niedziela, 13 stycznia 2019

Reset

Delegacja przebiegła bez większych problemów, a rozmowy handlowe rokowały na przyszłość bardzo dobrze. Ten fakt też z pewnością miał swój wpływ na podjęte przez niego decyzje. Gdy na pożegnalnej kolacji usłyszał o jej azylu w Pieninach, do którego zamierza pojechać w ramach dodatkowych wolnych dni, nie mógł sobie znaleźć miejsca. Wiedział, że powinien jechać do Beaty i choć ostatnie dni spędzić z nią razem. Czy warto było jednak tam jechać na te parę dni? Jego partnerka z pewnością już znalazła sobie jakieś towarzystwo, z którym miło można spędzać czas. A Emi z takim napięciem w oczach czekała na jego decyzję. Zaproszenie do górskiej chaty kusiło i obiecywało coś, co poruszyło w nim jakieś dawno zapomniane nuty emocji. Podekscytowanie. Napięcie. Nadzieję? Fakt, nie miał okazji sprawdzać ostatnio, czy jego osobisty urok nadal działa na płeć przeciwną. Co prawda podczas kolacji złapał kilka rozmarzonych spojrzeń towarzyszących im na wyjeździe kobiet. Mógł spać spokojnie. Wciąż potrafił. Trzyletni stały związek w żaden niekorzystny sposób nie wpłynął na jego męski potencjał.

Mimo wszystko z lekką obawą wykręcał numer komórki Beaty. Odebrała po trzech sygnałach. Jak zwykle zresztą.

- Hej – wydukał i głos uwiązł mu w gardle.

- O, cześć! – głos po drugiej stronie był niezwykle radosny. W tle szumiało morze, szepcząc teraz jego kobiecie jakieś tajemnicze opowieści. Nagle za nią zatęsknił. Za jej uśmiechem w kącikach warg. Za żartobliwym błyskiem w oku. Za ciepłym i niezwykle seksownym ciałem. Takie właśnie było, mimo upływu lat i wbrew pogłoskom jakoby ciąża mnoga uniemożliwiała powrót do świetnej sylwetki. Beata była zaprzeczeniem tej tezy. Skończyła jakiś czas czterdziestkę, urodziła bliźniaki będące obecnie dwoma drągalami na studiach. A jej ciało nadal przyciągało niejedno męskie spojrzenie. Dobrze o tym wiedział. Ciekawe, czy już zdążyła kogoś zauroczyć tym swoim wrodzonym wdziękiem. Nie obawiał się, że go zdradzi. Był pewien, że jest mu wierna.

- Beata, nie uda mi się jednak dojechać nad morze – wykrztusił wreszcie z siebie słowa, które tak bardzo mu ciążyły. Czuł się niezręcznie, okłamując ją. Chyba po raz pierwszy. Tłumaczył się jak mógł przed samym sobą z pobudek swoich decyzji, ale to nic nie dawało. – Wracam z delegacji co prawda jutro, jednak zanosi się na to, że trzeba będzie znowu ostro zabrać się do pracy. Rozmowy świetnie nam poszły – pochwalił się nie wiadomo po co.

- Szkoda. Myślałam, że jednak w drugim tygodniu uda Ci się do mnie dołączyć. Miejsce jest naprawdę wspaniałe. Pogoda przepiękna i całe niemal dnie spędzam na plaży – zaczęła mu z przejęciem opowiadać o swoim urlopie. Chciał i nie chciał jej słuchać. Czuł na sobie spojrzenie Emi, która zupełnie bez skrępowania nadal stała obok niego i niewątpliwie przysłuchiwała się rozmowie.

- Słuchaj, przepraszam – przerwał jej raptownie. – Muszę niestety kończyć, bo już mnie wzywają. Odezwę się do ciebie. Ewentualnie będę oddzwaniał – zastrzegł się od razu i poczuł, jak rumieniec wypływa mu na twarz okoloną dwudniowym zarostem. Emi już nie ukrywała triumfalnego uśmiechu. Uśmiechnął się do niej i mrugnął porozumiewawczo, a potem pokazał uniesiony w górę kciuk. Teraz dopiero zaczął się cieszyć perspektywą spędzenia następnych dni w jej towarzystwie.

Chata w Pieninach okazała się niezwykle klimatyczna. Zachowano „góralski styl”, a sam dom był ciasno przytulony do ściany świerkowego lasu. Wszędzie pachniało igliwiem i dymem z innych chat, pochowanych wśród szczytów. Na podwórku natomiast stał sobie zwykły pieniek z wbitym toporkiem i rozrzuconymi wokoło kawałkami drzewa. W środku już czekał wesoło podrygujący płomień w kominku. Emi zadzwoniła wcześniej do zaprzyjaźnionego miejscowego sąsiada i ten zapewnił im niemal od razu wygodny i ciepły nocleg. Pan Antoni przyniósł także różne smakołyki, przyrządzone przez swoją żonę i dorosłą córkę. Znikały szybko w ustach przybyłych turystów. Ostatecznie przyjechała ich czwórka. Emi towarzyszyła jej przyjaciółka z działu HR, a jemu kumpel z działu technicznego. Szybko rozlokowali się po pokojach, a potem zeszli do salonu. Porozsiadali się po fotelach i kanapach. Emi z barku wyjęła trunki i drobne przekąski. Leniwie prowadzili rozmowy, popatrując jednym okiem we włączoną plazmę. Bartek czuł się coraz bardziej zrelaksowany. Fotel - spowity dodatkowo w jakieś futrzane, miękkie obicie - wtulał go w siebie i prowokująco łaskotał w lewe ucho. Kominek hipnotyzował blaskiem ognia, który pląsał zapamiętale w jakimś swoim własnym tańcu.

- Żyć, nie umierać, prawda? – usłyszał nagle przy swoim lewym, już wcześniej podrażnionym uchu szept i owionął go zapach delikatnej konwalii. To Emi przysiadła na poręczy jego fotela i przechyliła się niebezpiecznie blisko w jego stronę. Brązowe loki załaskotały go w policzek i szyję. Drgnął nieznacznie. A potem pod wpływem jakiegoś impulsu przyciągnął ją do siebie. Nie spodziewała się tego i wpadła w jego objęcia. No, może nie całkiem. Wylądowała mu na kolanach, a on nagle wyczuł kształt jej piersi pod góralskim swetrem. – Co ty wyprawiasz?! – roześmiała się dźwięcznym głosem i próbowała wstać.

- Nie tak prędko, moja droga – Bartek przytrzymał ją delikatnie za ramiona. Nie chciał, aby się od niego oddaliła. Pragnął trzymać ją w swoich objęciach, tulić do siebie coraz mocniej, a potem całować bez końca. Marzył, aby powoli smakować jej skórę, która z pewnością była aksamitnie słodka.

- Hej. Proszę mnie natychmiast wypuścić – Emi śmiała się rozbawiona, może nawet nie do końca świadoma myśli, które jemu już krążyły w żyłach, podnosząc temperaturę krwi.

- Ale tylko na chwilę – uśmiechnął się do niej i wreszcie pomógł się podnieść. W salonie zostali sami. Oboje nawet nie zauważyli, kiedy pozostałe dwie osoby chyłkiem oddaliły się do jednego z pokoi. Razem. A może jednak oddzielnie?

Bartek patrzył teraz z bliska na kobietę stojącą przed nim na tle płomieni. Cienie chowały się za nią, by nagle znienacka wyskoczyć zza jej pleców. Emanowała z niej jakaś pierwotna energia, która coraz bardziej przejmowała kontrolę nad jego zmysłami. Wtem, nie wiadomo skąd popłynęła cicha, zmysłowa muzyka pieszcząca jego wrażliwe uszy. Z fascynacją patrzył, jak Emi daje się ponieść jej dźwiękom. Nagle sama stała się muzyką, zbiorem określonych nut, które już wyciągały dłoń, zapraszając do wspólnego tańca. Szybkim ruchem poderwał się z wygodnego fotela i płynnym ruchem wciągnął w swoją przestrzeń. Dostosowała się bez wahania, z ufnością dziecka. Podążała za nim, wciąż dotrzymując kroku. Pierwszy raz trzymał w ramionach taką partnerkę do tańca. Byli niemal dla siebie stworzeni. Powietrze wokół nich skrzyło, a oni nie byli w stanie oderwać się od siebie. Utwór już dawno przebrzmiał, a oni stali wciąż ciasno splątani w siebie. Bartek chciwie wdychał jej zapach schowany we włosach. Powoli skierował swoją dłoń w kierunku jej karku. Niemal natychmiast wkradła się w jej gęste loki. Penetrowała nieznany teren z namysłem i pełną kontrolą, by po chwili się rozluźnić i cieszyć bliskością. Ciepłem ciała drugiej osoby. Pożądaniem budzącym się nagle, jakby … ze stuletniego snu.

- Zatańczmy jeszcze raz, proszę – jej usta w przelocie ucałowały jego prawe ucho. Poczuł przyjemny dreszcz i zapragnął poczuć go raz jeszcze.

- Coś do mnie mówiłaś? – wyszeptał w jej szyję, którą chwilę później już obdarowywał drobnymi pocałunkami.

- Za … Za-tańczmy JESZSZCZEEEE raz – przedostatnie słowo wyjątkowo podrażniło jego Ego. Teraz miał w głowie tylko to przedłużające się „jeszcze”, które elektryzowało go raz po raz. – Zatańczmy, proszę – Emi już przylgnęła do niego, dostosowując się do dźwięków.

- Tańczmy zatem. Jakby dziś miał się skończyć świat … albo powstać nowy – wyszeptał w jej włosy.

Była jak narkotyk. Teraz już nie potrafił bez niej funkcjonować. Dobrze, że codziennie mogli się zobaczyć i wypić choćby kawę, zamieniając kilka nawet nieznaczących słów. Nie wyobrażał sobie, jak mógłby żyć bez widoku jej zgrabnej sylwetki. Odsuwał od siebie myśli o powrocie Beaty. Miał nastąpić za trzy dni. Od ich ostatniej dość lakonicznej rozmowy nie kontaktowali się ze sobą. On był zbyt zajęty osobą Emi. Ona? Może plażowaniem, a może towarzystwem osób, z którymi z pewnością się tam spotykała. Nigdy nie narzucał jej, co ma robić i z kim się widywać. Zakochał się w niej uczuciem bardzo głębokim, można rzec nawet, że głównie platonicznym. Działała na niego tak kojąco, choć sama w tamtym okresie przeżywała ogromne stresy. Był przy niej, wspierał, pocieszał, dodawał siły ale … jednocześnie pewną energię czerpał również z niej. Choć może głośno nigdy się do tego nie przyznał. Nawet przed samym sobą. A potem jakoś tak się naturalnie złożyło, że zostali razem i szli przez życie ramię w ramię od trzech lat. To był dobry związek. W sumie to chyba najlepszy, jaki mu się kiedykolwiek przydarzył.

„Dlaczego zatem stawiasz go na szali?” – odezwało się nagle sumienie, które oczywiście musiało akurat teraz dodać swoje ‘trzy grosze’.

- Może nadszedł czas na zmiany – odpowiedział na głos, patrząc w lustro firmowej łazienki.

- Co masz na myśli? – kolega z zespołu wszedł do środka w momencie, gdy wypowiadał ostatnie słowa.

- A, tak sobie gadam do siebie – Bartek lekceważąco machnął ręką. Nie miał ochoty rozwijać tematu. Ani dotyczącego spraw zawodowych, ani prywatnych. – Może wyskoczymy dziś na jakieś piwo wieczorem? - zapytał, chcąc odwrócić uwagę Mariusza.

- Beata jeszcze nie wróciła? – przenikliwość kolegi była niesamowita. – No, chłopie. To faktycznie należy korzystać z życia ile się da – roześmiał się głośno, po czym zamknął drzwi kabiny.
Bartek nie zamierzał kontynuować wątku, dlatego szybko ulotnił się do swojego pokoju. Dobrze, że miał go prawie na wyłączność. Koleżanka, która dzieliła z nim przestrzeń biura zazwyczaj była pochłonięta własnymi sprawami. A jeśli nawet miała ochotę na jakieś pogawędki, to najczęściej robiła to ze swoimi koleżankami z innego pokoju.

Usiadł przy swoim biurku i zapatrzył się w monitor. Trzy dni temu wrócili z górskiego domku Emi. Trzy dni pozostały do powrotu Beaty. Miał wrażenie, że stoi w lekkim życiowym rozkroku. Dwie kobiety. Każda inna, a jakże ważna dla niego. Co powinien teraz zrobić? „Nic. Zupełnie nic teraz nie rób. Żyj” – jakiś głos w jego głowie brzmiał coraz wyraźniej. Może to było faktycznie najlepsze rozwiązanie? Pozwolić, aby sprawy potoczyły się same. Aby Los zadecydował za niego. Nie chciał na razie myśleć o przyszłości. Chciał cieszyć się tym, co jest teraz. To było takie świeże, ekscytujące, nowe. Poczuł się nagle jak podróżnik, który odkrywa nieznane sobie jeszcze zakątki. Zagrały w nim pierwotne instynkty łowcy. A może i nawet „samca Alfa”, który potrzebuje potwierdzenia swojej męskości.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz