Nie mogła w to uwierzyć. Nie była w stanie ogarnąć swoim rozumem tego, co widziały jej oczy. Widok powodował przyspieszone bicie serca i mętlik w głowie. Zamknęła pokrywę i otworzyła ją raz jeszcze w nadziei, że miała tylko przywidzenia. W napięciu włączyła sprzęt raz jeszcze i wbiła wzrok w ekran. Niestety nic się nie zmieniło. Wciąż pulsował cienkimi, kolorowymi paskami i drżał tak, jakby trawiły go dreszcze.
„No to jestem w tzw. ‚czarnej dupie’ teraz …” – pomyślała gniewnie. Świadomość, że nie będzie miała przez najbliższe dni dostępu do swoich dokumentów, poczty oraz fejsa wykorzystywanego jako źródło komunikacji ze znajomymi z kursu, bolała straszliwie. A jeszcze bardziej irytowała ją myśl, że właśnie zaczęła pracę nad ich wspólnymi projektami, zobowiązując się do wykonania pewnych zadań.
- Fuck! Fuck! Fuck! – klęła pod nosem, zamykając po raz ostatni pokrywę laptopa. Zupełnie nie wiedziała co ma teraz zrobić. Może gdyby posiadała większe zasoby finansowe byłoby inaczej. Mogłaby kupić nowy sprzęt, a obecny oddać do jakiegoś serwisu. Nie znała się na komputerach. Była typowym użytkownikiem, który ma jedno oczekiwanie: Sprzęt powinien dobrze działać. Zawsze.
Jak jednak pokazywała obecna sytuacja, nie zawsze było możliwe. Była godzina 20.13 – jak pokazywał usłużnie telefon. „Nie, takie rzeczy się nie zdarzają” – próbowała przekonać samą siebie, że to wszystko jej się tylko śni. Przecież sny potrafią być dość odjechane. Z rozważań wyrwał ją nagle dźwięk wiadomości sms-owej. „Czyli jednak nie śnię. To dzieje się naprawdę” – pomyślała, sięgając niechętnie po komórkę.
<< Za 10 minut będę u Ciebie. Jestem z kumplem. Nie mamy gdzie przenocować, a na dworze ziąb jak cholera >> brzmiał lakoniczny - jak zwykle - komunikat jej starszego o dwa lata brata. „Co jeszcze?” – jęknęła w duchu, odkładając telefon na stół. Potem wstała i włączyła czajnik. Z szafki wyjęła trzy kolorowe pękate kubki, a z drugiej swoją ulubioną sypaną herbatę. Była fanką herbat i uwielbiała robić z nich własne mieszanki. Z tego względu tą ich postać preferowała, namiętnie wypełniając miejsce na półce nowymi odmianami i smakami. Czajnik cichutko zasygnalizował, że zakończył swoją pracę i mogła ogrzać przygotowany imbryk. W przeciągu paru następnych minut nastąpiły dwie rzeczy: herbata zaparzała się, roztaczając wokół niezwykle przyjemny aromat oraz zabrzmiał dzwonek przy drzwiach. Po chwili do mieszkania wpadło dwóch mężczyzn owiniętych ciasno szalikami w kapturach na głowie. Anka ujrzała natomiast najdziwniejsze oczy, jakie do tej pory zdarzyło się jej oglądać. Czarne niemal tęczówki z refleksem pomarańczy przysłaniały gęste, czarne rzęsy – zapewne przedmiot zazdrości niejednej z kobiet. Zahipnotyzowało ją to spojrzenie i na moment niemal usidliło.
- Masz coś do zjedzenia, Sis? – brat nie zdążył się jeszcze całkowicie rozebrać, a już węszył nosem w poszukiwaniu jakiegoś smakołyku – No, co? – wzruszył ramionami. – Głodny jestem. I do tego piekielnie zmarznięty.
- To zmarznięty, czy piekielnie? – wyrwało się Ance. Wciąż jeszcze była oszołomiona widokiem oczu przybysza, ale natura przeważyła. Nie wiedzieć czemu była niezwykle wrażliwa na kontrasty. Wyłapywała je za każdym razem i zmuszała daną osobę do odpowiedzi na takie właśnie pytania. Arek natomiast był znany z takich właśnie trochę sprzecznych wyrażeń.
- Kobieto, zlituj się wreszcie… i nie rób mi siary przed kumplem. Ach, no tak… poznajcie się: to jest Robert. Stary, to jest moja młodsza siostra – Arek teatralnym gestem zatoczył rękoma, po czym czmychnął do kuchni.
- No, tak… Potrzeby pierwotne – Anka skrzywiła się lekko, po czym uświadamiając sobie grymas, jakim obdarowała kolegę brata, szybko podała rękę. – Anka jestem. Witaj, w moich progach i rozgość się – zapraszającym gestem wskazała pokój, który aspirował do rangi salonu. – Jakąś herbatę lub kawę na rozgrzewkę? Czy może gorącą kąpiel lub prysznic? – słowa wyfrunęły jej z ust, zanim pomyślała, co plecie. Chciała je zakryć dłonią, więc szybko podniosła ją do twarzy. W tym samym momencie Robert lekko się nachylił, chcąc ująć jej rękę, a potem bardzo szybko wyprostował. Poczuł bowiem dość silne uderzenie w nos. A może tylko tak mu się zdawało. W tym momencie uświadomił sobie, że nos jest jednak bardzo delikatną częścią ludzkiego ciała, a wszelkie bodźce zewnętrzne, które naruszają jego powierzchnię, odczuwa się wyjątkowo boleśnie.
- Auuuć – zdołał tylko wykrztusić, po czym zakręciło mu się w głowie i musiał się oprzeć o stojącą w pokoju szafkę.
- Aaarek! – Anka w tym samym momencie wykrzyknęła imię brata i rzuciła się w stronę chwiejącego się mężczyzny. Wydało się jej bowiem, że ten zaraz zemdleje.
- Co tu się dzieje?! – Arek wpadł do pokoju, jak burza i teraz patrzył osłupiałym wzrokiem na Roberta, który blady jak kreda opierał się o szafkę jedną ręką, a drugą trzymał się za twarz. – Miałaś tylko się grzecznie przedstawić, a ty nokautujesz mi kumpla? Ty, Zarazo! Że też los pokarał mnie taką siostrą – lamentował głośno, trzymając się za głowę.
- Dość! Nie jesteś w swoim teatrze – Anka tupnęła nogą ze złości. – Przyprowadziłeś kolegę bez pytania, to teraz go niańcz. Ja mam ciekawsze zajęcia. Aha, ręczniki tam gdzie zawsze, a lód w zamrażalce – rzuciła jeszcze, po czym ulotniła się do przedpokoju. Ubrała się w pośpiechu, aby jak najszybciej wyjść i ostudzić emocje. „Ależ jestem beznadziejna. Nagle spotykam kogoś wyjątkowego. Może nawet byłaby okazja gościć go kilka dni, bo przecież Arek to nigdy po jednej nocy się nie ulatnia. Tym samym miałabym szansę lepiej go poznać… A co ja robię na wstępie? Walę gościa prosto w nos. Raaany! Jestem na serio beznadziejna”. To ostatnie zdanie wprost z myśli sfrunęło z jej ust, gdy wciskała guzik, przywołujący windę.
- Ależ, co sąsiadka opowiada?! – rozpoznała głos pana Gustawa. Lubiła tego staruszka, który jako pierwszy przywitał ją serdecznie po tym, jak kupiła to wymarzone mieszkanie w jednym z bloków na warszawskim Ursynowie.
- Dzień dobry, Panie Gustawie – odwróciła się do starszego pana z uśmiechem – A tak sobie utyskuję. Czasem człowiek musi z siebie wyrzucić pewne emocje, prawda? – uśmiechnęła się znowu i przepuściła mężczyznę, przytrzymując drzwi windy.
- A i owszem, a i owszem – potaknął głową odzianą w elegancki kapelusz pan Gustaw, po czym dotknął długim palcem odzianym w rękawiczkę, przycisk z literą „P”. – Proszę jednak pamiętać, młoda damo o pewnej istotniej kwestii … Moim zdaniem jest pani Niezwykłą Kobietą. Szkoda, że taka duża różnica lat nas dzieli – uśmiechnął się wesoło. W oczach, które spokojnie patrzyły zza okularów pojawił się jednak delikatny, żartobliwy błysk.
- Ja też żałuję, Panie Gustawie. Ja też – Anka zrobiła na moment żałosną minę, czym rozśmieszyła mężczyznę. Po chwili już śmiali się oboje i w ten oto sposób podróż z ósmego piętra minęła niezwykle szybko. – Miłego wieczoru życzę – pożegnała się przed klatką ze staruszkiem, chcąc ruszyć w drugą stronę.
- A, dziękuję, dziękuję. Zapowiada się całkiem niezły. Zważywszy na to, że wreszcie znalazłem partnerów do brydża. I to mieszkających tu niedaleko, zaledwie blok dalej. Opatrzność wciąż chyba jest dla mnie łaskawa – roześmiał się zawadiacko. – A Pani to gdzie o takiej późnej porze?
- Muszę zrobić dodatkowe zakupy. Dziś objawił się mój braciszek. I to nie sam, tylko z jakimś kolegą. Dlaczego nie mogę spokojnie pomieszkać? – Anka potrzebowała opowiedzieć komuś o całej sytuacji.
Pan Gustaw był do tego najlepszy. Choć widział Arka zaledwie parę razy, już wyrobił sobie własną opinię na jego temat. Chłopak dawał się lubić, ale był strasznie postrzelony. Zupełne przeciwieństwo młodszej siostry. Niejednokrotnie wpędzał się w różne kłopoty, z których Anka musiała go wyciągać. Ich rodzice zwykle gdzieś podróżowali, dochodząc do wniosku, że rodzeństwo jest na tyle duże, aby zatroszczyć się o siebie. Oczywiście w każdej chwili byli w stanie wesprzeć finansowo swoje pociechy. Owszem, było to na swój sposób pocieszające i Anka skwapliwie z tego korzystała. Jak inaczej mogłaby kupić to obecne mieszkanie? Miała zaledwie 20 lat, choć od kilku prawie sama decydowała o wielu rzeczach. Przez jedną taką właśnie buntowniczą decyzję teraz musiała chodzić na kursy przygotowawcze, aby dostać się na wymarzoną uczelnię. Oczywiście i one były opłacane z pieniędzy rodziców. Anka nigdy nie zastanawiała się w sumie, skąd mają pieniądze na te swoje podróże, różne przyjemności, to jej mieszkanie i kursy oraz „rodzicielską pensję” – jak określała fundusze otrzymywane co miesiąc na swoje konto. Podobną „pensję” otrzymywał też Arek. Co on robił z tymi pieniędzmi, nie wiedziała. Ona przeznaczała je na opłaty za mieszkanie i media oraz życie. Dorywcze prace, których się podejmowała nie wystarczyłyby na pokrycie wszystkich tych wydatków. Zarobione jednak w ten sposób pieniądze dawały szansę na to, aby niekiedy zaoszczędzić jakąś pulę w danym miesiącu. Starała się ją wtedy odkładać na drugim koncie. Czasem wykorzystywała je na drobne przyjemności, takie jak kino lub teatr. Tak, zdecydowanie środki finansowe otrzymywane od rodziców były bardzo pomocne. Tylko, że nie zawsze to wystarczało. Bywały takie dni, gdy Anka marzyła o tym, aby mama z tatą po prostu byli z nią w trudnych chwilach. Pocieszyli dobrym słowem lub gestem. Wbrew ich rozumowaniu, była bardzo młoda i niedoświadczona. I choć bardzo się starała, nie ze wszystkim była w stanie sobie sama poradzić.
„Nie da się wszystkiego załatwić za pieniądze” – powtarzała jej ciotka Maria, siostra matki. Anka w pełni podzielała ten pogląd. Szczególnie, że czasem można było wiele rzeczy załatwić w zupełnie inny sposób. W niektórych kręgach tzw. „barter”, czy też „przyjacielskie przysługi” były w codziennym użytku. Niejednokrotnie korzystała z takiej formy pomocy swoich dobrych znajomych. Sama przecież nie pomalowałaby tak ładnie sufitu i ścian. Nie położyłaby terakoty w mieszkaniu, ani glazury w łazience. Nie wspominając już o drobnych pracach elektrycznych, czy hydraulicznych. Anka bowiem była totalnie „nie-techniczna”. Nie przemawiały do niej te wszystkie zasady działania urządzeń. Chciała tylko ich używać, zgodnie z ich przeznaczeniem.
„O czym ja znowu myślę?” – zganiła się w duchu. Czasem jej myśli wyskakiwały jak przysłowiowe króliki z cylindra magika. Niekiedy była naprawdę zdziwiona, jakimi krętymi ścieżkami podąża jej umysł. Pogrążona w tej plątaninie różnych myśli, skojarzeń i wspomnień dotarła wreszcie do najbliższego większego sklepu w okolicy. Już miała wejść, gdy nagle z mroku wyłoniła się jakaś postać.
- Szefowo! – zagadnął ją jakiś niezbyt schludnie wyglądający mężczyzna – Ale niech się Szefowa mnie nie boi – dodał szybko, widząc minę dziewczyny. – Ja nie chcę żadnych pieniędzy, ani papierosów. Ale taki zimny dziś wieczór, że człowiek kawy by się napił – patrzył na nią prosząco.
- Kawy? A skąd ja panu kawę teraz wytrzasnę? – Anka patrzyła bezradnie, próbując zmusić swój mózg do zwiększonej pracy.
- Ale, Szefowo. Tu w środku jest automat z kawą. Wystarczy wejść i zamówić. Kawa tylko 3 złote.
- Automat? – Anka z obłędem w oczach wpatrywała się w mężczyznę – Człowieku, ja się nie dogaduję z maszynami. Pół godziny temu mój osobisty laptop odmówił mi współpracy. A teraz mam jeszcze oswajać jakiś obcy sprzęt na kawę? Nic z tego – Anka energicznie pokręciła głową.
- Ależ Pani jest zabawna – roześmiał się nieznajomy – A co niby stało się z laptopem?
- A takie paski mu się wyświetlają na ekranie. Obraz drży i nie da się z niego korzystać. A mam pilne rzeczy skończyć. Co ja teraz zrobię? – Anka znowu pogrążyła się w niewesołych rozmyślaniach.
- To może być uszkodzona matryca. Nie spadł pani przypadkiem? A może pani nim o coś uderzyła? – mężczyzna wydawał się zaciekawiony tematem.
- No, nie przypominam sobie, aby stało się coś takiego. Chociaż … – zamyśliła się lekko i nagle przypomniała sobie, jak kilka godzin wcześniej ze złością zatrzasnęła pokrywę swojego przenośnego komputera. Czy jednak to mogło mu aż tak zaszkodzić? Nie była pewna. – A pan skąd może wiedzieć, co może dolegać mojemu laptopowi?
- Szwagier ma serwis komputerowy. Czasem coś tam mu pomagam, bo w sumie to lubię podłubać przy takich sprzętach. No i przy okazji zarobi się parę złotych – mężczyzna lekko się uśmiechnął. – To jak będzie z tą kawą? – wrócił do wcześniejszego tematu.
- Zróbmy tak: ja dam panu pieniądze, a pan sam sobie z tego sprzętu - tu pogardliwie wskazała na stojące przy wejściu urządzenie - wydobędzie tę kawę. Umowa stoi? – Anka już wyjmowała z torebki portfel, szukając odpowiednich monet. – Przepraszam pana, ale naprawdę się spieszę – rzuciła jeszcze szybko, wręczając mężczyźnie 5-cio złotową monetę.
- To ja dam wizytówkę szwagra. Może się przyda – po chwili już wręczał jej kartonik z nazwą i adresem serwisu. – Dziękuję za kawę, Szefowo – dogoniły ją jeszcze ostatnie słowa nieznajomego.
- Ja też dziękuję – Anka machinalnie wzięła wizytówkę z rąk mężczyzny i schowała ją do kieszeni. Następnie szybkim krokiem podążyła w głąb sklepu. „Hmmm … Uszkodzone co? A, matryca. A co to w ogóle jest?” – Ance, stojącej przed jakąś półką w sklepie, ostatnie słowa znowu wyrwały się z ust.
- No, patrz pani. Właśnie! Co to jest?! Znowu wszystko podrożało. Jeszcze niedawno za ten makaron płaciłam 3 złote. A teraz muszę już zapłacić 3,50 zł. Do czego to podobne, aby tak podnosić ceny? – jakaś nieznajoma kobieta była wyraźnie zbulwersowana.
- A może ostatnio była jakaś dłuższa promocja i dlatego cena była niższa. A teraz wróciła do standardowej kwoty – Anka nie wiadomo czemu wdała się w rozmowę, próbując uspokoić kobietę.
- Do „standardowej kwoty”? Skąd się panienka urwała, że tak powiem – nieznajoma wzięła się pod boki. – Toż to wszystko oszuści są. Ustalają te ceny, jak im się podoba i wmawiają nam, klientom, że niby mamy taką wyjątkową okazję, aby coś kupić. Ja tam głupia nie jestem – podsumowała swoją wypowiedź kobieta i nie zaszczyciwszy nawet spojrzeniem osłupiałej Anki, oddaliła się dostojnie w stronę innej półki. Dziewczyna potrzebowała dłuższej chwili, aby ochłonąć. A gdy się już zupełnie ocknęła, szybko wpadła w wir zakupów. Była zmęczona. Teraz, to już tylko chciała jak najszybciej wrócić do domu i zaszyć się w swoim pokoju. „A panowie niech się dogadają sami w kwestii spania w pokoju dziennym.” – pomyślała, wykładając na ladę sprawunki. Na ich szczęście stała tam wersalka, która łatwo się rozkładała. A co istotne, jej powierzchnia spania była naprawdę duża. Mogły spokojnie na niej spać nawet cztery w miarę szczupłe i wysokie osoby. Anka miała kiedyś okazję to sprawdzić.