, obydwie niezwykle piękne. Zajęte rozmową. Dużo by dał, aby dowiedzieć się o czym tak rozprawiały z uroczymi uśmiechami na swoich delikatnych obliczach. Słońce oświetlało ich sylwetki od tyłu, nadając im jakiegoś magicznego blasku. Przypominały mu Anioły, które nagle zeszły z niebios, aby wypełniać swoje "powinności" wobec ludzi. Chciał jak najszybciej przywitać się z nimi i poznać bliżej towarzyszkę Meli. Musiał jednak najpierw odnaleźć dziewczynki. Miał nadzieję, że jednak zostanie zauważony – podniósł wysoko rękę i pomachał nią energicznie. Potem szybko się odwrócił i odszedł.

„Od dziś kocham papugi najbardziej ze wszystkich ptaków” – obiecał sobie zmianę poglądów po tym, jak ujrzał Zuzkę i Majkę przy klatkach. Fakt, że paleta kolorów ptasich strojów zasługiwała na podziw. Szczególnie w oczach kobiet - nawet tych bardzo małych. Tylko, że nigdy nie było wiadomo, jak długo może on potrwać. Zachwyt pojawiał się znienacka i znikał równie szybko. Trudno było go utrzymać dłużej, niż kilka chwil. Czasem obserwował zachowania innych dzieciaków i coraz częściej dochodził do wniosku, że te małe żywiołowe postacie są z innego świata. Nie nadążał za nimi. Taka była prawda.
- Zuzka, a może wrócimy do jaszczurek? – zaproponował znienacka.
- Eeee … nie, tu jest ciekawiej – odezwała się, nie odrywając wzroku od jakiegoś większego ptaszyska.
- Majka, a może ty chciałabyś zobaczyć raz jeszcze bohaterkę tej książeczki? – postanowił się nie poddawać, tylko zmienić taktykę.
- Cziczi? – Majka „złapała przynętę” i na moment oderwała wzrok od ptaków. – Nie, jednak też podziękuję – odpowiedziała i powróciła do papug.

„No, masz … i co mam teraz zrobić?” – zmartwił się brakiem planu. Ten stan smutku szybko na szczęście rozproszył dźwięk słów i delikatny dotyk, który poczuł na ramieniu. Mela najpierw przywitała go serdecznie, a potem zaczęła mu przedstawiać tajemniczą nieznajomą. Na tych komunikatach pragnął skupić się najbardziej. Musiał przecież dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Od chwili, gdy ją zobaczył w promieniach jesiennego słońca, jakaś struna drgała wciąż w jego sercu i umyśle. To uczucie nie było mu znane i aż zabrakło mu na moment tchu. Wzruszenie odebrało mu na ułamki sekund jasność umysłu. Jeszcze bardziej zaczął się obawiać. Najbardziej tego, że ta kobieta nie zwróci na niego uwagi lub – co gorsza, dostrzeże w jego oczach dotychczasową „płytkość” relacji z płcią przeciwną. „Ciążą stare grzeszki, co?” – sumienie nieoczekiwanie poderwało głowę i nie dawało o sobie zapomnieć.

- Ach! Cóż za wspaniała niespodzianka! – wykrzyknął tylko teatralnie, aby zwrócić swoim zachowaniem zainteresowanie Zuzki. Czuł, że „odsiecz” ze strony wnuczki jest mu teraz wręcz niezbędna. W końcu więzy krwi coś powinny i dla niej znaczyć, czyż nie? Miał taką nadzieję.
Nie zawiódł się. Dziewczynka widząc swojego „żołędziowego Anioła” – bo taki przydomek zyskała młodsza z kobiet od dnia poprzedniego – oderwała się od papug i uradowana zawisła jej na szyi. Dobiegł go jeszcze przenikliwy pisk, aż ponownie zabolały go uszy. Mimowolnie wykonał ruch, aby ochronić te swoje wyjątkowo wrażliwe na dźwięki części ciała. Nie uszło to uwadze starszej z kobiet, która na ten gest lekko się uśmiechnęła. „Pierwsze lody” zostały przełamane. Potem, nie wiadomo kiedy, minęły dwie godziny.

Dostrzegł, że dziewczynki powoli traciły siły. Należało więc pomyśleć o zakończeniu sobotniej wycieczki. Olaf czuł się rozdarty. Sam odczuwał pewne zmęczenie, a jednocześnie pragnął pozostać dłużej w towarzystwie Olimpii. Jak się okazało nie starszej siostry Meli, a matki. To zwiększało szansę na kontynuowanie znajomości. Byli bardziej zbliżeni wiekiem, mogli mieć podobne doświadczenia życiowe – zauważył, że nie nosiła obrączki, tylko drobny, wręcz skromny pierścionek na serdecznym palcu lewej ręki. Liczył, że ten dzień nie zakończy tworzącej się relacji. Chciał więcej.


Miała świadomość jego zewnętrznej atrakcyjności, a także i tej … wewnętrznej. Na początku była trochę zła na córkę, że nie zdradziła jej prawdziwych motywów wspólnego wyjścia. Potem jednak obecność rezolutnej wnuczki Olafa i jej koleżanki osłabiła tę emocję. Z każdą minutą wspólnego spacerowania po Ogrodzie przekonywała się też do mężczyzny. Mimo początkowych obaw nie miała poczucia, że stosuje jakieś „tanie chwyty”, aby ją poderwać. Nie dla niej samej oczywiście, tylko tak bardziej chyba dla … sportu.

Zdarzało się jej poznawać podobnych facetów. W ich źrenicach można było dostrzec, że mimo upływających lat, wciąż mają tą samą - niezrozumiałą potrzebę. Udowadniania sobie i innym, że ich urok wciąż działa na kobiety. Nie szukała takich znajomości. A może wciąż nie była gotowa na żadne. Choć coraz częściej dokuczało jej poczucie osamotnienia. Nie była do tego stanu przyzwyczajona. Potrzebowała towarzysza podróży. Kogoś, przy kim mogłaby swobodnie się czuć, wyrażając swoje opinie lub opowiadając o swoich planach. Bo takowe znowu miała. Dość ambitne zresztą.

Do niedawna traktowała pojawiające się w jej życiu zmiany, jako karę. Nie wiedziała co prawda, z jakiego powodu miałaby ją otrzymać od losu, ale … z odczuciami trudno było walczyć. Za dużo spraw poszło nie tak. Inaczej je sobie wymarzyła. Ukochane mieszkanie przestało cieszyć, choć nadal lubiła do niego wracać, by odnajdywać tam kojącą, ale ulotną obecność Piotra. Praca, którą sobie wybrała, zaczynała coraz bardziej męczyć. A przecież do emerytury pozostawał jeszcze całkiem pokaźny „szmat czasu”. Wizja tkwienia w tym samym miejscu przez kolejne lata, a może i kolejną dekadę jej życia, przerażała. Nieznane pociągało.

Z bilansem coś było jednak nie w porządku. Ciągle coś w nim się nie zgadzało, przynosząc kolejne zaskoczenia. Miała nadzieję, że te najistotniejsze sprawy ułożą się już niedługo. Była gotowa zaryzykować. Tylko, czy wystarczy jej odwagi, aby iść za ciosem i zmienić także coś w swoim życiu prywatnym? Nie była tego pewna. Co prawda, niby wyczuwała, że ten spacer może być dla niej przełomowym zdarzeniem, a jednak … miała masę wątpliwości. Pytanie, czy też prośba Olafa o podanie jakiegoś kontaktu do siebie, wywołała w niej panikę. Zamarła na dłuższą chwilę, a świat jakby zatrzymał się razem z nią. Może nie trwało to tak długo. Wystarczyło jednak, by Mela zadecydowała niejako za nią, dyktując numer jej komórki. Gdy skończyła to robić, filuternie na nią jeszcze spojrzała i puściła oko.

„Jak ja ją wychowałam? Jak mogła mi to zrobić?” – kolejne pytania pojawiały się i znikały, aby ponownie o sobie przypomnieć. Zostawiła w przedpokoju jesienne półbuty i weszła do salonu. Oparła głowę o zagłówek kanapy i przymknęła oczy. Gdy to zrobiła, niemal natychmiast pojawił się pod powiekami obraz Olafa. Leciutko się wzdrygnęła na ten widok i raptownie otworzyła oczy. Podeszła do okna i przystanęła tam na dłuższą chwilę, zapatrzona przed siebie. Natura fascynowała.

Jakiś nagły impuls przywrócił ją do rzeczywistości. Odszukała wzrokiem swój notes z okładką w odcieniu butelkowej, lekko zgaszonej zieleni i otworzyła go na przypadkowej stronie. Sięgnęła po ulubiony długopis i powoli zaczęła dzielić się słowami …

z niepokojem
wyglądam przez okno
obserwując
zmagania słońca z chmurami

- Uda Ci się,
na pewno Ci się uda! -

mruczę pod nosem i …
tylko -
sama już nie wiem
komu
bardziej kibicuję
słońcu, czy sobie …

Foto: Anna Gawryszewska - Pierwszy Oficer na pokładzie projektu "Rok w Lanckoronie", a jednocześnie niezwykle wrażliwa na urok świata Kobieta, która potrafi zatrzymać 'ulotne chwile'