niedziela, 23 lutego 2020

Pobudzające dźwięki

Staram się dotrzymywać danego słowa. A jedną z obietnic, złożoną sobie w ubiegłym roku była moja obecność na kolejnych koncertach Zespołu, który zobaczyłam po raz pierwszy w grudniu. Nie jestem znawcą muzyki, ale potrafię chyba w miarę jasno określić, co mi się podoba.
Tamten występ ludzi tworzących Grupę o nazwie Sunset Bulvar naprawdę mnie zachwycił. Chciałam zatem znowu wejść w świat, tworzonych przez Nich dźwięków. Na moje szczęście Robert, który zaprosił mnie wtedy, zrobił to ponownie. W taki oto sposób znalazłam się 22 lutego na ulicy Freta, gdzie mieści się lokal „U pana Michała”.

foto: Urszula Lasota

Nie przypominam sobie, abym tam kiedykolwiek gościła, choć oczywiście okolice były mi znane. Zdjęcia w internecie obiecywały sympatyczną przestrzeń, zatem nie mogłam doczekać się tego wieczoru. Szybko przekonałam się, że osób, które chciały zobaczyć kolejny występ wspomnianego Zespołu było bardzo dużo – niewykluczone, że od tamtego wydarzenia zyskali całkiem spore grono sympatyków. Być może to z tego powodu – choć do początku koncertu było sporo czasu – wcale nie było mi tak łatwo znaleźć dogodne miejsce. Sala, mimo że klimatyczna


była trochę mniejsza, niż w moich wyobrażeniach i obawiałam się, czy nie będzie dla mnie zbyt głośno. Okazało się jednak, że osoba która podjęła się zapewnienia dobrej akustyki, świetnie się wywiązała z tego zadania. Kolejnych gości z każdą minutą przybywało i w pewnym momencie nawet naszły mnie wątpliwości, czy wykonawcy będą mieli wystarczająco miejsca.
Nie doceniłam Ich jednak …

Szybko przekonałam się, że nawet w takiej mocno okrojonej dla siebie przestrzeni potrafią dać świetny koncert. Energia perkusisty znowu sprawiła, że cajon ożył pod dotykiem jego sprawnych rąk, wydobywając z siebie fajne dźwięki. Przyjemność, czy może nawet radość z grania widać było też po basiście Marku, który co jakiś czas pozwalał sobie nawet na spontaniczne wywijanie gitarą – choć w mojej ocenie za wiele miejsca na to nie miał. Mój wzrok często zatrzymywał się też na skupionej twarzy gitarzysty, ale wciąż powracał do wokalistki.
Nieodmiennie jestem pod wrażeniem siły i barwy Jej głosu oraz tego, z jaką swobodą zaśpiewała te wszystkie zaprezentowane piosenki. Z pewnością jest to wyłącznie moja subiektywna ocena, ale myślę, że taki utwór jak „Be the one” (Dua Lipa) nie jest tak łatwo wykonać. Bardzo fajnie brzmiał mi też w uszach „September” (Earth, Wind & Fire), który – jak podejrzewam – wszystkich obecnych lekko rozbujał, wprowadzając w dobry nastrój.
Największym zaskoczeniem był dla mnie cover jednej z moich ulubionych piosenek, a myślę tu
o „Enjoy the silence” (Depeche Mode). W głowie tkwił mi bowiem uparcie oryginał i nowa aranżacja była sporą niespodzianką. W sumie jednak całkiem udaną, choć … pewnie potrzebuję czasu, aby się z taką jej wersją oswoić. Świetnie na pewno – i to nie tylko w moim odczuciu, sądząc po reakcjach zgromadzonych osób, które dołączyły do wspólnego śpiewania – zabrzmiał utwór „Purple Rain” (Prince).
Tych piosenek zachęcających gości do większej aktywności było oczywiście więcej. Niektórzy to nawet dali się im tak porwać, że nie byli w stanie usiedzieć i znaleźli sobie miejsce na całkiem żwawe pląsy.

Cieszę się, że Zespół po raz kolejny umieścił w swoim koncertowym repertuarze autorskie utwory, stworzone wspólnie z Robertem Baranowskim – odpowiedzialnym za teksty. Brzmią naprawdę rewelacyjnie i jak dla mnie były taką swoistą „wisienką na torcie” tego sobotniego wydarzenia. Śmiało mogę też napisać, że ponownie pobudziły mój apetyt na płytę tej Grupy. Mogę się domyślać, że praca nad nią wymaga czasu, ale mam jednak nadzieję, że Muzycy będą mieli na względzie oczekiwania Swoich sympatyków, których pewnie będzie przybywać z każdym Ich występem.
A te już w sumie niedługo:

29 luty 2020 – godz. 20.30 – „U Pana Michała”
7 marca 2020 – godz. 20.30 – Pub „Warsaw”

Szczegółowe informacje zapewne wkrótce znajdziecie na stronie Zespołu.

Osobiście uważam, że to świetna propozycja na spędzenie najbliższych sobotnich wieczorów i ze swojej strony POLECAM serdecznie wpisać daty do kalendarza. A jeśli Ktoś z Was miałby chęć już teraz pobudzić z lekka swoje zmysły, to zachęcam do obejrzenia tego oto filmiku autorstwa pana Stanisława Dominiaka - LINK

czwartek, 13 lutego 2020

Łatwiej powiedzieć, niż ...

Gdy zadzwonił telefon, widok wyświetlającego się na ekranie komórki imienia wzbudził w niej niechęć do tego – bądź, co bądź przydatnego – sprzętu. Nie chciała z nim rozmawiać. Spotkali się niecały miesiąc temu i oczywiście znowu padło sporo gorzkich słów. Z obu stron. Wzajemnych żali i pretensji, które narastały od dłuższego czasu. Wiedziała, że z pewnych względów trudno było tak zupełnie się nie widywać. Mieszkali przecież w jednym mieście, a ono wcale nie było jakąś metropolią. Nie była mocna ze statystyki – w końcu miała poprawkę z tego przedmiotu na studiach – ale z pewnością szanse na takie nawet przypadkowe dość spotkania były duże. Nic nie mogła na to poradzić, więc poniechała rozmyślań na ten temat. Gdy wpadali na siebie nie unikała przywitania się i krótkiej wymiany standardowych „grzeczności”. Nie była jednak w stanie przemóc się, aby odbudować ich dawne relacje. Próbowała czasem zrozumieć jego postępowanie, ale … chyba jednak brakowało jej empatii. A może wciąż przemawiała przez nią jakaś gorycz, która budziła się w niej przy niemal każdym kontakcie. Oczywiście miała świadomość, że też nie jest bez winy. Nie miała łatwego charakteru i może za często chciała narzucać własne zdanie.
„Lubię siebie taką, jaką jestem” – przytoczyła w myślach słowa, które jak mantrę recytowała kiedyś razem z innymi na jednym z obowiązkowych szkoleń, będących stałym punktem wszelkich firmowych wyjazdów integracyjnych. Może i powtarzanie tego zwrotu miało jakiś głębszy sens. Ona go nie widziała. Do czasu. Od niedawna czuła bowiem, że te słowa trzymają ją w pionie za każdym razem, gdy miała stanąć z nim twarzą w twarz lub choćby porozmawiać przez komórkę. Czego tym razem chciał? Po co dzwonił? Miała nadzieję, że przeprowadzając się w inne miejsce nie będą widywali się zbyt często. Potrzebowała czasu, aby poukładać sobie w głowie pewne sprawy. Uporczywy dźwięk dzwonka wyrwał ją z chwilowego zamyślenia. Wiedziała, że musi odebrać. Był uparty i na pewno dzwoniłby do skutku. Westchnęła więc tylko do siebie i wzięła telefon do ręki, próbując uspokoić bicie serca.

- Cześć – przywitała się krótko mając nadzieję, że uda się jej zapanować nad emocjami.

- Cześć i czołem! Mam niespodziankę dla ciebie. Będę za pół godziny. Jesteś w domu? – co oznaczał ten jego zbyt wesoły, jak na jej gust ton? Zaciekawienie jednak wzięło górę. Zawsze potrafił ją zaintrygować. A ona, mimo ukończonych trzydziestu kilku lat wciąż zachowywała się jak mała dziewczynka na dźwięk słowa „niespodzianka”. Szczególnie, gdy wypowiadał je on, bo budziło skojarzenia z – jak to się czasem mówi – „starymi, dobrymi czasami”.

- Jestem – odparła cicho.

- Sama? – zachichotał, co lekko ją zirytowało. Czy naprawdę musiał być aż tak wścibski?

- To nieistotne. Będę czekać przy furtce – odpowiedziała tylko. Nie zamierzała go zapraszać do siebie.

- Już się cieszę. Trochę dni upłynęło odkąd wpadliśmy na siebie. Stęskniłaś się za mną? – znowu głupkowato zachichotał, co spotęgowało obudzoną w niej irytację. Miała ochotę przerwać rozmowę, odmawiając ostatecznie spotkania. Nawet kosztem niespodzianki. – Ojejku. Żartuję przecież. Ale ok, już nie będę – zreflektował się nagle. – Jestem pewien, że nie będziesz żałować. Do zobaczenia.

Zakończył połączenie, nie czekając aż zmieni zdanie. Chciał ją znowu zobaczyć. To prawda, przez jego nieodpowiedzialne zachowanie oddalili się od siebie. Niestety na tyle, że powrót do dawnych relacji był raczej niemożliwy. Brakowało mu tej więzi, bliskości. Nie czuł takiej z nikim innym. Nie miało znaczenia, że dzieliły ich trzy lata różnicy na jej niekorzyść. „A może jednak korzyść?” – przemknęło mu przez głowę. Wszystko zależało od subiektywnego spojrzenia, a każdy miał własną perspektywę. Jemu nie przeszkadzało, że była starsza. Może nawet w jakimś stopniu ta w sumie niewielka różnica wieku była mu na rękę, bo zdejmowała z jego barków pewną odpowiedzialność. Odkąd pamiętał świetnie się dogadywali. Podziwiał ją. Mimo upływu lat wciąż była czarującą kobietą. Wiedział, że podoba się mężczyznom. Nie dziwił się więc Markowi, że bywał czasem zazdrosny o jej znajomości z innymi facetami. Odnosił wrażenie, że wobec niego też w jakimś stopniu żywi podobne uczucia. To z tego powodu zadał pytanie, czy jest sama w domu. A ona chyba coś znowu opatrznie zrozumiała, bo wyczuł w jej głosie lekką złość. Nie chciał jej denerwować. Nadal ją przecież kochał. Była wciąż dla niego ważna. Zdawał sobie jednak sprawę, że ostatnio swoim zachowaniem wzbudził w niej niechęć. Kierował się głównie swoimi potrzebami i zachciankami. Tak, bywał samolubny. Chciał jednak cieszyć się życiem. Może nigdy tak naprawdę nie wydoroślał? Otrząsnął się z rozmyślań. Miał dobry nastrój i nie chciał go sobie psuć. Nie dziś. Nie przed spotkaniem z nią. Wsiadł w samochód.

Czekał przed furtką z zagadkowym uśmiechem. Przeszła powoli przez ogród, który teraz tonął w ciemnościach, przetykanych jedynie bladym światłem stojących z rzadka latarni. Niezbyt skutecznie rozświetlały uliczkę, która kończyła się niedaleko, przechodząc w zagajnik. Za dnia lubiła tam spacerować i słuchać szumu rosnących drzew.

- Zaskoczyłem cię, co? – mrugnął do niej zawadiacko, ale tym razem nie próbował pocałować jej nawet w policzek. – Przejdziemy się?

- Mam pół godziny – zastrzegła się od razu, patrząc wymownie na zegarek. Zrobiła to specjalnie. Niespodziewany telefon trochę wytrącił ją z równowagi. Co prawda nie miała jakiegoś wyszukanego planu na wieczór – zamierzała go w spokoju spędzić z książką. Lubiła niekiedy zostawać na weekend sama w domu. Mieli z Markiem od jakiegoś czasu taką niepisaną umowę, że raz w miesiącu zabierał syna na jakąś wycieczkę z noclegiem. Cieszyła się, że mają taki dobry kontakt. Nie każdy przecież facet sprawdzał się w roli ojca. Te ich „męskie wypady” zacieśniały między nimi więzy, a jej dawały chwilę tylko dla siebie. Mogła odpocząć od typowych, codziennych obowiązków. Często spotykała się wtedy ze znajomymi lub … zostawała w domu – jak dziś, aby poczytać lub obejrzeć swoje babskie seriale, za którymi oni nie przepadali. Świadomość, że może wtedy swobodnie dysponować czasem, działała na nią kojąco. W takich chwilach odzyskiwała pewne poczucie wolności, które niekiedy zatracała w ferworze codziennych obowiązków. Nie zamierzała z tego rezygnować. Tymczasem zmieniała plany. Dla niego – po raz nie wiadomo który. Nie mogła pojąć swojego zachowania. Nie była mu nic winna. Był dorosłym facetem, który musiał wreszcie wziąć odpowiedzialność za to, co robił. Zbyt łatwo do tej pory przychodziło mu wiele rzeczy. Za rzadko ponosił konsekwencje podejmowanych pochopnie decyzji.

- Wystarczy. Nie zajmę ci dużo czasu. Nie jesteś ciekawa, jaką mam dla ciebie niespodziankę? – zagadnął, kiedy ruszyli z miejsca.

- Co ty znowu wymyśliłeś, co? Jest wpół do jedenastej. Wyszedłeś z imprezy bez Marty? – Ostatnie pytanie wymknęło się jej znienacka z ust, choć miało zostać zadane wyłącznie w myślach. Nic jednak nie mogła poradzić, że odczuwała lekkie rozdrażnienie.

- Wyluzuj. Chciałem cię zobaczyć i … tak niezobowiązująco pogadać – odparł pojednawczo, wyczuwając, że się lekko nastroszyła.

- Pogadać? O czym niby? Mamy sobie jeszcze coś do powiedzenia? – rzuciła gniewnie, wspominając ich ostatnie spotkanie.

- Myślę, że tak. Za dużo rzeczy nas łączy, mimo … – zawahał się, jakby nie był pewien jak to ująć. – Dobra, nieważne. Możemy nie gadać, jeśli nie chcesz. Przespacerujmy się, jak kiedyś się nam to zdarzało – odparł, po czym sięgnął po paczkę papierosów. Zatrzymał się, wyjął jednego i zapalił. Zaciągnął się łapczywie, przytrzymując powietrze na dłużej. Gdy je wypuścił, doleciała do niej charakterystyczna woń. – Proszę – podał jej jointa. – Oto moja niespodzianka. Pewnie dawno nie miałaś okazji, bo … „robiłaś to chyba tylko ze mną” – dokończył w myślach. Wiedział, że Marek nie pochwalał żadnych nałogów. Gdy przypadkowo spotkali się na jakimś koncercie, szybko okazało się, że nawet alkohol pijał sporadycznie. Na dodatek gustował wyłącznie w wytrawnym czerwonym winie, którego on sam nie znosił. Ciekawe, jak by zareagował, gdyby dowiedział się, co teraz robi jego kobieta. Chciał jednak wprowadzić ją w dobry nastrój. On już taki miał, bo zanim się z nią zobaczył, zdążył wypalić jednego. – Wyjeżdżam z Maksem w następny weekend. Wspominał ci o tym? – odezwał się, chcąc przerwać panującą między nimi ciszę. Lekko mu ciążyła, a on był ciekawy, co opowiedział jej syn.

- Owszem, mówił mi coś o tym – nie była pewna, jaki cel miało to pytanie. Potrzebował się upewnić, że stanie po jego stronie? Nie tym razem. Nie mogła tego zrobić po tym, co usłyszała od chłopaka. – Uważam, że źle postępujesz.

- Łatwo jest podejmować decyzje z tylnego siedzenia, prawda? – rzucił mimochodem, ale ona wyczuła w tych słowach poirytowanie.

„Może czas, abyś to ty wreszcie usiadł na przednim …” – odpowiedziała gniewnie. Tym razem zrobiła to jednak wyłącznie w swoich myślach. Nie chciała zaogniać konfliktu między nimi, który trwał od jakiegoś czasu. I pomyśleć, że kiedyś tak świetnie się dogadywali. Rodzina i znajomi chyba nawet zazdrościli im tej więzi, jaka łączyła ich od wielu lat. „Rany! Ale jestem stara …” – pomyślała spontanicznie, a potem się roześmiała. Tak cichutko, aby on nie usłyszał. Ogarnęło ją uczucie lekkości, jakby opadły z niej łuski wszelkich stresów, jakie ostatnio odczuwała. Przywołała się jednak do porządku. On pewnie opatrznie odbierze jej rozbawienie i raczej nie będzie to interpretacja korzystna dla niej. Już nie …

- Co chcesz usłyszeć? – zadała to pytanie najbardziej łagodnym tonem, na jaki było ją stać w tej chwili. Przystanęła raptownie i zagrodziła mu drogę, spoglądając prosto w twarz.

„Zawsze będziesz tonąć w głębi jej oczu …” – myśl napłynęła znienacka. Drgnął mimowolnie od dreszczu, który raptownie przeszedł go po plecach. Jej zielone – w przeciwieństwie do jego – źrenice nieodmiennie go hipnotyzowały. Było tak, odkąd tylko sięgał pamięcią. Nadal nie potrafił się wyzwolić spod ich wpływu.

- Ponawiam pytanie. Co mam ci powiedzieć, żebyś poczuł się lepiej? Czego właściwie ode mnie oczekujesz? – uśmiechała się, ale w jej oczach dostrzegł nagle tę ‘twardość’, która go czasem elektryzowała. – Staram się nie wtrącać w życie innych, bo mam swoje. Jesteś dorosły i musisz teraz sam  podejmować pewne decyzje. Sam! – powtórzyła głośniej, aby podkreślić wagę swoich słów.

Musiała nim potrząsnąć. Wiedziała, że czasem życie różnie się układa, dlatego starała się unikać oceniania innych ludzi. Próbowała też go jakoś wytłumaczyć przed samą sobą, ale … gdy zaczęła łączyć pewne wątki, obraz tego, co zaczęło się z nich wyłaniać, niespecjalnie się jej spodobał. Owszem, każdy ma prawo do szczęścia. Uważała jednak, że nie powinno się przy okazji krzywdzić tych, których się kocha. A on to robił. Co prawda i ona wciąż darzyła go uczuciem, ale pewnych rzeczy nie umiała mu wybaczyć.

– Obiecałeś mu. Nie możesz zmieniać tak nagle wcześniejszych ustaleń. To miał być tylko wasz wyjazd i on na to liczył. Tak bardzo się cieszył na myśl o tym, że spędzicie we dwóch ten czas. Myślę, że on tego potrzebuje, może nawet bardziej, niż kiedyś. A ty mu nagle oznajmiasz, że jedzie z wami Marta? Czy nie rozumiesz, że on bardzo przeżywa twój … niespodziewany związek? Nawiasem mówiąc, trudno mi uwierzyć, że w przeciągu tych zaledwie kilku ostatnich miesięcy zakochałeś się w kimś, kogo wcześniej nie znałeś. Podejrzewam, że romansowałeś z nią na długo przed tym, jak … – na chwilę odebrało jej mowę. Może gdyby nie ta jego „niespodzianka”, pod wpływem której zdążyła się już lekko rozluźnić, wygarnęłaby mu wszystko, co leżało jej na sercu. Nie spodziewała się, że może dopuścić się zdrady. Widocznie jednak nie znała go wystarczająco dobrze.

- Nie układało się nam przez ostatnie lata. Dobrze o tym wiesz – odezwał się szorstko, nie kryjąc już złości. Nikt w końcu nie lubi, gdy mu się wypomina różne „grzeszki”. On reagował na słowa krytyki pod swoim adresem wyjątkowo źle. Może dlatego, że czuł się w jakimś stopniu winny. Nic jednak nie mógł poradzić, że uczucia, które wcześniej żywił do swojej – teraz już byłej żony – z upływem czasu przygasły. Nagle okazało się, że nie mają już wspólnych zainteresowań, a wolny czas woleli spędzać w zupełnie inny sposób. Najlepiej osobno. Ona nagle przypomniała sobie, że kiedyś uwielbiała grać na skrzypcach i dołączyła do jakiegoś amatorskiego zespołu. Coraz rzadziej bywała w weekendy w domu, bo jeździła z nowymi znajomymi na różne koncerty. Traf chciał, że z jednego już do niego nie wróciła.

- Nie jest teraz istotne, co ja wiem lub czego się domyślam. Jedno jest pewne – Maks w przeciwieństwie do nas, pewnych rzeczy nie był świadomy. Twój związek z Martą jest dla niego szokiem. Nie chciałabym cię pouczać, ale ktoś musi ci to powiedzieć. Uważam, że to naprawdę nie w porządku, że wprowadzasz w jego życie zupełnie obcą mu w sumie kobietę i to w taki sposób. Przecież od śmierci twojej żony, a jego matki minęło zaledwie kilka miesięcy.
Ale zrobisz, co zechcesz. W końcu jesteś już „dużym chłopcem”, braciszku – dodała tylko, po czym zamknęła za sobą furtkę.


czwartek, 6 lutego 2020

spontaniczne Tajemnice

Czasem pewne rzeczy można zaplanować – jak choćby to, że danego dnia gdzieś się wybierzemy, coś zobaczymy, z kimś się spotkamy lub … jednak zostaniemy w domu, aby przykładowo poczytać ciekawą książkę. Co człowiek, to pewnie inny pomysł na spędzenie weekendu.
Ja na pierwszą niedzielę lutego miałam swój.

Postanowiłam pojawić się na spektaklu moich Koleżanek z Teatru Improwizacji „Afront”  i to tym najbardziej tajemniczym – z serii „Nie mów nikomu”. Dziewczyny mają bowiem w swoim repertuarze różnego rodzaju przedstawienia. Jeśli wejdziecie na Ich stronę -  KLIK! - możecie sami się przekonać, ile ich jest i jakie. Każda z prezentowanych form spektaklu ma swój indywidualny charakter. Ja byłam już na improwizowanym musicalu „M!”, „Rodzinnych rewolucjach” oraz „Nienapisanych dziełach Szekspira”. Teraz więc nabrałam chęci, aby poznać kolejny, czyli wspomniany "Nie mów nikomu". Moją ciekawość podsycił dodatkowo opis wydarzenia na facebook’u, a brzmiał tak:

„(…) Jest to spektakl, w którym sami aktorzy nie do końca wiedzą, o co toczy się stawka. Traktuje on o najskrytszych tajemnicach naszych bohaterów, które nie powinny ujrzeć światła dziennego, a więc na pewno wszyscy się o nich dowiedzą...
Całą sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że rzeczoną tajemnicę znają wszyscy POZA aktorem, który odtwarzać będzie postać z sekretem. Zasada jest prosta - na czas ustalania tajemnicy wybrany aktor opuszcza salę, a potem przez cały spektakl gra tak, jakby doskonale wiedział, o co chodzi, podczas, gdy tak naprawdę cały czas usilne próbuje się tego domyśleć! (…)"

Byłam prawdziwie zaintrygowana, jak to będzie wyglądało. Wiedziałam już, że każde przedstawienie niesie za sobą masę niespodzianek. To najbardziej mnie urzeka w spektaklach tego Teatru - ich nieprzewidywalność i spontaniczność. Nigdy nie wiadomo, jak rozwinie się sytuacja, bo choć – jak wcześniej wspomniałam – mają jakąś myśl przewodnią, to już same tematy pojedynczych sztuk oraz odgrywane na scenie postacie w dużym stopniu zależą zarówno od kreatywności artystów

od lewej: pan Wojtek odpowiedzialny za muzyczną oprawę oraz aktorki - Kasia, Agnieszka i Dorotka
jak również od wyobraźni i zaangażowania publiczności.
To ona wspólnie z aktorami tworzy zarys historii, dzieląc się pomysłami i własną energią. A ta rozbudzana jest od samego początku przez różne zabawne ćwiczenia. Tak było i tym razem



co oczywiście zaprocentowało potem przeróżnymi sugestiami, kim ma być postać odgrywana przez Kasię (to Ona bowiem opuściła na jakiś czas salę) i jakie tajemnice może ukrywać.

Osobiście uważam, że improwizacja jest nie lada sztuką. Za każdym razem jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co prezentują Dziewczyny na scenie. Tu trzeba wykazać się wyobraźnią, pewnym luzem i poczuciem humoru, a jednocześnie umiejętnością słuchania i refleksem – aby szybko reagować na zachowania innych osób. Podczas tego przedstawienia natomiast, Kasia miała nie tylko za zadanie dopasować się do wymyślanych naprędce koncepcji swoich Koleżanek, ale jeszcze odgadnąć kim właściwie jest. Rodziło to wiele zabawnych sytuacji i cała widownia bawiła się znakomicie, zastanawiając się pewnie przy okazji, czy i kiedy tajemnica zostanie odkryta.
Też byłam tego ciekawa, bo zadanie do łatwych nie należało. Bohaterka grana przez nieświadomą sytuacji Kasię, wymyślona przez publiczność miała być bowiem około sześćdziesięcioletnią panią o imieniu Grażyna, która właśnie przeszła na emeryturę, pracując wcześniej jako piekarz. Tajemnicą zaś, którą skrzętnie skrywała była … kontrabanda!
Według pomysłu widzów pani Grażyna miała pewnego razu udać się do Kolumbii, aby stamtąd przemycić w kurze, jajo Faberge – jako prezent urodzinowy dla pewnego Andrzeja, do którego miała słabość. Cała akcja miała mieć natomiast kryptonim „UR.AN”.

Gdy powracam wspomnieniami do tamtego wieczoru od razu robi mi się wesoło. Szczególnie, gdy przypomnę sobie Dorotkę w roli kury


i to Jej fenomenalne gdakanie, które wywoływało niekontrolowany śmiech nie tylko u mnie.
Wciąż też nie mogę się nadziwić, że prawie wszystkie – a przyznacie chyba, że jako widownia daliśmy się ponieść wyobraźni – tajemnice zostały przez Kasię odkryte.

To był niezwykle udany czas i z pewnością będę się pojawiać na kolejnych Afrontach.
Każdy z nich jest zupełnie inny, niepowtarzalny. Jeśli chcecie Sami się o tym przekonać, wybierzcie się na jakiś spektakl. W najbliższym czasie można pojawić się na:

  • 8 luty 2020 - "Co dozwolone w karnawale?"
  • 23 luty 2020 - "Po Troopach"
  • 29 luty 2020 - "Pokój numer ..."
  • 7 marca 2020 - "Nienapisane dzieła Szekspira"
Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie Teatru