Z przyjemnością będę powracać wspomnieniami do tego dnia i … cieszę się, że „COŚ” mnie jednak s-kusiło, aby pojawić się w ten niedzielny wieczór – na Mokotowie.
Myślę, że to mógł być znak od LOS-u 😎
Tego dnia mieliśmy wreszcie okazję, aby dłużej swobodnie pogawędzić. Nie przytoczę Wam dokładnie, jak brzmiała nasza rozmowa – przebiegła dość spontanicznie.
W skrócie wyglądała tak:
Paulina:
- Czy uwierzysz mi, jeśli przyznam, że ja naprawdę niezbyt dobrze poruszam się po Warszawie? Może nie powinnam się publicznie do tego przyznawać, ale … – jestem żywym dowodem na tezę, że … „Kobiety mają trudności z odnalezieniem się w terenie …”.
Tym bardziej się cieszę, że udało mi się pokonać własne „słabości” i zdążyłam na Wasz występ w uroczej przestrzeni neapolitańskiej restauracji .
Powiedz mi proszę, co lubisz w Warszawie? Dlaczego tu przyjeżdżasz? – nie mieszkasz i nie pracujesz przecież tu na co dzień.
Krzysztof Fenderecki - foto: archiwum prywatne |
Krzyszfof Fenderecki – Lider Zespołu Sunset Bulvar ; Gitarzysta
- W Warszawie podobają mi się najbardziej ludzie, czyli osoby z mojego zespołu … ale nie tylko – także ci, których na przełomie ostatnich lat udało mi się poznać. I tu może małe sprostowanie – na pewno nie wszyscy [ śmiech]. Podobają mi się także restauracje i knajpy oraz klimat warszawskiej Starówki.
- Dlaczego właściwie … gitara? Najłatwiej nauczyć się na niej gry, czy inne były przesłanki wyboru akurat tego instrumentu?
- To dość ciekawa – przynajmniej dla mnie historia 😀 Moja starsza siostra - harcerka, kiedyś przywiozła z jednego z obozów pożyczoną gitarę. Miałem wtedy z 7 lat. Gdy tylko udało mi się
po kryjomu (bo przecież zaraz bym popsuł) wziąć tę gitarę do ręki, coś zaiskrzyło między nami. Pamiętam ją dobrze – była siermiężna i od patrzenia na nią rozbolały by każdego dłonie. Jednak zaintrygował mnie ten instrument do tego stopnia, że zapragnąłem mieć swoją. Niestety były to lata 80 – jak ktoś pomięta, to wie, że gitar w sklepach nie było, choć to i tak był najmniejszy problem 😀 Można więc podsumować to tak, że mimo poszukiwań i wyjazdów do Warszawy czy Łodzi, długo nie udawało mi się kupić instrumentu.
Od tego czasu minęło jakieś 8 lat i w dobie targowisk z Rosjanami i ich towarami nadarzyła się okazja, aby zakupić gitarę za 5 zł (500 zł przed denominacją). Była to prosta gitara klasyczna, która okazała się dość dobrym zakupem pod względem drewna, z którego była wykonana. Miała hebanowy gryf, co było mega rzadkością w tamtych czasach. Gitara co prawda, wymagała pewnych przeróbek lutniczych, ale po tych zabiegach okazała się przyzwoitym instrumentem. Pewnie miałbym ją do dziś – niestety pożyczyłem ją kiedyś jednej dziewczynie, z którą urwał mi się kontakt. W ten sposób … przepadła 😟 - oczywiście gitara! [śmiech].
Kolejnym moim instrumentem była już gitara elektryczna, którą kupiła mi siostra „za gruby szmal”. Może nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że instrumenty w tamtych latach były naprawdę bardzo drogie i trudne do zdobycia. W zasadzie od tej pory zaczęło się moje prawdziwe granie, gdyż zdecydowanie wolę gitarę elektryczną, niż „akustyka” – co nie znaczy, że stronię
od grania akustycznego. Miałaś okazję to usłyszeć 😀 Właśnie teraz zdałem sobie sprawę, że prawie za każdym razem w tamtych czasach, za pojawieniem się nowej gitary stała moja siostra – Iwona 😄
Krzysztof Fenderecki - foto: Marcin Wesołowski |
- Czy kiedyś już podejmowałeś próbę stworzenia jakiegoś Zespołu, który będzie przypominał ten, w którym grasz obecnie? Możesz coś więcej powiedzieć na ten temat?
- W swoim życiu grałem w wielu zespołach. Każdy trochę różnił się od poprzedniego.
Zespół to ludzie, a każdy człowiek jest jedyny w swoim rodzaju. De facto z tego wynika styl, brzmienie i charakter działalności zespołu. Kiedyś sądziłem, że zespoły tworzą się przypadkowo, na skutek spotkania kilku ludzi itd. Teraz natomiast wiem, że nic nie dzieje się bez przyczyny.
Chciałbym wspomnieć o tym, że dwadzieścia lat temu nawiązałem współpracę z Marcinem Gryzem – obecnym naszym bębniarzem i jakiś czas graliśmy wspólnie w kapeli bluesowej. Udało się nam zagrać kilka fajnych koncertów. Gdyby nie tamta współpraca, być może tego naszego zespołu by nie było. A tak, kilka lat temu ponownie nawiązałem z Marcinem kontakt. Po fazie kształtowania oraz twórczego bałaganu - z inicjatywy Jowity (to był Jej pomysł), na bazie mojej obecnej współpracy z Marcinem, stworzyliśmy Sunset Bulvar.
- Może mi o tym już mówiłeś, ale chyba warto o to raz jeszcze zapytać.
Jak długo gracie pod szyldem Sunset Bulvar? Czy spodziewałeś się, że ta „muzyczna przygoda” z Jowitą, Marcinem i Markiem potoczy się w takim kierunku, w jakim podąża obecnie? Pracujecie nad autorskim materiałem debiutanckiej płyty, z tego co wiem. A może to tajemnica, której nie miałam zdradzać?
- Sunset Bulvar działa około 2 lat. Szczerze mówiąc, to niczego się nie spodziewałem – choć czułem, że zaczyna wychodzić nam coś fajnego. Początkowo mieliśmy problemy ze znalezieniem basisty. Jednak nie ma tego złego ... Może gdyby nie te problemy, to Mesjasz – czyli Marek mógłby do zespołu nie dołączyć. Sama więc widzisz, że nic nie dzieje się bez przyczyny 😃
Odpowiadając na Twoje pytanie. Nie mamy sekretów – przynajmniej w obszarze, o jaki pytasz.
To prawda, pracujemy nad autorskim materiałem.
Bardzo się cieszę, że możemy współpracować z Robertem Baranowskim. Oprócz faktu, że pisze dla nas teksty piosenek na płytę, to jeszcze jest naszym Impresario. Uwielbiam wsłuchiwać się
w stworzone przez Niego treści. Dopełniają się wraz z naszą muzyką, są jak dwie połówki tego samego owocu. Robert jest twórcą o wysokim progu wrażliwości, arcy-ciekawie spoglądającym na życie i jest także znawcą natury ludzkiej. Myślę, że to wypadkowa, która przemawia do mnie
w jego tekstach i twórczości poetyckiej. Odkąd utkwiło mi w głowie powiedzenie Gen. Wieniawy-Długoszewskiego: ”dla mężczyzny są tylko stworzone dwa zawody, ułan albo poeta - nic poza tym” – chciałem Roberta poznać. Wracając do tematu … Pracujemy nad autorskim materiałem, jednakże muszę tu nadmienić, że płytę chcemy nagrać już jako MANIA – w tym samym składzie, ale elektrycznie. Obecnie więc pracujemy dwutorowo – akustycznie i elektrycznie.
Sunset Bulvar w pełnym składzie - foto: archiwum prywatne |
- Ile utworów jest już … powiedzmy – mniej lub bardziej fachowym językiem – „ogranych”? Pamiętam, że na Grudniowej Premierze Jowita zaśpiewała pięć piosenek
z tekstami napisanymi dla Was przez Roberta Baranowskiego, którego ja znam prywatnie. Nie wszystkie chyba jednak pojawiały się na kolejnych koncertach. Jak dobieracie repertuar na każdy z występów? Są kłótnie?
- Obecnie mamy opracowanych 7 utworów, które jeszcze dopracowujemy. Jednakże – docelowo na płytę, chcemy ich mieć co najmniej 10.
To, że nie gramy wszystkich tych numerów na koncertach wynika z faktu, że nie do końca jesteśmy przekonani co do ich brzmienia w anturażu akustycznym. Zgodnie z tym, co wcześniej mówiłem, robimy muzykę elektryczną 😀 Absolutnie chciałbym zdementować domysły dotyczące kłótni – zdania miewamy odmienne i z pewnością tak pozostanie – a tam, gdzie ścierają się moce twórcze, iskrzy jak przy cięciu stali 😆
- Jowita … nie byłabym sobą, gdybym – z czystej „babskiej ciekawości” oto nie zapytała … Gdy śpiewa, podziwiam Jej cudownie mocny głos. Czy podczas Waszych prób i rozmów jest równie donośny, czyli … liczycie się ze zdaniem jedynej w Waszej Grupie, Kobiety? Jak to się przejawia?
- Z Jowitą łączy mnie swoista i niepowtarzalna więź twórcza i podobne przeżycia. Poznaliśmy się w innym zespole – był to team coverowy, grający eventy. Ja grałem w tym zespole ponad 5 lat, zanim dołączyła do niego Jowita. Od początku złapaliśmy kontakt i polubiliśmy się. Po jakimś czasie ja odnowiłem znajomość z Marcinem Gryzem, z którym stworzyliśmy jakieś cztery lata temu zespół rockowy. Nie przetrwał próby czasu, jednakże w trakcie jego działalności, Jowita podzieliła się z nami pomysłem stworzenia Sunset Bulvar. I tak się to zaczęło 😃
Gdy stworzyliśmy z Jowitą Sunset, nasi koledzy z zespołu coverowego uznali – nie wiem do końca dlaczego – że zakończą z nami współpracę. Od tamtej pory skupiliśmy się zupełnie na Sunset, a od spotkania z Robertem zaczęliśmy tworzyć razem autorskie utwory - projekt MANIA.
Ja osobiście bardzo cenię sobie pracę z Jowitą – chętnie słucham Jej zdania na temat aranżacji, bądź sugestii muzycznych. Poza tym, bardzo Ją lubię prywatnie – tak po ludzku 😏 Może dlatego, że mamy podobne poczucie humoru i świetnie się dogadujemy. Lubię Jej styl oraz podziwiam urok osobisty. Dla mnie głos Jowity jest najdonośniejszy – potrafi mnie przekonać do zmiany, choć nie zawsze 😁
Nie przychodzi to łatwo, gdyż jestem człowiekiem działającym w sposób przemyślany
i uporządkowany, a więc planów zwyczajnie nie lubię zmieniać. Jednak Ona potrafi mnie przekonać. Uważam, że ma w sobie ogromną intuicje muzyczną, dzięki czemu umie uzasadnić potrzebę dokonania zmiany – a argumenty do mnie przemawiają. Poza tym potrafi być bardzo kreatywna w procesie twórczym, co bardzo mnie do Niej przekonuje. A ten Jej głos! – jest świetna! Sądzę, że oboje jesteśmy zdania, że mieliśmy się poznać i razem tworzyć.
Jowita i Krzysztof, czyli ... połowa składu Sunset Bulvar - foto: archiwum prywatne |
- Za co cenisz Swoich kolegów z Zespołu? Tak imiennie proszę opowiedz o tym, jakie mają wg Ciebie zalety.
- To może po kolei:
Jowita – głos, charakter, estetyka i kreatywność muzyczna, intuicja
Marcin – umiejętności muzyczne, ugodowość, serdeczność
Marek – zaangażowanie, miłość do muzyki i basu, ogromne chęci i emocjonalną motorykę 😃
Robert – kultura, wrażliwość, kreatywność, zaangażowanie, skromność
- A jakie mają wady? Czy uważasz, że o tym nie powinno się mówić głośno?
- Przepraszam, ale wolę skupiać się na pozytywach 😏
- Jak oceniasz osobę Roberta - piszącego Wam teksty do autorskich aranżacji – jest bardziej członkiem Zespołu, czy Manager’em? Bardziej się z Wami „kumpluje”, czy wymaga?
- Chwalę dzień, w którym graliśmy w pubie Marcinek na Podwalu koncert. To było ponad rok temu. Na nim był też Robert. Wtedy się poznaliśmy. Początkowo Robert pisał dla nas tylko teksty, z czasem – na nasze szczęście – zgodził się też zająć naszym impresariatem.
Trzeba przyznać, że sprawdza się zarówno jako tekściarz, jak i menadżer. Dał nam się już poznać, jako fajny facet i kolega. Jest bardzo odpowiedzialny i wiem, że jak coś załatwia, to od początku do końca. Ma świetny kontakt z ludźmi, co dla menadżera jest bezwzględnym „clou” działania. Oczywiście, wymaga także od nas i oby dalej to robił, bo niezwykle ważne jest wypracowanie sobie pozycji w grupie. To też Robertowi świetnie wychodzi. Bardzo zabiegam o to, by czuł się członkiem zespołu i mam nadzieję że tak już jest 😀
Robert Baranowski - Autor tekstów do piosenek wykonywanych przez Sunset Bulvar - koncert w La Lucy - grudzień 2019 |
- Obserwowałam Cię uważnie podczas Waszego ostatniego występu na Mokotowie.
Faktycznie był taki moment, w którym się uśmiechnąłeś, nawiązując kontakt z obecną tam publicznością – przecząc niejako słowom zawartym w recenzji drugiego koncertu – tego, który był w lutym „U Pana Michała”. Napisałam tam bowiem coś o … „skupieniu gitarzysty”. Dlaczego właściwie nie byłeś zadowolony z takiej opisu Siebie? Może masz innego rodzaju „sceniczność” niż Jowita – z tym Jej olśniewającym uśmiechem lub – wywijający spontanicznie gitarą, Marek. Jak to jest z Twoim samopoczuciem na scenie? Stresujesz się występami na żywo?
- Mój obecny wizerunek sceniczny nie jest najbliższy mojej naturze. Grając w poprzednich zespołach na gitarze elektrycznej, miałem więcej swobody , więc byłem bardziej spontaniczny.
Na skutek dużych zmian repertuarowych i spinania całości „faktury muzycznej” podczas występów zespołu, do tej pory musiałem się skupiać na realizowaniu zamierzonych celów.
W związku z tym, że obecnie zespół zaczął grać na poziomie o jaki zabiegałem, mogę zająć się czerpaniem przyjemności z koncertów. Czyli nie muszę zastanawiać się, czy wszyscy wiedzą, co mają robić
Myślę że niedługo mój „emocjonalny image” ulegnie znacznej przemianie 😎
Krzysztof Fenderecki - foto: archiwum prywatne |
- Jakie masz wyobrażenia o życiu „Osoby Publicznej”? Może po tej rozmowie staniesz się bardziej rozpoznawalny – także w rodzinnym mieście. Jesteś gotowy na Sławę? Jakie są Twoje Marzenia, gdy myślisz o „Sunset Bulvar”?
- Nie myślę o tym. Generalnie uważam, że na sławę nie można być gotowym. Bardziej skupiam się na muzyce – graniu jej i tworzeniu. Myślę, że gdy dotknie mnie miano bycia osobą publiczną, świetnie sobie z tym poradzę.
Uważam tak, bo jestem człowiekiem o ugruntowanym i poukładanym życiu osobistym – przepraszam za tę nieskromność. Zawsze uważałem, że osobom publicznym odbija z braku tych dwóch powyższych atrybutów.
Marzę, by nasz zespół zaczął koncertować elektrycznie, no i żebyśmy nagrali płytę. Chciałbym występować na jak największym terenie – myślę też o imprezach muzycznych poza granicami kraju. Koncerty są paliwem niezbędnym do pracy twórczej zespołu.
Poza tym chciałbym także, by nasz zespół pozostał grupą przyjaciół oddanych idei tworzenia
i grania swojej muzyki. Nie chcę żadnej presji i niezbyt konstruktywnych sugestii na temat kierunku, w którym powinniśmy się rozwijać. Niech to nadal będzie wielki muzyczny ocean,
na którym płyniemy w znanym tylko nam kierunku, odkrywając go tym, którzy za nami podążą. Mam nadzieję, że będziemy poszerzali swoją komunikacje tele-muzyczną, którą udało nam się nawiązać i w oparciu o nią rozwijać naszą twórczość.
Przydał by się także jakiś miły Pan lub Pani z kiermanem wielkości stodoły oraz chęcią sfinansowania realizacji naszej płyty [śmiech]. Wierzę, że póki oddychamy wszystko jest możliwe 😃
- Nie pozostaje mi w takim razie nic innego, jak życzyć, aby Twoje oczekiwania i marzenia miały szansę się urzeczywistnić w najbliższym czasie. Może faktycznie pewnego dnia Wasz Impresario Robert odbierze telefon od Kogoś, kto pomoże Wam spełnić je.
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na kolejnym koncercie.
Sunset Bulvar - koncert luty 2020 - okolice Starówki "U Pana Michała" |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz