środa, 30 stycznia 2019

Czyżby?

Ponownie sięgam - niemal na "samo dno szuflady".

Ten utwór wciąż do mnie powraca.
Niekiedy delikatnie tylko zaznacza swoją obecność, a czasem jest wręcz natrętny.
Chyba nie minę się strasznie z prawdą, jeśli napiszę, że to był mój pierwszy ...

... erotyk


ZAPAMIĘTANIE

ciepło …
palące chwilami
gorąco …
tryskające ciekłymi skrami
żar …
bierze mnie w posiadanie

gdy tak stoję naga
bezbronna i drżąca
ofiarowując swoje ciało
czuję na skórze
wilgotne pocałunki
których wciąż mi jest za mało …

staję się wtedy
niczym brzeg morza
obmywany gwałtownymi falami
staję się plastyczna
i miękka, jak guma
dopasowuję się kształtami …

z lubością zamykam oczy
i chłonę to ciepło
pozwalam się prowadzić
płynę w Nieznane
nie bacząc na to,
co za chwilę może się zdarzyć …

wtem!

… jakiś dźwięk natrętny – 
niczym komar lub mucha
przerywa mą drogę Pielgrzyma
zawraca ze szlaku
i sieć swą zarzuca
czy mogę go powstrzymać?

zaciskam więc powieki
zatykam dłońmi uszy
chcąc, by otuliła mnie ta dziwna cisza
jednak – choć niechętnie – 
wyławiam te słowa:

„Kochanie! Wychodź już spod prysznica …”


Warszawa, 10.2007



piątek, 25 stycznia 2019

Klucz do ...

To jeden z moich ulubionych utworów.
Nie mogę uwierzyć, że tyle lat minęło odkąd go napisałam. Ponad 10 już chyba, a ja ...
wciąż śnię o tym samym.

I wciąż - może i naiwnie - wierzę, że znajdę! wreszcie, swój klucz do szczęścia.

SENNE MARZENIA

... w moich snach
siadamy na ganku małej chatki
i popijamy z glinianych kubków gorące kakao -
na dobry początek dnia

... w moich snach
czytasz mi Swoje wiersze, a ja czytam Ci swoje
i tak właśnie rozmawiamy o Życiu -
przez cały dzień

... w moich snach
bierzesz moje dłonie w Swoje ciepłe ręce
i całujesz delikatnie ich wnętrze -
przechodzi mnie dreszcz

... w moich snach
spoglądam Ci wtedy głęboko w oczy
i otulam się aksamitem ich spojrzenia -
wszak już wieczór

... w moich snach
siedzimy obok Siebie, patrząc na gwiazdy
i delektujemy się Swoim istnieniem -
to Nam wystarcza

... w moich snach
wszystko jest dużo prostsze ...

Warszawa, 06.2008




czwartek, 24 stycznia 2019

Raczej nie



„Ależ zimno” – pomyślał, szybko wskakując do tramwaju, który o tej późnej porze jeździł według zupełnie innego rozkładu niż w dzień. Oczywiście zapomniał czapki i teraz czuł, jakby uszy miały mu odpaść, pozostawiając po sobie ślad dawnej bytności. W tramwaju ludzi było niewielu, co dawało szansę, aby znaleźć jakieś dobre miejsce siedzące i się rozgrzać. W końcu teraz jechał do samego końca trasy. 

Nagle w blasku mijanej latarni coś mu błysnęło lekką czerwienią. I w tym momencie, jego podświadomość zareagowała w dziwny dość sposób. Poczuł bowiem nieodpartą potrzebę zlokalizowania źródła tego „agresywnego” koloru. Nerwowo zaczął się rozglądać po wnętrzu pojazdu, lustrując bystrym wzrokiem każdego z pasażerów. Na pierwszy rzut oka wszyscy byli widoczni jak na dłoni. Jednak kawałek dalej siedziała postać, którą zasłaniała inna. Nie wiedział dlaczego, ale poczuł nieodpartą potrzebę, aby pójść w jej kierunku. I za chwilę jego oczom ukazała się twarz kobiety w chyba zbliżonym do niego wieku. Otulona grubym szalem, ubrana w długi, ciemnozielony płaszcz, siedziała z odkrytą głową i zamkniętymi oczami. Jej uszy obejmowały całkiem spore słuchawki. Na ustach błąkał się delikatny uśmiech, który co chwila lekko zmieniał układ warg. Gdy podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko niej, zauważył ze zdumieniem znajome plamki na nosie. Jego umysł pracował na niesamowicie szybkich obrotach, a przed oczami przesuwały mu się w tym czasie setki widzianych twarzy. Stop! Jak na filmie jeden obraz nagle się zatrzymał. Autobus. Śpiewy. Kumple. Oczy. Rozmowa. Tak, już wiedział skąd ta twarz wyglądała znajomo. Teraz przyglądał się jej z upodobaniem. Niemal delektował się widokiem lekko bladej cery. Nie wiedział, czy tak zawsze wygląda, czy to pod wpływem słuchanej muzyki rysy twarzy miała niezwykle łagodne, co wzbudziło w nim jakieś nieznane mu uczucie tkliwości. Szanował kobiety, choć czasem je też wykorzystywał. Nigdy jednak do tej pory żadna nie rozbudziła w nim takich emocji. Nie wiedział jak długo wpatrywał się w jej twarz. Czas nie miał teraz dla niego znaczenia. Mógłby tak jechać w nieskończoność i tylko na nią patrzeć. Przestało mu się spieszyć. Do czego zresztą? Do pokoju w wynajmowanym razem z innymi chłopakami internacie? Owszem, świetnie się razem bawili, wspólnie gotowali i sprzątali, tworząc jakąś namiastkę zwykłej rodziny. Czasem zdarzały się im kłótnie lub małe bijatyki, bo też nie stronili od alkoholu i imprez organizowanych spontanicznie. Nic jednak nie było dziwnego w tym, że tak dobrze się znali. Już drugi rok spędzali w tym mieście, zdobywając wiedzę w zakresie nowoczesnych technologii budowlanych. Michał miał nadzieję, że za kilka lat będzie miał znaczący udział w procesie tworzenia kolejnych wysokich bloków dla tych, którzy jeszcze nie znaleźli swojego miejsca.

Ogólnie nie mógł narzekać. Wyrwał się ze swojego rodzinnego miasteczka w województwie śląskim, gdzie nie czekała na niego żadna przyszłość. Nie zamierzał wzorem ojca, braci i dziadków wiązać się z kopalnią. Nie chciał drżeć na myśl, że kiedyś może już nie ujrzeć słońca, nieba i drzew. Wolał budować, niż wydzierać ziemi jej skarby, narażając się tym samym na jej „humory”. Mniej bał się gniewu ojca, który na jego deklarację wyprowadzki do dużego miasta i zamieszkania w internacie, cały poczerwieniał ze złości. Nie obchodziły go lamenty babci, strach w oczach matki oraz kpiny ze strony starszego rodzeństwa. W tej kwestii postanowił postawić na swoim i pokazać wszystkim, że jest już mężczyzną. 

W wakacje udało mu się dołączyć do jakiejś ekipy budowlanej i choć miał świadomość, że ze względu na wiek nie płacą mu zwykłej stawki, cieszył go każdy zarobiony grosz. Szczęśliwie dla niego prowadzone prace miały miejsce na terenie pewnego gospodarstwa, które usytuowane było tylko 3 km od jego domu. Był częścią ekipy, zatem mógł razem z nimi nocować w szopie, którą gospodarz przeznaczył na tymczasowe cele mieszkalne. Było lato, więc spanie na sianie z jaką bluzą pod głową i kocem nie stanowiło problemu. Wręcz przeciwnie. Dla Michała była to niezwykła odmiana i przyjemność. Nie musiał więc wydawać na nocleg, nie potrzebował niczego kupować do jedzenia. Umowa między firmą, w której pracował, a gospodarzem obejmowała także organizację posiłków dla robotników. Michał miał zatem zapewnione śniadanie, obiad i kolację.  Każdą dniówkę mógł więc niemal w całości odkładać do portfela, z którym się nie rozstawał, aby raz w tygodniu stopem podjechać do najbliższego miasta. Nie był głupi. Liczył się z tym, że pieniądze w portfelu nie są na dłuższą metę bezpieczne. Nie zważając więc na zdziwioną minę pracownicy jednego z banków założył sobie konto. I to na nim właśnie powoli gromadziły się środki finansowe, które miały przybliżyć go do momentu, w którym kupi bilet w jedną stronę. I znajdzie się tam, gdzie będzie wreszcie mógł spełnić swoje marzenia. To właśnie marzenie o technikum budowlanym pomagało mu przetrwać pierwsze trudne dni na budowie, gdy ból ogarniał całe jego ciało. I to ono właśnie motywowało do zaciskania zębów i ciężkiej pracy. 

Z tych nagłych wspomnień wyrwał go nagle widok wpatrzonych w niego oczu. Nie wiedział jak długo mu się przyglądała. Odpłynął nie wiadomo kiedy w przeszłość i trudno mu było szybko przestawić się na chwilę obecną. Kobieta - wciąż przyglądając się mu swoimi niesamowitymi oczami - powolnym ruchem zsunęła z uszu słuchawki. Lekko przekrzywiła głowę, jakby próbowała sobie o czymś przypomnieć.

„Tak, to ja!” – chciał wykrzyknąć, poirytowany faktem, że go nie poznaje. Tamtego dnia przecież prowadzili przez dobrych kilka minut rozmowę. Musiała ją pamiętać. „Gdyby obnosiła się Pani z emblematami innego klubu, mając przykładowo szalik, jak my teraz, to … zerwałbym go z Pani i wyprosił z autobusu” – teraz lekko zaczerwienił się na wspomnienie swoich słów tamtego dnia, gdy spotkali się po raz pierwszy. Dopiero teraz dotarło do niego, że nie były specjalnie miłe. Ani grzeczne. A ona tylko się uśmiechała. I wtedy i teraz.

- Czyżby Los postawił po raz kolejny na mojej drodze Zaciekłego Kibica? – lekko zadziorne tony zabrzmiały w jej głosie.

- Czyli jednak pani mnie poznała? – odparł, próbując ukryć lekkie zadowolenie z faktu, że i ona go zapamiętała.

- Nie jestem pewna, czy pana znam, ale … ma pan na sobie szalik klubowy – lekko dotknęła materiału, poruszając powietrze przy jego twarzy. – A tak na poważnie. Czy naprawdę mogliśmy się już spotkać? W jakich to niby okolicznościach? – intensywnie zielone oczy z domieszką czerni przyczajonej na obrzeżach tęczówek, niemal skanowały jego ciało.

- Autobus. Śpiewy. Mecz. Rozmowa – prawie zacytował na wdechu. Co się z nim działo? Kobieta nawet nie była w jego typie. Generalnie gustował w blondynkach, choć i te o ciemnych włosach potrafiły zwrócić jego uwagę. A ta, nie dość, że była chyba kilka lat od niego starsza, to jeszcze miała włosy o czerwonych iskrach przeskakujących w blasku świateł latarni z pasma, na pasmo. Co więc w niej było takiego, co przez następne dni od ich ostatniego spotkania nie pozwalało mu o niej zapomnieć? „Oczy. I to magiczne spojrzenie źrenic” – cicho podpowiadał mu umysł.

- Ach! Już pamiętam – kobieta roześmiała się wesoło, a jemu nie wiadomo dlaczego nagle zrobiło się jakoś cieplej na duszy. – Nadal byłby Pan zdolny do tego, aby wyprosić mnie z autobusu, pozbawiając atrybutów innej drużyny, niż ta której Pan kibicuje?

- Owszem. Dziś nawet bardziej, niż wtedy – też się roześmiał, po czym niespodziewanie przyciągnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach. Z satysfakcją ujrzał zaskoczenie na jej sympatycznej twarzy. Zdążył też przeszkodzić jej w wyrwaniu się z jego objęć. Próbowała się wyswobodzić z jego uścisku jeszcze przez chwilę, po czym zastygła w bezruchu. – Jak pani widzi, jestem silniejszy. Na dodatek późna pora, o której pani porusza się po mieście sprawia, że pasażerów jest niewielu. Myśli pani, że ktoś nas teraz zobaczy i pospieszy z pomocą? – oczywiście się z nią droczył. Był ciekawy, jak się zachowa. Czy tym razem się przestraszy? Czy się podporządkuje? Czy może jednak zacznie krzyczeć?

- Proszę mnie puścić. Narusza pan moją przestrzeń – wyszeptała cicho, siedząc nadal nieruchomo.

- Nie mogę tego zrobić. Naraziła mi się pani po raz kolejny. Tym razem muszę podjąć zdecydowane kroki – obejmował jej plecy, przyciskając nieznacznie do siebie. Biło z niej ciepło i ten sam zapach perfum, które zapamiętał z ostatniego spotkania. Ta bliskość dawała mu zaskakujące uczucie przyjemności. Nie było w nim nic drapieżnego. Nawet przez myśl mu nie przeszło, aby ją skrzywdzić. Chciał tylko mieć ją blisko siebie i chłonąć tą bijącą z niej energię. – Ostatnim razem zadałem pani pytanie, na które nie otrzymałem wtedy odpowiedzi. Czekam na nią teraz – popatrzył na nią uważnie, próbując odgadnąć, co tym razem zrobi.

- Na jakie pytanie? – wydawała się prawdziwie zaskoczona. – Proszę mi wybaczyć, ale nie wiem o czym pan mówi. A jeszcze ta sytuacja - tu wymownie spojrzała na siebie siedzącą mu na kolanach i przyciśniętą do niego jego własnymi dłońmi - nie jest dla mnie zbyt komfortowa. Rozprasza mnie pana zbyt duża bliskość i nie mogę się skupić. A gdy myśli zbyt szybko tańczą mi w głowie, zaburza to u mnie procesy pamięciowe - że tak to ujmę – uśmiechnęła się do niego delikatnie, poruszając w nim jakąś nieznaną mu do tej pory wrażliwość. 

Niewiele rozumiał z jej słów. Był prostym chłopakiem i wcale mu nie przeszkadzała świadomość takiego stanu rzeczy. Żył w zgodzie ze sobą i własnymi przekonaniami. Żył z pewnością inaczej, niż ona. Byli po prostu inni. Każde z nich miało odmienne doświadczenia. Ale łączyło ich coś. Coś, czego wcześniej sobie zupełnie nie uświadamiał. Wrażliwość. Ukrywał ją w sobie. Bał się, że będzie traktowana jak jego słabość. A on, potomek odważnych górników nie mógł przecież okazać, że jest inny niż pozostali. Pozbawiłby się w ten sposób szacunku. A facet, który nie wzbudza szacunku ma przechlapane na wielu frontach. To m.in. z tego powodu uciekł z rodzinnego miasteczka. Kochał je, ale nie mógł tam dalej żyć. Dusił się w tym małomiasteczkowym bajorku bez widoków na inną przyszłość niż ta, która była udziałem jego rodziców.

- Na jakie pytanie chciałby pan uzyskać odpowiedź? – kobiecy głos zabrzmiał tuż przy jego uchu, wyrywając go z poprzednich myśli. Powoli wracał do świadomości. – I czy ja mogę wreszcie usiąść na swoim poprzednim miejscu?

- Nie. W żadnym wypadku – ciaśniej objął ją ramionami i zmusił tym samym, aby zbliżyła się do jego twarzy. Omiótł go zapach mięty oraz ziołowego szamponu do włosów. Prawie odurzył widok rozchylonych w niemym zaskoczeniu ust. Jakże miał ochotę scałować z nich ten wyraz zaskoczenia. Powstrzymał go jednak błysk rozbawienia w jej oczach. „Czy ona się mną bawi, czy ja nią?” – pytanie pojawiło się nagle i tak samo szybko umknęło, pozostając na razie bez odpowiedzi.

- To czego właściwie pan oczekuje ode mnie? – spojrzała na niego poważnym wzrokiem, w którym próżno byłoby szukać śladów wcześniejszego rozbawienia. – Jakie było to pytanie? Miejmy to już za sobą - westchnęła.

- Będziemy się całować? – wyrwało mu się, zanim zastanowił się nad tym, co mówi.

- Raczej nie – odparła z lekkim uśmiechem i bez trudu wyswobodziła się z jego ramion. Zrobiła to w tak naturalny sposób, jakby wcześniej siedziała na jego kolanach z własnej woli, a nie zamknięta w jego objęciach.

Michał odniósł wrażenie, że przestaje panować nad czymkolwiek. Gdzieś ulotniła się jego zwyczajowa nonszalancja i pewność siebie. Nie wierzył w żadną magię, o której opowiadała mu w dzieciństwie babcia. A przynajmniej nie dawał temu wiary do tej chwili. Teraz już sam nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Ta kobieta była chyba kimś innym, niż mu się wcześniej zdawało. Miała w sobie jakąś budzącą respekt siłę. I coś jeszcze, czego nie potrafił nazwać.

- Do widzenia – słowa nie zdążyły wysiąść razem z nią z tramwaju i brzęczały mu w głowie przez kolejne minuty dalszej podróży do domu. Potem powracały przez następne noce, prowokując go do bezsenności. „Do widzenia” – wciąż obracał w myślach te dwa wyrazy, przekonując siebie, że nie oznaczały definitywnego pożegnania.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Refleksja dnia

Rozczula mnie
Twoja marsowa mina

Rozśmiesza do łez
Twoje poczucie humoru

Przeraża czasem
radykalność Twoich poglądów

- bowiem …
świat ma jednak
wiele odcieni
bieli i czerni – 

Podziwiam nieodmiennie
Twoją pewność siebie
i takie głębokie przekonanie
o własnej nieomylności

ale wiem też, 
że mogę
na Tobie polegać
jesteś moim
Zawiszą Czarnym
Synu


Warszawa, 21.01.2019




sobota, 19 stycznia 2019

Zagadka

Jest cicho
przyjazny mrok
toleruje wyłącznie
delikatny blask lampki
na niezwykle smukłej nóżce

Takie pory
lubię najbardziej
bo mogę wtedy wreszcie
usłyszeć swoje myśli stacjonujące
bez końca w mojej zmęczonej głowie

I potrafię
przekonać je
by spoczęły chociaż
na parę zegarowych minut
i przebrały się w galowe stroje

Czeka nas
małe wyzwanie
pierwszy wspólny pokaz
o którym żadne z nas jednak
nie ma niestety bladego pojęcia

Czy podołamy?
czy nauczymy się
tak współistnieć, aby
stworzyć wspólne dzieło
będące czymś namacalnym?

Warszawa, 13.01.2019

Rys: Marcin




czwartek, 17 stycznia 2019

Monolog 1

Mój Drogi. To drugie podejście. Druga próba. Może teraz mi się uda.

Przemyślałam pewne sprawy. Chyba całkiem uważnie się im przyjrzałam. Niektóre niemal rozebrałam na cząstki, by potem złożyć według swojego „widzi mi się”. Zatem TAK, to moje subiektywne myśli. Może jednak warto, abyś je poznał. Spróbuję raz jeszcze „złożyć wyjaśnienia”. Może zrozumiesz.

Do wielu osób przemawiają obrazy i historie. Czy do Ciebie też? Oby. Bo ja uwielbiam je wymyślać …
Tak bardzo, że może zbyt często znikam w tworzonych przez siebie światach. Wędruję między nimi. Czasem w jakimś zbyt długo się zasiedzę. Wracam więc spóźniona, niekiedy z poczuciem skruchy, a innym razem z wyzwaniem w oczach. Nic nie poradzę na to, że coś mnie tam nieodmiennie ciągnie. Może dlatego, że tam życie wydaje się jakieś takie łatwiejsze dla mnie. Tylko tam mam poczucie, że te wszystkie zasłyszane, irytujące mnie już teksty w stylu „chcieć, to móc” lub „jesteś panem swego losu” są prawdziwe. Tam mogę być kimś, tam mogę być kimkolwiek, tam mogę być byle kim – zależnie od swojego kaprysu, bądź też aktualnego nastroju. Czy to nie kuszące?

Pomyśl. Czy sam czasem nie masz ochoty zaplanować swojego życia wg własnych zasad? Kreować je według własnych fantazji lub „fanaberii”? Grać odmienne role, sprawdzając w której poczujesz się najlepiej? Powracać do niej, bądź podejmować się nowej. Taką ‘władzę’ daje ludziom Wyobraźnia. Niektórzy wykorzystują ją podczas malowania, rzeźbienia, rysowania; inni pisania – tekstów lub nut. Zazwyczaj bardzo się ją ceni. Choć dla niektórych może być przekleństwem …

Jadłam dziś Twoją zupę. Przepis mnie totalnie zaskoczył. Ale ciekawość i głód – o zgrozo! przeważyły. Ziemniaki trochę może rozgotowane, ale generalnie miały dobry smak. Wiesz, że nigdy wcześniej nie kroiłam do zup marchewki w taki sposób? Podobnie było z kawałkami mięsa. A o dodawaniu takiej pietruszki lub selera, czy nawet natki nie było raczej mowy. Zwykle używałam koperku.
To dość zaskakujące, ale zaczynam tęsknić za Twoimi potrawami. I nie tylko za tym –

– zamyśliła się, rzucając ostatnie spojrzenie na fotografię. Przedstawiała jakiegoś mężczyznę. Zdjęcie było czarno-białe i niezbyt wyraźne. A może po prostu miało już swoje lata. Wzięła je ostrożnie w palce, wstała i podeszła do regału. Wyjęła z niego dużą i grubą księgę. Następnie odłożyła papierowe wspomnienie, po czym zaczęła przeglądać kolejne stronice. Chwilę jej zajęło znalezienie jedynego pustego miejsca. Znowu popadła w zadumę. Obrazy na pozostałych fotografiach sprawiły, że kolejna fala przeszłości opryskała ją drobnymi kropelkami. Otrząsnęła się machinalnie i umieściła zdjęcie wśród innych. Zamknęła album i odłożyła go na miejsce.

„Kiedyś o tym porozmawiamy” – nie wiadomo który raz obiecała sobie w myślach.

Rys: Marcin



niedziela, 13 stycznia 2019

Reset

Delegacja przebiegła bez większych problemów, a rozmowy handlowe rokowały na przyszłość bardzo dobrze. Ten fakt też z pewnością miał swój wpływ na podjęte przez niego decyzje. Gdy na pożegnalnej kolacji usłyszał o jej azylu w Pieninach, do którego zamierza pojechać w ramach dodatkowych wolnych dni, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Wiedział, że powinien jechać do Beaty i choć ostatnie dni spędzić z nią razem. Czy warto było jednak tam jechać na te parę dni? Jego partnerka z pewnością już znalazła sobie jakieś towarzystwo, z którym miło można spędzać czas. A Emi z takim napięciem w oczach czekała na jego decyzję. Zaproszenie do górskiej chaty kusiło i obiecywało coś, co poruszyło w nim jakieś dawno zapomniane nuty emocji. Podekscytowanie. Napięcie. Nadzieję? Fakt, nie miał okazji sprawdzać ostatnio, czy jego osobisty urok nadal działa na płeć przeciwną. Co prawda podczas kolacji złapał kilka rozmarzonych spojrzeń towarzyszących im na wyjeździe kobiet. Mógł spać spokojnie. Wciąż potrafił. Trzyletni stały związek w żaden niekorzystny sposób nie wpłynął na jego męski potencjał.

Mimo wszystko z lekką obawą wykręcał numer komórki Beaty. Odebrała po trzech sygnałach. Jak zwykle zresztą.

- Hej – wydukał i głos uwiązł mu w gardle.

- O, cześć! – głos po drugiej stronie był niezwykle radosny. W tle szumiało morze, szepcząc teraz jego kobiecie jakieś tajemnicze opowieści. Nagle za nią zatęsknił. Za jej uśmiechem w kącikach warg. Za żartobliwym błyskiem w oku. Za ciepłym i niezwykle seksownym ciałem. Takie właśnie było, mimo upływu lat i wbrew pogłoskom jakoby ciąża mnoga uniemożliwiała powrót do świetnej sylwetki. Beata była zaprzeczeniem tej tezy. Skończyła jakiś czas czterdziestkę, urodziła bliźniaki będące obecnie dwoma drągalami na studiach. A jej ciało nadal przyciągało niejedno męskie spojrzenie. Dobrze o tym wiedział. Ciekawe, czy już zdążyła kogoś zauroczyć tym swoim wrodzonym wdziękiem. Nie obawiał się, że go zdradzi. Był pewien, że jest mu wierna.

- Beata, nie uda mi się jednak dojechać nad morze – wykrztusił wreszcie z siebie słowa, które tak bardzo mu ciążyły. Czuł się niezręcznie, okłamując ją. Chyba po raz pierwszy. Tłumaczył się jak mógł przed samym sobą z pobudek swoich decyzji, ale to nic nie dawało. – Wracam z delegacji co prawda jutro, jednak zanosi się na to, że trzeba będzie znowu ostro zabrać się do pracy. Rozmowy świetnie nam poszły – pochwalił się nie wiadomo po co.

- Szkoda. Myślałam, że jednak w drugim tygodniu uda Ci się do mnie dołączyć. Miejsce jest naprawdę wspaniałe. Pogoda przepiękna i całe niemal dnie spędzam na plaży – zaczęła mu z przejęciem opowiadać o swoim urlopie. Chciał i nie chciał jej słuchać. Czuł na sobie spojrzenie Emi, która zupełnie bez skrępowania nadal stała obok niego i niewątpliwie przysłuchiwała się rozmowie.

- Słuchaj, przepraszam – przerwał jej raptownie. – Muszę niestety kończyć, bo już mnie wzywają. Odezwę się do ciebie. Ewentualnie będę oddzwaniał – zastrzegł się od razu i poczuł, jak rumieniec wypływa mu na twarz okoloną dwudniowym zarostem. Emi już nie ukrywała triumfalnego uśmiechu. Uśmiechnął się do niej i mrugnął porozumiewawczo, a potem pokazał uniesiony w górę kciuk. Teraz dopiero zaczął się cieszyć perspektywą spędzenia następnych dni w jej towarzystwie.

Chata w Pieninach okazała się niezwykle klimatyczna. Zachowano „góralski styl”, a sam dom był ciasno przytulony do ściany świerkowego lasu. Wszędzie pachniało igliwiem i dymem z innych chat, pochowanych wśród szczytów. Na podwórku natomiast stał sobie zwykły pieniek z wbitym toporkiem i rozrzuconymi wokoło kawałkami drzewa. W środku już czekał wesoło podrygujący płomień w kominku. Emi zadzwoniła wcześniej do zaprzyjaźnionego miejscowego sąsiada i ten zapewnił im niemal od razu wygodny i ciepły nocleg. Pan Antoni przyniósł także różne smakołyki, przyrządzone przez swoją żonę i dorosłą córkę. Znikały szybko w ustach przybyłych turystów. Ostatecznie przyjechała ich czwórka. Emi towarzyszyła jej przyjaciółka z działu HR, a jemu kumpel z działu technicznego. Szybko rozlokowali się po pokojach, a potem zeszli do salonu. Porozsiadali się po fotelach i kanapach. Emi z barku wyjęła trunki i drobne przekąski. Leniwie prowadzili rozmowy, popatrując jednym okiem we włączoną plazmę. Bartek czuł się coraz bardziej zrelaksowany. Fotel - spowity dodatkowo w jakieś futrzane, miękkie obicie - wtulał go w siebie i prowokująco łaskotał w lewe ucho. Kominek hipnotyzował blaskiem ognia, który pląsał zapamiętale w jakimś swoim własnym tańcu.

- Żyć, nie umierać, prawda? – usłyszał nagle przy swoim lewym, już wcześniej podrażnionym uchu szept i owionął go zapach delikatnej konwalii. To Emi przysiadła na poręczy jego fotela i przechyliła się niebezpiecznie blisko w jego stronę. Brązowe loki załaskotały go w policzek i szyję. Drgnął nieznacznie. A potem pod wpływem jakiegoś impulsu przyciągnął ją do siebie. Nie spodziewała się tego i wpadła w jego objęcia. No, może nie całkiem. Wylądowała mu na kolanach, a on nagle wyczuł kształt jej piersi pod góralskim swetrem. – Co ty wyprawiasz?! – roześmiała się dźwięcznym głosem i próbowała wstać.

- Nie tak prędko, moja droga – Bartek przytrzymał ją delikatnie za ramiona. Nie chciał, aby się od niego oddaliła. Pragnął trzymać ją w swoich objęciach, tulić do siebie coraz mocniej, a potem całować bez końca. Marzył, aby powoli smakować jej skórę, która z pewnością była aksamitnie słodka.

- Hej. Proszę mnie natychmiast wypuścić – Emi śmiała się rozbawiona, może nawet nie do końca świadoma myśli, które jemu już krążyły w żyłach, podnosząc temperaturę krwi.

- Ale tylko na chwilę – uśmiechnął się do niej i wreszcie pomógł się podnieść. W salonie zostali sami. Oboje nawet nie zauważyli, kiedy pozostałe dwie osoby chyłkiem oddaliły się do jednego z pokoi. Razem. A może jednak oddzielnie?

Bartek patrzył teraz z bliska na kobietę stojącą przed nim na tle płomieni. Cienie chowały się za nią, by nagle znienacka wyskoczyć zza jej pleców. Emanowała z niej jakaś pierwotna energia, która coraz bardziej przejmowała kontrolę nad jego zmysłami. Wtem, nie wiadomo skąd popłynęła cicha, zmysłowa muzyka pieszcząca jego wrażliwe uszy. Z fascynacją patrzył, jak Emi daje się ponieść jej dźwiękom. Nagle sama stała się muzyką, zbiorem określonych nut, które już wyciągały dłoń, zapraszając do wspólnego tańca. Szybkim ruchem poderwał się z wygodnego fotela i płynnym ruchem wciągnął w swoją przestrzeń. Dostosowała się bez wahania, z ufnością dziecka. Podążała za nim, wciąż dotrzymując kroku. Pierwszy raz trzymał w ramionach taką partnerkę do tańca. Byli niemal dla siebie stworzeni. Powietrze wokół nich skrzyło, a oni nie byli w stanie oderwać się od siebie. Utwór już dawno przebrzmiał, a oni stali wciąż ciasno splątani w siebie. Bartek chciwie wdychał jej zapach schowany we włosach. Powoli skierował swoją dłoń w kierunku jej karku. Niemal natychmiast wkradła się w jej gęste loki. Penetrowała nieznany teren z namysłem i pełną kontrolą, by po chwili się rozluźnić i cieszyć bliskością. Ciepłem ciała drugiej osoby. Pożądaniem budzącym się nagle, jakby … ze stuletniego snu.

- Zatańczmy jeszcze raz, proszę – jej usta w przelocie ucałowały jego prawe ucho. Poczuł przyjemny dreszcz i zapragnął poczuć go raz jeszcze.

- Coś do mnie mówiłaś? – wyszeptał w jej szyję, którą chwilę później już obdarowywał drobnymi pocałunkami.

- Za … Za-tańczmy JESZSZCZEEEE raz – przedostatnie słowo wyjątkowo podrażniło jego Ego. Teraz miał w głowie tylko to przedłużające się „jeszcze”, które elektryzowało go raz po raz. – Zatańczmy, proszę – Emi już przylgnęła do niego, dostosowując się do dźwięków.

- Tańczmy zatem. Jakby dziś miał się skończyć świat … albo powstać nowy – wyszeptał w jej włosy.

Była jak narkotyk. Teraz już nie potrafił bez niej funkcjonować. Dobrze, że codziennie mogli się zobaczyć i wypić choćby kawę, zamieniając kilka nawet nieznaczących słów. Nie wyobrażał sobie, jak mógłby żyć bez widoku jej zgrabnej sylwetki. Odsuwał od siebie myśli o powrocie Beaty. Miał nastąpić za trzy dni. Od ich ostatniej dość lakonicznej rozmowy nie kontaktowali się ze sobą. On był zbyt zajęty osobą Emi. Ona? Może plażowaniem, a może towarzystwem osób, z którymi z pewnością się tam spotykała. Nigdy nie narzucał jej, co ma robić i z kim się widywać. Zakochał się w niej uczuciem bardzo głębokim, można rzec nawet, że głównie platonicznym. Działała na niego tak kojąco, choć sama w tamtym okresie przeżywała ogromne stresy. Był przy niej, wspierał, pocieszał, dodawał siły ale … jednocześnie pewną energię czerpał również z niej. Choć może głośno nigdy się do tego nie przyznał. Nawet przed samym sobą. A potem jakoś tak się naturalnie złożyło, że zostali razem i szli przez życie ramię w ramię od trzech lat. To był dobry związek. W sumie to chyba najlepszy, jaki mu się kiedykolwiek przydarzył.

„Dlaczego zatem stawiasz go na szali?” – odezwało się nagle sumienie, które oczywiście musiało akurat teraz dodać swoje ‘trzy grosze’.

- Może nadszedł czas na zmiany – odpowiedział na głos, patrząc w lustro firmowej łazienki.

- Co masz na myśli? – kolega z zespołu wszedł do środka w momencie, gdy wypowiadał ostatnie słowa.

- A, tak sobie gadam do siebie – Bartek lekceważąco machnął ręką. Nie miał ochoty rozwijać tematu. Ani dotyczącego spraw zawodowych, ani prywatnych. – Może wyskoczymy dziś na jakieś piwo wieczorem? - zapytał, chcąc odwrócić uwagę Mariusza.

- Beata jeszcze nie wróciła? – przenikliwość kolegi była niesamowita. – No, chłopie. To faktycznie należy korzystać z życia ile się da – roześmiał się głośno, po czym zamknął drzwi kabiny.
Bartek nie zamierzał kontynuować wątku, dlatego szybko ulotnił się do swojego pokoju. Dobrze, że miał go prawie na wyłączność. Koleżanka, która dzieliła z nim przestrzeń biura zazwyczaj była pochłonięta własnymi sprawami. A jeśli nawet miała ochotę na jakieś pogawędki, to najczęściej robiła to ze swoimi koleżankami z innego pokoju.

Usiadł przy swoim biurku i zapatrzył się w monitor. Trzy dni temu wrócili z górskiego domku Emi. Trzy dni pozostały do powrotu Beaty. Miał wrażenie, że stoi w lekkim życiowym rozkroku. Dwie kobiety. Każda inna, a jakże ważna dla niego. Co powinien teraz zrobić? „Nic. Zupełnie nic teraz nie rób. Żyj” – jakiś głos w jego głowie brzmiał coraz wyraźniej. Może to było faktycznie najlepsze rozwiązanie? Pozwolić, aby sprawy potoczyły się same. Aby Los zadecydował za niego. Nie chciał na razie myśleć o przyszłości. Chciał cieszyć się tym, co jest teraz. To było takie świeże, ekscytujące, nowe. Poczuł się nagle jak podróżnik, który odkrywa nieznane sobie jeszcze zakątki. Zagrały w nim pierwotne instynkty łowcy. A może i nawet „samca Alfa”, który potrzebuje potwierdzenia swojej męskości.