czwartek, 10 stycznia 2019

Perspektywa

Wytarła ręce i rozejrzała się po kuchni. Wyglądało na to, że nadszedł kres domowych obowiązków. Uśmiechnęła się do siebie. Miała taką wielką ochotę wrócić do książki, którą zaczęła wczoraj czytać. Oczami wyobraźni już widziała siebie w fotelu obok wysokiej lampy z abażurem, dającej takie cudne, ciepłe światło. Uwielbiała zasiadać na tym niezwykle wygodnym meblu, odziedziczonym kilka lat temu po ukochanym dziadku. A decyzja o renowacji starego fotela była chyba najlepszą w jej życiu. Już miała skierować swoje kroki do pokoju, gdy przypomniała sobie o pustej tubce pasty do zębów.

- Nieee … tylko nie to – Dorota jęknęła przeciągle. Wizja spokojnego wieczoru z książką zaczęła się powoli rozmywać. Tym razem nie było szans, aby ktoś ją wyręczył w zakupach. Powód był bardzo prozaiczny. Siedziała sama w domu. To była nawet dość niezwykła sytuacja przy modelu: 2 + 3.
„Choć może teraz już coraz częściej będzie się tak zdarzało” – zadumała się. Było to ze wszech miar możliwe, biorąc pod uwagę, że każda z jej pociech osiągnęła zaszczytne miano „nastolatka”, a mąż przesiadywał w firmie dłużej, niż wymagałaby tego zwykła w tym przypadku przyzwoitość.
„No, tak. Wszystko się zmienia” – westchnęła.

Spojrzała na zegarek. Całkiem gustownie wyglądał na jej nadgarstku. Pleciony pasek był może trochę za szeroki i dlatego zazwyczaj się zsuwał, miękko osiadając na tej części jej przedramienia. Wskazywał teraz godzinę 19.30. Dorota westchnęła po raz drugi i wsunęła stopy w wygodne klapki na koturnie.

„Trzeba przyznać, że faktycznie wysmuklają łydki” – z uznaniem zaczęła się przyglądać swoim nogom w wielkiej lustrzanej tafli szafy, stojącej przy drzwiach. – Dobrze, że jest ciepło i wystarczy jedynie założyć buty – powiedziała na głos, uśmiechając się po raz kolejny do swojego odbicia. Tym razem odpowiedział jej filuterny błysk w oczach postaci, której widok towarzyszył jej od urodzenia.
Przeszła przez próg, a potem odwróciła się, by zamknąć dom. Cudownie było mieć jakąś własną przestrzeń. Nawet jeśli był to „tylko” nieduży dom z małym ogródkiem i jedną wiśnią. Wszystko teraz wydawało się lepsze niż wtedy, gdy mieszkali w bloku. Życie sprawami sąsiadów zupełnie jej nie ekscytowało. Potrzebowała wręcz odrobiny prywatności. A teraz i tutaj właśnie ją miała. Razem z wyczekiwaną kiedyś z takim utęsknieniem … „chwilą dla siebie”.

Schowała klucze do niedużej torebki i żwawym krokiem ruszyła w stronę furtki. Po chwili zamykała ją na skobelek i mogła zrealizować wyznaczone sobie zadanie. Nie planowała wizyty w osiedlowej „sieciówce”, gdzie może i ceny były korzystniejsze, ale w zamian otrzymywało się całkiem sporą dawkę frustracji i dodatkowego stresu, stojąc w kolejkach. Zamykając drzwi, uświadomiła sobie jednak, że nie tylko tej pasty brakuje. I to przeważyło. Pomaszerowała więc „prosto w paszczę lwa”, zamiast do jakiegoś innego osiedlowego sklepu.

„Może o tej porze nie będzie tak wielu klientów? – pomyślała z nadzieją, wchodząc do środka. Postanowiła nie brać koszyka, by w ekspresowym tempie zebrać wszystkie potrzebne rzeczy ze sklepowych półek. Niestety nadzieja szybko prysła. A dokładnie w momencie, gdy chciała zapłacić za wybrane wiktuały.
Dorota rozejrzała się. Do najbliższych dwóch otwartych kas ogonek zblazowanych lub zirytowanych klientów był niepokojąco długi. Na szczęście jej wzrok zarejestrował jakiś mały ruch w oddali. Mając w rękach zaledwie kilka produktów, płynnie przepłynęła wśród półek w tamtą stronę. Tak! Miała rację. Do bocznej kasy stały zaledwie cztery osoby, a na ladzie już leżały produkty, które należały do dwóch pierwszych.

„Uff. Może nie będzie tak źle” – pomyślała, ale mimo wszystko czujnym okiem zlustrowała osoby stojące przy sąsiedniej kasie. Doszła jednak do wniosku, że lepiej jej tam nie będzie. Podobnie chyba sytuację oceniła jakaś nieznajoma starsza kobieta, która niespodziewanie wyskoczyła z sąsiedniej kolejki i stanęła jak gdyby nic za Dorotą.

- Tu chyba będzie szybciej – oznajmiła pewnym siebie, aczkolwiek lekko ochrypłym głosem wprost niemal w jej plecy.

- Tak pani sądzi? A po czym pani wnioskuje? – Dorota odwróciła się do starszej kobiety. Wrodzona ciekawość zwyciężyła. Zapytana na chwilę umilkła, po czym dopowiedziała szeptem suflera:

- Tutaj siedzi doświadczony pracownik. A tam … – znacząco zawiesiła głos – jakiś nowy chłopak, który nie wzbudza mojego zaufania – oznajmiła głosem znawcy.

- Jednak ten „nowy chłopak” całkiem dobrze sobie radzi. Wczoraj miałam okazję osobiście się o tym przekonać. A poza tym, droga pani … - Dorota nie wiedzieć czemu dostosowała sposób komunikacji do swojej rozmówczyni i teatralnie zawiesiła głos. Potem dodała cichutko – Widziałam na plakietce napis [ z-ca kierownika sklepu ] – dokończyła, czekając na reakcję kobiety. Szach!

- A tam … – starsza pani lekko machnęła ręką i lekceważąco się skrzywiła. – Ja tam swoje wiem. Tutaj będzie szybciej, bo tu jest doświadczony pracownik – powtórzyła i niemal wrosła w podłogę.

„Ale istotnym czynnikiem może się też okazać klient” – dodała w myślach Dorota z przerażeniem obserwując poczynania jakiejś młodej dziewczyny przy swojej kasie. Doświadczona kasjerka lekko znudzona czekała, aż otrzyma wyliczoną kwotę. A dziewczyna trzęsącymi się coraz bardziej rękoma próbowała znaleźć w swojej portmonetce odpowiednie monety. Dorota westchnęła już po raz trzeci w przeciągu ostatniej godziny. W tej samej chwili transakcja wreszcie doszła do skutku i rozdygotane dziewczę zgarnęło torbę ze swoimi zakupami i umknęło chyżo. Do rąk kasjerki podjechały rozłożone na całej niemal powierzchni taśmy zakupy kolejnej osoby.

- I co? Widzi pani jak szybko cyka te wszystkie rzeczy? Szast, prast i zaraz skończy – starsza pani znów przerwała nerwową ciszę przy kasach. Gdyby nie trzymane w prawej ręce zakupy, to może i nawet by zaklaskała, albo choć zatarła je z uczuciem zadowolenia.

- Aha … szkoda, że nagle coś zatrzymało ten płynny proces skanowania – Dorota nie mogła się powstrzymać i nie wiadomo po co kontynuowała ten dziwny dialog. Patrzyła jednocześnie na kolejną przesuwającą się do przodu osobę w sąsiedniej kolejce i zaczynała wątpić, czy dobrze oceniła sytuację. Niewykluczone, że gdyby zamieniła się z gadatliwą staruszką miejscami w kolejkach, to mogłaby już płacić za swoje niewielkie zakupy. Na szczęście wątpliwości odnośnie ceny jakiegoś produktu szybko się wyjaśniły i kolejna osoba odchodziła od jej kasy.

- A ja to sobie kupiłam takie kawałki sera – starsza pani już jawnie zwracała się do Doroty. – Nie powinnam jeść niczego przed dwudziestą, ale … ech, jakoś nie mogę sobie odmówić zjedzenia paru. Ten ser to wnuczek mi pokazał – dodała z dumą. – Kiedyś był ze mną tutaj na zakupach – pochwaliła się jeszcze raz i potoczyła wzrokiem po osobach ze swojej kolejki.

- O! – Dorota, choć obiecała sobie już nie zabierać głosu, nie była w stanie powstrzymać się od reakcji. – A w jaki sposób pani go konsumuje? Kroi pani w plastry, czy może w słupki i tak sobie je podjada z talerzyka lub miseczki? – Dorota już miała przed oczami obraz samej siebie wgryzającej się w ser.

- No, co też pani … – babcia wnuka odkrywającego smaki,wydawała się lekko urażona. Następnie sięgnęła do trzymanej w dłoni torebki. – Proszę zobaczyć – podsunęła Dorocie opakowanie foliowe z czymś jasnożółtym w środku.

- Ach! Teraz rozumiem. To takie ruloniki są jakby, tak? – Dorota próbowała dojrzeć, co kryje się pod plastikiem.

- Ruloniki?! Też coś. Paluszki! droga pani. Paluszki. A dokładniej rzecz ujmując: paluszki serowe. Bardzo smaczne zresztą.  Ojejku, ja wiem, że od ósmej już nie powinnam jeść – kobieta nerwowo przestępowała z nogi na nogę i robiła lekko żałosną minę.

- Oj, czasem można sobie pofolgować – Dorota próbowała zbagatelizować potencjalny problem.

- Może i tak. Ale czy to wypada w moim wieku tak sobie dogadzać? – starsza pani była w prawdziwej rozterce, a jej lekko pomarszczone policzki powolutku pokrywały się delikatną czerwienią.

- W pani wieku znowu! wiele rzeczy wypada – odezwała się niespodziewanie jakaś inna starsza kobieta, która dołączyła do ich kolejki. – I to jest bardzo dobra wiadomość. I dla pani i dla mnie – puściła oczko do Doroty, a w jej niesamowicie zielonych oczach na sekundę pojawił się jakiś ognik.

- Tak pani myśli? – Starsza pani z nadzieją zwróciła do nieznajomej.

- Jestem o tym przekonana – kobieta pomachała tabliczką czekolady z uśmiechem na ustach.

- Do widzenia i smacznego życzę – Dorota zwróciła się po raz ostatni do starszej pani, po czym raźnym krokiem ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Te otworzyły się jakby za sprawą magicznego zaklęcia. – Dziękuję bardzo – Dorota kiwnęła przyjaźnie głową jakiemuś obcemu mężczyźnie, który je dla niej przytrzymał.
„Jeszcze tylko parę kroków i wskoczę na swój fotel” – Dorota delektowała się tą myślą, wracając do domu. Tak się na niej skupiła, że w ostatniej chwili dostrzegła postać, która nagle wyrosła przed nią i grubym głosem zapytała:

- Ma pani ogień?

- Przepraszam, ale rodzice zabraniają mi rozmawiać z nieznajomymi – Dorota już wymijała obcego mężczyznę, który jeszcze dłuższą chwilę stał z otwartymi ze zdumienia ustami.

– Ale, ja chciałem tylko pożyczyć zapalniczkę. Nie chciałem wcale o niczym rozmawiać – wyjąkał wreszcie, ale Dorota oczywiście już  tego nie słyszała. Do jej uszu natomiast dotarł zupełnie inny dźwięk.

- Mamo, gdzie znowu byłaś? Stoję tu i czekam i czekam i czekam … - najmłodsza latorośl stała przy furtce i podobnie jak ona w sklepie, zawiesiła teatralnie głos. – Już całe trzy minuty – dziecię całkiem bezczelnie wyszczerzyło zęby w krzywym uśmiechu.

- Moja noga tak szybko tam nie postanie – Dorocie udało się wyartykułować jedynie te słowa, bo pociecha już przerywała jej wypowiedź w pół zdania:

- Stop! Nic więcej nie mów. Znowu miałaś jakąś przygodę. Mamo, nie chcę cię martwić, ale … – dziecię wydawało się trochę jakby zawstydzone – ty chyba jednak przyciągasz do siebie dziwnych ludzi. Ale czemu się dziwić. Sama też jesteś odrobinę dziwna – potomek bywał bezkompromisowy w wyrażaniu swoich opinii. „Mam nadzieję, że tego się nie dziedziczy”– zamyśliło się dziecię i ledwo klucz oznajmił, że zamek w drzwiach nie jest przeszkodą, wystrzeliło do swojego pokoju na poddaszu.

„Hmm…” – do Doroty powoli docierał sens wypowiedzianych przed momentem słów dziecka. I nagle zaczęła chichotać. Najpierw cichutko, potem głośniej, aż wreszcie śmiech odbijał się echem od wszystkich ścian pokoju. A gdy już spokojnie przysiadł na ustach, poczuła się lekko i zwiewnie.
A potem już nie zwlekała dłużej. Umyła ręce, przygotowała sobie zieloną herbatę i umościła się na swoim ulubionym fotelu, w świetle opiekuńczej lampy z abażurem i książką. Odpłynęła w inny świat.

A może tylko spojrzała na niego z innej perspektywy …




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz