Mimo wszystko z lekką obawą wykręcał numer komórki Beaty. Odebrała po trzech sygnałach. Jak zwykle zresztą.
- Hej – wydukał i głos uwiązł mu w gardle.
- O, cześć! – głos po drugiej stronie był niezwykle radosny. W tle szumiało morze, szepcząc teraz jego kobiecie jakieś tajemnicze opowieści. Nagle za nią zatęsknił. Za jej uśmiechem w kącikach warg. Za żartobliwym błyskiem w oku. Za ciepłym i niezwykle seksownym ciałem. Takie właśnie było, mimo upływu lat i wbrew pogłoskom jakoby ciąża mnoga uniemożliwiała powrót do świetnej sylwetki. Beata była zaprzeczeniem tej tezy. Skończyła jakiś czas czterdziestkę, urodziła bliźniaki będące obecnie dwoma drągalami na studiach. A jej ciało nadal przyciągało niejedno męskie spojrzenie. Dobrze o tym wiedział. Ciekawe, czy już zdążyła kogoś zauroczyć tym swoim wrodzonym wdziękiem. Nie obawiał się, że go zdradzi. Był pewien, że jest mu wierna.
- Beata, nie uda mi się jednak dojechać nad morze – wykrztusił wreszcie z siebie słowa, które tak bardzo mu ciążyły. Czuł się niezręcznie, okłamując ją. Chyba po raz pierwszy. Tłumaczył się jak mógł przed samym sobą z pobudek swoich decyzji, ale to nic nie dawało. – Wracam z delegacji co prawda jutro, jednak zanosi się na to, że trzeba będzie znowu ostro zabrać się do pracy. Rozmowy świetnie nam poszły – pochwalił się nie wiadomo po co.
- Szkoda. Myślałam, że jednak w drugim tygodniu uda Ci się do mnie dołączyć. Miejsce jest naprawdę wspaniałe. Pogoda przepiękna i całe niemal dnie spędzam na plaży – zaczęła mu z przejęciem opowiadać o swoim urlopie. Chciał i nie chciał jej słuchać. Czuł na sobie spojrzenie Emi, która zupełnie bez skrępowania nadal stała obok niego i niewątpliwie przysłuchiwała się rozmowie.
- Słuchaj, przepraszam – przerwał jej raptownie. – Muszę niestety kończyć, bo już mnie wzywają. Odezwę się do ciebie. Ewentualnie będę oddzwaniał – zastrzegł się od razu i poczuł, jak rumieniec wypływa mu na twarz okoloną dwudniowym zarostem. Emi już nie ukrywała triumfalnego uśmiechu. Uśmiechnął się do niej i mrugnął porozumiewawczo, a potem pokazał uniesiony w górę kciuk. Teraz dopiero zaczął się cieszyć perspektywą spędzenia następnych dni w jej towarzystwie.
Chata w Pieninach okazała się niezwykle klimatyczna. Zachowano „góralski styl”, a sam dom był ciasno przytulony do ściany świerkowego lasu. Wszędzie pachniało igliwiem i dymem z innych chat, pochowanych wśród szczytów. Na podwórku natomiast stał sobie zwykły pieniek z wbitym toporkiem i rozrzuconymi wokoło kawałkami drzewa. W środku już czekał wesoło podrygujący płomień w kominku. Emi zadzwoniła wcześniej do zaprzyjaźnionego miejscowego sąsiada i ten zapewnił im niemal od razu wygodny i ciepły nocleg. Pan Antoni przyniósł także różne smakołyki, przyrządzone przez swoją żonę i dorosłą córkę. Znikały szybko w ustach przybyłych turystów. Ostatecznie przyjechała ich czwórka. Emi towarzyszyła jej przyjaciółka z działu HR, a jemu kumpel z działu technicznego. Szybko rozlokowali się po pokojach, a potem zeszli do salonu. Porozsiadali się po fotelach i kanapach. Emi z barku wyjęła trunki i drobne przekąski. Leniwie prowadzili rozmowy, popatrując jednym okiem we włączoną plazmę. Bartek czuł się coraz bardziej zrelaksowany. Fotel - spowity dodatkowo w jakieś futrzane, miękkie obicie - wtulał go w siebie i prowokująco łaskotał w lewe ucho. Kominek hipnotyzował blaskiem ognia, który pląsał zapamiętale w jakimś swoim własnym tańcu.
- Żyć, nie umierać, prawda? – usłyszał nagle przy swoim lewym, już wcześniej podrażnionym uchu szept i owionął go zapach delikatnej konwalii. To Emi przysiadła na poręczy jego fotela i przechyliła się niebezpiecznie blisko w jego stronę. Brązowe loki załaskotały go w policzek i szyję. Drgnął nieznacznie. A potem pod wpływem jakiegoś impulsu przyciągnął ją do siebie. Nie spodziewała się tego i wpadła w jego objęcia. No, może nie całkiem. Wylądowała mu na kolanach, a on nagle wyczuł kształt jej piersi pod góralskim swetrem. – Co ty wyprawiasz?! – roześmiała się dźwięcznym głosem i próbowała wstać.
- Nie tak prędko, moja droga – Bartek przytrzymał ją delikatnie za ramiona. Nie chciał, aby się od niego oddaliła. Pragnął trzymać ją w swoich objęciach, tulić do siebie coraz mocniej, a potem całować bez końca. Marzył, aby powoli smakować jej skórę, która z pewnością była aksamitnie słodka.
- Hej. Proszę mnie natychmiast wypuścić – Emi śmiała się rozbawiona, może nawet nie do końca świadoma myśli, które jemu już krążyły w żyłach, podnosząc temperaturę krwi.
- Ale tylko na chwilę – uśmiechnął się do niej i wreszcie pomógł się podnieść. W salonie zostali sami. Oboje nawet nie zauważyli, kiedy pozostałe dwie osoby chyłkiem oddaliły się do jednego z pokoi. Razem. A może jednak oddzielnie?
Bartek patrzył teraz z bliska na kobietę stojącą przed nim na tle płomieni. Cienie chowały się za nią, by nagle znienacka wyskoczyć zza jej pleców. Emanowała z niej jakaś pierwotna energia, która coraz bardziej przejmowała kontrolę nad jego zmysłami. Wtem, nie wiadomo skąd popłynęła cicha, zmysłowa muzyka pieszcząca jego wrażliwe uszy. Z fascynacją patrzył, jak Emi daje się ponieść jej dźwiękom. Nagle sama stała się muzyką, zbiorem określonych nut, które już wyciągały dłoń, zapraszając do wspólnego tańca. Szybkim ruchem poderwał się z wygodnego fotela i płynnym ruchem wciągnął w swoją przestrzeń. Dostosowała się bez wahania, z ufnością dziecka. Podążała za nim, wciąż dotrzymując kroku. Pierwszy raz trzymał w ramionach taką partnerkę do tańca. Byli niemal dla siebie stworzeni. Powietrze wokół nich skrzyło, a oni nie byli w stanie oderwać się od siebie. Utwór już dawno przebrzmiał, a oni stali wciąż ciasno splątani w siebie. Bartek chciwie wdychał jej zapach schowany we włosach. Powoli skierował swoją dłoń w kierunku jej karku. Niemal natychmiast wkradła się w jej gęste loki. Penetrowała nieznany teren z namysłem i pełną kontrolą, by po chwili się rozluźnić i cieszyć bliskością. Ciepłem ciała drugiej osoby. Pożądaniem budzącym się nagle, jakby … ze stuletniego snu.
- Zatańczmy jeszcze raz, proszę – jej usta w przelocie ucałowały jego prawe ucho. Poczuł przyjemny dreszcz i zapragnął poczuć go raz jeszcze.
- Coś do mnie mówiłaś? – wyszeptał w jej szyję, którą chwilę później już obdarowywał drobnymi pocałunkami.
- Za … Za-tańczmy JESZSZCZEEEE raz – przedostatnie słowo wyjątkowo podrażniło jego Ego. Teraz miał w głowie tylko to przedłużające się „jeszcze”, które elektryzowało go raz po raz. – Zatańczmy, proszę – Emi już przylgnęła do niego, dostosowując się do dźwięków.
- Tańczmy zatem. Jakby dziś miał się skończyć świat … albo powstać nowy – wyszeptał w jej włosy.
Była jak narkotyk. Teraz już nie potrafił bez niej funkcjonować. Dobrze, że codziennie mogli się zobaczyć i wypić choćby kawę, zamieniając kilka nawet nieznaczących słów. Nie wyobrażał sobie, jak mógłby żyć bez widoku jej zgrabnej sylwetki. Odsuwał od siebie myśli o powrocie Beaty. Miał nastąpić za trzy dni. Od ich ostatniej dość lakonicznej rozmowy nie kontaktowali się ze sobą. On był zbyt zajęty osobą Emi. Ona? Może plażowaniem, a może towarzystwem osób, z którymi z pewnością się tam spotykała. Nigdy nie narzucał jej, co ma robić i z kim się widywać. Zakochał się w niej uczuciem bardzo głębokim, można rzec nawet, że głównie platonicznym. Działała na niego tak kojąco, choć sama w tamtym okresie przeżywała ogromne stresy. Był przy niej, wspierał, pocieszał, dodawał siły ale … jednocześnie pewną energię czerpał również z niej. Choć może głośno nigdy się do tego nie przyznał. Nawet przed samym sobą. A potem jakoś tak się naturalnie złożyło, że zostali razem i szli przez życie ramię w ramię od trzech lat. To był dobry związek. W sumie to chyba najlepszy, jaki mu się kiedykolwiek przydarzył.
„Dlaczego zatem stawiasz go na szali?” – odezwało się nagle sumienie, które oczywiście musiało akurat teraz dodać swoje ‘trzy grosze’.
- Może nadszedł czas na zmiany – odpowiedział na głos, patrząc w lustro firmowej łazienki.
- Co masz na myśli? – kolega z zespołu wszedł do środka w momencie, gdy wypowiadał ostatnie słowa.
- A, tak sobie gadam do siebie – Bartek lekceważąco machnął ręką. Nie miał ochoty rozwijać tematu. Ani dotyczącego spraw zawodowych, ani prywatnych. – Może wyskoczymy dziś na jakieś piwo wieczorem? - zapytał, chcąc odwrócić uwagę Mariusza.
- Beata jeszcze nie wróciła? – przenikliwość kolegi była niesamowita. – No, chłopie. To faktycznie należy korzystać z życia ile się da – roześmiał się głośno, po czym zamknął drzwi kabiny.
Bartek nie zamierzał kontynuować wątku, dlatego szybko ulotnił się do swojego pokoju. Dobrze, że miał go prawie na wyłączność. Koleżanka, która dzieliła z nim przestrzeń biura zazwyczaj była pochłonięta własnymi sprawami. A jeśli nawet miała ochotę na jakieś pogawędki, to najczęściej robiła to ze swoimi koleżankami z innego pokoju.
Usiadł przy swoim biurku i zapatrzył się w monitor. Trzy dni temu wrócili z górskiego domku Emi. Trzy dni pozostały do powrotu Beaty. Miał wrażenie, że stoi w lekkim życiowym rozkroku. Dwie kobiety. Każda inna, a jakże ważna dla niego. Co powinien teraz zrobić? „Nic. Zupełnie nic teraz nie rób. Żyj” – jakiś głos w jego głowie brzmiał coraz wyraźniej. Może to było faktycznie najlepsze rozwiązanie? Pozwolić, aby sprawy potoczyły się same. Aby Los zadecydował za niego. Nie chciał na razie myśleć o przyszłości. Chciał cieszyć się tym, co jest teraz. To było takie świeże, ekscytujące, nowe. Poczuł się nagle jak podróżnik, który odkrywa nieznane sobie jeszcze zakątki. Zagrały w nim pierwotne instynkty łowcy. A może i nawet „samca Alfa”, który potrzebuje potwierdzenia swojej męskości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz