piątek, 13 marca 2020

COŚ DLA UCHA i podniebienia

Mimo, że – jak się często mawia „czas nie stoi w miejscu”, to … niektóre rzeczy pozostają jednak niezmienne w moim życiu. Jak choćby to, że – nadal nie jestem znawcą muzyki. Daleko mi też, do zaszczytnego miana Smakosza. Wieść rodzinna niesie zresztą, że w dzieciństwie byłam strasznym niejadkiem – niewykluczone zatem, że ten brak zainteresowania kulinarnymi tematami pozostał we mnie do dziś. Co jeszcze udało mi się zachować? Chyba coś takiego, co nazwałabym krótko:
„Dusza Powsinogi”.

Może będą Tacy, którzy się ze mną zgodzą, że – nie jest łatwo robić coś przeciw własnej Naturze … mnie, odkąd pamiętam ciągnęło do innych Ludzi – chyba byłam Ich ciekawa.
Przy okazji mogłam ZOBACZYĆ nowe miejsca, posłuchać opowieści z klimatem i sprawdzić się w werbalnych interakcjach.
Ostatnimi czasy jednak, stałam się … hmmm … powiedzmy, że dość wybredna i swój udział w takich kulturalno-towarzyskich wydarzeniach – na które ostatnio jestem zapraszana – dokładnie analizuję pod kątem własnych korzyści, przyjemności. Cóż, samo życie …

Trzeba przyznać Robertowi, że format organizowanych przez Niego koncertów Zespołu o nazwie  „Sunset Bulvar”, z którym dość blisko obecnie współpracuje – spełnia moje oczekiwania.
Fajnie, że tę Muzyczną Grupę można spotkać w różnych warszawskich lokalach (przykładowo
w Centrum-StareMiasto – „U pana Michała” oraz obok stacji Metro ONZ – „La Lucy”
- oba występy widziałam na własne oczy, o czym pisałam na blogu w grudniu oraz w lutym.
Może już wkrótce – trzymam mocno kciuki! – będą pojawiać się również na Mokotowie.

Skąd ta Euforia?
Odpowiedź jest dość prosta – przyjeżdżając na Ich koncerty, mam też możliwość poznania nowych miejsc. A nie oszukujmy się … z czasem człowiek „wypada z obiegu” (innymi słowy więcej czasu spędza w pracy i domu), a gdy chce wreszcie! spotkać się ze Znajomymi, to nie wie, gdzie pójść. Można więc powiedzieć, że te moje podróże po Warszawie – dzięki Robertowi – mają nie tylko kulturalny wątek, ale też i edukacyjny charakter.
Przynajmniej dla mnie.


Poza tym …  czasem dobrze jest wyjść z tzw. „strefy komfortu”, czyli poza znajome okolice i – jak w tym przypadku, ja – pojechać na Mokotów. Tę warszawską dzielnicę co prawda znam średnio, ale główne „szlaki komunikacyjne” ogarniam. Ponadto … nazwa ulicy – Bobrowiecka (10) – kojarzyła mi się z siedzibą pewnej Uczelni. Można więc było wysnuć przypuszczenie, że tym razem nie ma opcji, abym się gdzieś po drodze zgubiła. I proszę!
Ileż to może dobrego zdziałać takie „pozytywne nastawienie” … - mimo bowiem pewnych zawirowań w „komunikacji naziemnej”, z której korzystam obecnie dużo rzadziej, bez większego trudu trafiłam pod właściwy adres!
Restauracja Bianco-e-Verde, w której miał wystąpić wspomniany wcześniej Zespół Sunset Bulvar okazała się – z wielu powodów – bardzo sympatycznym miejscem. Tym, którzy będą chcieli po raz pierwszy dotrzeć tutaj innym autobusem niż 107 lub 119 wspomnę tylko, że idąc
od skrzyżowania do przodu, będą musieli minąć szereg budynków mieszkalnych, które przebojem wdarły się w krajobraz ulicy. A tuż niemal za nimi przycupnęła sobie wspomniana włoska knajpka o całkiem sporej przestrzeni, która pozwala nie tylko na to, aby swobodnie tutaj zjeść
w trochę większym towarzystwie, ale również zorganizować koncert.


To naprawdę sympatyczny lokal – kto wie, może zadomowił się tu dawno temu „Anioł Miejsca”, o którym kiedyś podczas wykładu w Lanckoronie mówił prof. Mirek z Krakowa i dlatego restauracja ma taką pozytywną energię. A może stało się tak za sprawą samego Właściciela, który jednocześnie jest Szefem Kuchni i wkłada serce w to, co robi …

Domowy obiad wypełnił mnie po brzegi, więc tym razem opinia o serwowanych tu daniach opiera się wyłącznie na zdaniu moich Znajomych.
A ci wydawali się bardzo zadowoleni z zamówionych potraw. Podobno warto zainteresować się makaronem carbonara


oraz pizza’mi.


Także … jeśli szukacie miejsca na spotkanie w gronie Znajomych, gdzie można zarówno smacznie zjeść, jak i pogadać, warto rozważyć ten właśnie lokal. Ja z przyjemnością go jeszcze kiedyś odwiedzę – szczególnie wtedy, gdy Sunset Bulvar zdecyduje się tu znowu wystąpić.


Pewnie nie raz to powtórzę, ale dla mnie każdy Ich koncert jest wyjątkowo miłym wydarzeniem. Zespół nie tylko odkrywa przede mną nowe miejsca w Warszawie, ale także wprawia w dobry nastrój swoją twórczością. Kolejnym plusem jest fakt, że nie posiadają sztywnego repertuaru - zmienia się on na każdym Ich występie. Owszem, niektóre piosenki weszły do niego na stałe
– ale to w sumie dobrze, bo brzmią moim zdaniem nawet lepiej od oryginałów.  A myślę tu choćby o utworach: „Be the one” (Dua Lipa) oraz „September” (Earth, Wind & Fire) – uwielbiam oba te covery. Podobnie jest z utworem „Purple Rain” (Prince) – którego mogłabym w Ich wykonaniu słuchać bez końca. Ostatnio nawet przychylniejszym okiem patrzę na utwór „Taka Warszawa” (Beata Kozidrak) oraz piosenkę „Prowadź mnie” (Kasia Kowalska).


Myślę, że to zasługa jedynej w tej Grupie Kobiety, która oprócz wspaniałego głosu, ma piękną dykcję i wymowę. Nie trzeba się domyślać, o czym śpiewa – co ma największe chyba znaczenie podczas prezentacji autorskich piosenek, do których polski tekst stworzył wspomniany Robert. Może podczas jakiegoś występu Zespół skusi się na ograniczenie liczby angielskich coverów,
na rzecz rodzimych utworów lub właśnie tych swoich. Prace nad materiałem na płytę wszak już trwają, a te ich wspólnie stworzone piosenki brzmią rewelacyjnie. Jednym z moich ulubionych jest utwór „Na rozstajach”, choć i „Mania” – ma swój niezaprzeczalny czar.

Fajnie, że Grupę coraz częściej można oglądać na żywo i czerpać z Ich koncertów pozytywną energię. Gołym okiem widać, że odczuwają prawdziwą radość z występowania
przed publicznością, szybko zjednując sobie takim zachowaniem jej przychylność. Może też dlatego, że wszyscy starają się zachować z nią kontakt – choćby zachęcając do wspólnego śpiewania, czy rozdając – jak Jowita – cudownie promienne uśmiechy.

Osobiście będę długo wspominać ten niedzielny marcowy wieczór – wspaniałe zakończenie „Dnia Kobiet”. Indywidualne rozmowy z Jowitą, Krzyśkiem, Markiem i Marcinem oraz Robertem pozwoliły mi lepiej poznać każdą z osób. Zaciekawili mnie tak bardzo, że chyba …

… ale to już inna historia 😊

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz