sobota, 15 czerwca 2019

Czy … aby na pewno?

Nie mogła sobie znaleźć miejsca. Odkąd wróciła z nieoczekiwanego spotkania z notariuszem, krążyła po mieszkaniu, jak przysłowiowy ‘lew po klatce’. Wreszcie ciężko opadła na swój ulubiony, ciemno-zielonym pluszem obity – fotel.


Zamknęła oczy, próbując się wyciszyć, a potem dopiero odtworzyć wspomnienie ostatnich trzech godzin. Musiała się przecież jakoś z tym uporać. Sama.

Nagle poczuła się tak przerażona, jak tylko może czuć się małe stworzonko, tracące pierwszą najbliższą mu osobę.
„Dlaczego żadna z Was nigdy nie porozmawiała o tym ze mną?” – pytanie, jak piłka na korcie odbijało się od ścianek czaszki, robiąc tym samym hałas trudny do wytrzymania. Sophie miała wrażenie, że jeszcze chwila, a jej głowa eksploduje z hukiem. Chyba, że wcześniej serce wyskoczy jej z piersi, tak szybko wybijało rytm. Odgięła głowę na oparcie fotela, co przyniosło nieoczekiwane ukojenie.
Czuła, jak powoli się uspokaja. Jak widać, warto było chodzić na zajęcia z technik relaksacyjnych, które jej firma – opluwana korpo – zafundowała pracownikom z okazji Dnia Dziecka. HaEry zaszalały w tym roku – ciekawe, jak udało im się uszczknąć jakieś fundusze z kieszeni prezesa. Ten nie był bowiem zbyt hojny. Co prawda, nie był też typem skąpca – musiał być jednak przekonany do jakiejś idei.

„Może sam zapragnął poczuć się znowu jak dziecko?” – pomyślała nagle. Sama nierzadko tęskniła do czasów, gdy mogła być małą dziewczynką poznającą z dziecięcą ufnością świat


... która nie musi martwić się o tzw. „trudy codzienności”.
Do godzin spędzanych na zabawach z dzieciakami z osiedla na świeżym powietrzu. Rety! Jak ich wtedy wiele rzeczy cieszyło. Znaleziony kawałek cegły rysujący asfalt - typowy dla blokowisk, na kolor czerwony. Szkiełko od butelki, z którego można było wyczarować coś, co stanowiło pewną tajemnicę. Skoszona trawa, którą starali się wspólnymi siłami jak najszybciej wysuszyć, aby skakać na usypane kopce, czy rozpocząć bitwę na pachnące sianem ‘pociski’. Wspólna, papierowa torebka, rozklejająca się od wody z ujęcia w parku, którą starali się umyć owoce, kupione ze spontanicznej zrzutki. I nierzadko jedna butelka oranżady na spółkę, która miała wtedy jakiś wyjątkowy smak.


Przesiadywali gdzie się dało – jak stadko nomadów, rozbijali swoje obozy to tu, to tam. Mieli kilka ulubionych miejsc i … - uśmiechnęła się delikatnie na to wspomnienie - nieraz uciekali przed jednym dozorcą, który przeganiał ich za każdym razem, gdy zajadali czereśnie. Mężczyzna był wyjątkowo czuły na punkcie pielęgnowanej przez siebie zieleni wokół budynku, a szczególnie na rabaty z kwiatami. Pestki, które potem znajdował niezwykle go irytowały. Ale co w tym mogło być dziwnego, jeśli urządzali zawody w pluciu na odległość lub pstrykaniu z nich?


Brakowało jej tych momentów autentycznego szczęścia, wynikającego z nieświadomości – braku wiedzy o zasadach stworzonych przez ten świat. A może raczej … braku zgody na ustalone normy. Przekonanie, że nie ma rzeczy niemożliwych, jeśli się chce. Taką prawdziwą wiarę ma się chyba tylko w tym właśnie wieku – dziecięcym.  W miarę upływu lat i kolejnych życiowych doświadczeń, jej poziom się niestety obniża. I nagle człowiek łapie się na tym, że na niewiele rzeczy ma wpływ. Pytanie, co zrobi z tą wiedzą …


„Mam porządny kapitał, posiadając takie wspomnienia z dzieciństwa” – refleksja, która nagle pojawiła się w myślach, odprężyła ją na chwilę. Zaraz jednak napłynęło skojarzenie z bajkami na dobranoc, które wymyślała dla niej mama. Lubiła słuchać tych opowieści. Do dziś jednak, traktowała je wyłącznie jako historyjki, tkane przez rodzicielkę na specjalne życzenie. Wiadomość o tym, że mogą być prawdziwe poruszyła ją bardziej, niż sądziła.

– Za dużo emocji mi ostatnio fundujesz, Szanowny Panie Losie – słowa, które chwilę wcześniej ledwo ukształtowały się w jej głowie, zmieniły swoją formę i sfrunęły z przygryzanych nerwowo warg. – Ale ok, podejmuję wyzwanie – dopowiedziała, odzyskując w jednej chwili jasność umysłu. Zerwała się z fotela i skierowała do łazienki. Musiała się odświeżyć i zmyć z siebie te wszystkie lęki, wątpliwości i lepkość ciała – czerwiec zdecydowanie popadł w narcyzm i podkreślał każdego dnia, że nie na darmo jest pierwszym miesiącem kalendarzowego lata.

                                                                               ***

Z przyzwyczajenia otworzył drzwi kluczem, który miał jej oddać na zawsze. „Na zawsze” – kiedyś oboje wierzyli w to stwierdzenie. A teraz nabrało zupełnie innego kontekstu. I to on zainicjował te zmiany. Teraz już nie był aż taki pewny swoich decyzji. A może to tylko kwestia odzwyczajenia się od życia, które do tej pory prowadził. Wspólnie z nią. Cicho zamknął drzwi, co w sumie nigdy mu się nie zdarzało, gdy byli razem. Wcześniej nie zwracał uwagi na takie rzeczy. A może po prostu teraz czuł się bardziej już jak gość, niż domownik. Nie pojawił się tu od dwóch miesięcy. Był ciekawy, czy coś zmieniła odkąd zabrał wreszcie wszystkie swoje rzeczy. Zdjął buty i równo ustawił je przy szafce na buty. Tego też nigdy wcześniej nie robił. „Chyba się starzeję” – pomyślał i uśmiechnął się do swoich myśli. Wiedział, że może sobie pozwolić na takie kpiarskie przytyki wobec siebie. Od wielu lat związany ze sportem, wciąż utrzymywał nienaganną sylwetkę, a ciemne naturalnie kręcące się włosy dopiero zaczynały ozdabiać pierwsze oznaki upływającego czasu. Szybko przestał się tym jednak martwić - codziennie obserwował, że te właśnie srebrne nitki robiły wrażenie na kobietach. Szczególnie tych młodszych.

Niewykluczone, że wszedł w taki wiek życia mężczyzny, w którym znowu silnie jest odczuwana potrzeba bycia w centrum uwagi. Uwielbiał łapać ukradkowo rzucane spojrzenia kobiet w różnym wieku, które dla niego były wystarczającym dowodem na to, że pozostał atrakcyjnym facetem. Przestało mu zależeć na znajomym widoku odbijającej się w zielonych, kocich tęczówkach Margo, prawdziwej miłości. Potrzebował doznań, adrenaliny, nowych wyzwań. W końcu był Artystą, mógł więc sobie na to pozwolić. Znajomy światek lokalnej bohemy i tak był mocno zdziwiony, że ich związek nie zakłóciła żadna pikantna historyjka, którą „Towarzystwo” mogłoby się zabawiać na kilku kolejnych większych spotkaniach w swoim gronie. Nie wiedzieli, że kobieta która stała się 21 lat wcześniej jego życiową Partnerką, ma w sobie tak wiele różnych twarzy. A co najważniejsze – z perspektywy czasu oceniając – były to wystarczająco odmienne i pobudzające jego wyobraźnię, oblicza erotyzmu. Większość strun tak naprawdę poruszył – jako pierwszy, właśnie on. Ta myśl nieoczekiwanie zelektryzowała go i wyrwała z zadumy, której się poddał. Z nową energią zaczął rozglądać się po mieszkaniu w poszukiwaniu swojej byłej partnerki.


Szum spływającej wody potwierdził, że ktoś – oprócz niego – przebywa aktualnie w mieszkaniu. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale … w końcu poznał jej ciało tak dobrze, że nie stanowiło
dla niego już żadnej chyba tajemnicy. Złapał się na myśli, że od zawsze lubił na nią patrzeć, gdy przywdziewała strój Ewy. Trzeba było przyznać, że udało się jej zachować całkiem niezłą figurę, mimo upływających lat. Na tle swoich rówieśniczek, wyróżniała się kobiecymi kształtami i świeżością. Żony wspólnych, dotychczasowych znajomych dawno je utraciły. A Margo, nawet po obdarowaniu go w przeciągu niecałych trzech lat dwoma synami, umiała utrzymać sprężystość ruchów swojego dojrzałego ciała.

Nagle zapragnął ujrzeć ją znowu. Delikatnie nacisnął klamkę drzwi od łazienki. Przezroczyste ścianki kabiny prysznicowej, którą zlecił zamontować w czasach dawnej fascynacji swoją partnerką nie były w stanie ukryć nikogo, kto wszedł w ich przestrzeń. Postać stojąca pod prysznicem była odwrócona tyłem do niego, ale szybko zrozumiał, że to nagie ciało nie należy do Margo. Kobieta była młodsza i nieco szczuplejsza, o przyjemnie zaokrąglonych biodrach oraz lekko umięśnionych plecach i ramionach, z których pięła się ku górze niezwykle smukła, delikatna szyja, kończąc się całkiem kształtną czaszką. Z niezbyt długich, bardzo ciemnych włosów spływały kaskady kropli, by potem ruszyć niżej, powoli delektując się dotykiem skóry jej jędrnego ciała. Pomyślał, że wygląda tak, jakby często pływała. Niewykluczone, że tak było. Sposób, w jaki poruszała się reagując na strumienie płynące z góry sugerował, że kocha wodę.

Stracił poczucie czasu i nie miał pojęcia, jak długo stał urzeczony widokiem drugiej istoty, zanim jakiś impuls w głowie nie wzbudził refleksji, że zachowuje się teraz jak przeciętny podglądacz. Starał się trzymać starych, wpojonych jeszcze przez dziadka zasad, które wyznaczały trendy ... ‘dżentelmeństwa’ – jak mawiał żyjący wtedy nestor rodu. Nie mógł jednak się ruszyć. Niemal wrósł w terakotę łazienki. Widok nieznajomej – jej kocie ruchy, zahipnotyzował go. Obserwował więc dalej. Wyglądała tak, jakby tańczyła w ramionach Wodnego Mężczyzny. Poddawała się całkowicie jego dotykowi, a ten chyba co chwilę zmieniał temperaturę swoich pocałunków – sądząc po jej reakcjach. Krople spływały wodospadami górskich strumyków, znacząc jej skórę drobniutkimi szlakami, co inicjowało nowe dreszcze. Ewidentnie odczuwała rozkosz, brała ją niemal całymi garściami. Ten widok wywołał w jego ciele nagłe … poruszenie.

Już teraz nie miał żadnych skrupułów, aby dalej śledzić wzrokiem ponętne kobiece kształty. Jej dłonie błądziły po cielesnej powłoce, okrywając ją delikatną pianą - owocowego płynu do kąpieli. Ta zakrywała pewne części jej ciała, pobudzając dodatkowo wyobraźnię, wpatrzonego w nią mężczyzny. Niezbyt głośne kichnięcie wybudziło go ze snutych przed chwilą wizji, w których on w roli głównej … impuls, który przeszedł mu po karku nie był taki totalnie przypadkowy. Zupełnie niemęski rumieniec zawstydzenia reakcją swojego ciała, wypłynął mu na policzki i sprawił, że szybko wycofał się z łazienki.

Dobrze, że mieszkanie posiadało niezwykle przestronny taras z leżakami, który o tej porze gwarantował przyjemny chłodek. Coś w sam raz na ostudzenie emocji. Usiadł na jednym z nich, a potem zaciągnął się łapczywie dymem z papierosa. Przestał palić jakieś 10 lat temu, ale lubił niekiedy pozwalać sobie na „małego dymka”. Okazja nadarzała się sporadycznie, tak jak teraz. Obok leżaka bowiem, leżała paczka cienkich długich cygaretek, zapalniczka oraz popielniczka. Na stoliku stała także wysoka niebieska szklanka wypełniona plasterkami cytryny, pomarańczy, kostkami lodu i wodą. Machinalnie podniósł ją do ust i upił łyk.

„Hmmm … ktoś albo miał ciężki dzień, albo … „ – wymruczał do siebie, delektując się smakiem drinka. Podniósł szklankę ponownie do ust i łyk napoju znowu orzeźwił jego język i poruszył znacząco kubki smakowe. Starał się utrzymać napój jak najdłużej w ustach, aby tylko nieznacznie spływał mu dalej. Przymknął oczy czując, jak przyjemne ciepło delikatnie powleka jego ciało. Przyrządzony roztwór – skąd właściwie brało mu się to słownictwo? – był na serio niezły. Już miał po raz trzeci dotknąć wargami brzegu szklanki, gdy …

- Przepraszam, że przeszkadzam w degustacji mojego drinka – zabarwiony rozbawieniem głos wyrwał Igora ze świata, w którym aktualnie przebywał. Otworzył oczy i ujrzał w świetle żegnającego się słońca kobietę, której ruchy zrobiły na nim tak ogromne wrażenie, że musiał ochłonąć na tarasie. Ciemne źrenice ocieplał jakiś wewnętrzny blask. Coś, jakby rudawe ogniki przemykały po tęczówkach, a w kącikach pięknie wykrojonych ust – czaił się uśmiech. Zaledwie przed chwilą jej naga skóra, którą podziwiał w tajemnicy, była osłonięta pianą. Teraz natomiast okrywał ją puchaty szlafrok. Stała boso, a niezbyt długie włosy lśniły od wody. Materiał odsłaniał szczupłe, ale pięknie wymodelowane jakimś sportem – łydki. Paznokcie stóp miała pomalowane na kolor ciemnego, czerwonego wina, którym miał w zwyczaju delektować się podczas malowania. Machinalnie podniósł ponownie szklankę i upił kolejny łyk.
- Czyli muszę sobie zrobić kolejnego. Ach, ci mężczyźni … – kobieta odezwała się ponownie i znienacka zaśmiała się wesoło, jak psotna dziewczynka, po czym szybko zniknęła z jego pola widzenia. Zanim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, już jej nie było.

„Kim jesteś, Piękna Istoto?” – tekst obliczony na podryw, tym razem miał zupełnie inny wydźwięk. Igor wraz ze zniknięciem kobiety poczuł się nagle niemal okradziony. W powietrzu jeszcze pozostał zapach jej szamponu i płynu do kąpieli, ale coraz szybciej wtapiał się w czerwcowy wieczór, otulony mgiełką … jaśminu? A może to ona pachniała jakimś kwieciem?


Zadumał się na moment i poczuł, że ma przemożną chęć powrotu do swojej pracowni. Zerwał się na równe nogi, dopijając jednym haustem drinka. Złapał w biegu klucze pozostawione w przedpokoju, wbił szybko stopy w miękkie mokasyny i rzucił się ku drzwiom.
Oczami wyobraźni widział już siebie stojącego przy sztalugach i z nieobecnym spojrzeniem – niemal w transie, gładzącego pędzlami rozpięte płótno. Nie miałby nic przeciwko późniejszym podobnym zabiegom wobec modelki, ale … tym razem musiał bazować na ukrytych pod powiekami – niknących coraz szybciej – powidokach nieznajomej, kobiecej postaci.

                                                                             ***

Sophie siedziała w kuchni, próbując odzyskać naturalny dla siebie, sposób oddychania. Nie było to jednak takie łatwe. Odzyskanie równowagi psychicznej było chyba nawet trudniejsze niż wtedy, gdy po powrocie do mieszkania obracała w myślach obrazy tego, co się przydarzyło jej w ciągu dnia.

Myślała, że nikt nie zrobi na niej już wrażenia. A na pewno nie uda się to byłemu partnerowi jej koleżanki – Margo. Igora trochę poznała z jej opowieści, które też trzeba było niemal prowokować. Starsza o 10 lat kobieta, którą poznała trzy lata temu na zjeździe absolwentów swojej uczelni, niechętnie dzieliła się informacjami ze swojego prywatnego świata. Sophie to rozumiała i szanowała. Sama nie miała ochoty zwierzać się nikomu z tego, jak upływało jej dotychczasowe życie. Była raczej ostrożna w informowaniu innych, szczególnie nowo poznanych ludzi o swoich doświadczeniach.

Co z tego bowiem, że nagle zaczęło się więcej mówić o prawach osób, mających trochę inną orientację seksualną. Wciąż jej związki z kobietami wzbudzały różne emocje u ludzi. Panie jej unikały, a mężczyźni niemal od razu fantazjowali o trójkątach, dając jasny przekaz, który można podsumować tak: 
„Maleńka, ja jestem w  stanie zaspokoić potrzeby nie tylko Twoje, ale i Twojej Dziewczyny”.

Czasem irytowało ją takie „samcze podejście”, a niekiedy zwyczajnie rozśmieszało. Ona sama była zupełnie obojętna na urok męskich ramion, pośladków oraz innych atrybutów ‘Prawdziwych Facetów’. Wolała podziwiać kobiece kształty, doświadczać delikatności i empatii – a tego na próżno było szukać wśród męskiej części ludzkiej populacji.
Z rozmyślań wyrwał ją dźwięk, zatrzaskujących się drzwi.

„Czy … aby na pewno tak zupełnie mogę być obojętna?” – zadała sobie po cichu pytanie.
A potem wyjęła zeszyt oprawiony zielonym materiałem i zaczęła pisać …

DOBRZE,

Przyjdę –
choćby i DZIŚ!
do Ciebie,
proszę Pana
Ale!

Chcę to zrobić
z samego rana
wtedy, gdy jestem
taka:
- zaspana
- potargana
- nieumalowana
i w zwykłą piżamę
nonszalancko odziana

Gdyż …
tak naprawdę to …
ja chcę
– tylko
przejrzeć się
w zwierciadle
Pana Duszy –

a pozostając
tak naturalna
jestem też
transparentna –
nie będę więc
specjalnie
Pana rozpraszać …

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz